Większość co światlejszych ekonomistów jest zgodna w ocenie "
pakietu Kołodki": to polityczna gra na zwłokę, "kupowanie czasu",
jaki dzieli od wyborów samorządowych. Spadające gwałtownie poparcie
dla SLD i rządzącej koalicji rodzi wśród niej obawy o wynik wyborów
samorządowych, stąd też "pakiet Kołodki" sprawiać ma wrażenie, że
rząd Millera "ma jakiś pomysł".
Z punktu widzenia gospodarczego proponowane przez Kołodkę
rozwiązania są przysłowiowym "biciem piany".
Oddłużenie najbardziej zadłużonych przedsiębiorstw nie sprawi,
że staną się one rentowne, spowoduje natomiast, że ich wierzyciele
nie dostaną pieniędzy. Wśród tych wierzycieli zadłużonych przedsiębiorstw
są i to w poważnej mierze! instytucje państwowe, w tym wypłacający
renty i emerytury ZUS. Instytucje te planowały swe świadczenia na
rzecz emerytów, rencistów i innych kategorii obywateli właśnie na
podstawie tych wierzytelności, które Kołodko umorzył. Oznacza to,
że wszystkie instytucje państwowe, które nie dostaną zwrotu pieniędzy
od swych dłużników, będą musiały albo pożyczyć pieniądze w bankach (
zapłacą wówczas wysoki procent), albo dostaną dofinansowanie z budżetu
państwa (co oznacza jeszcze większy wzrost podatków). "Pakiet Kołodki",
okazuje się być zakamuflowanym przerzuceniem kosztów źle zarządzanego
państwa na ludzi pracy. Poważni ekonomiści podkreślają, że podatkowe
dławienie pracujących powoduje kurczenie się popytu, więc w konsekwencji
także produkcji i zatrudnienia... "Pakiet Kołodki" w dłuższej perspektywie
czasowej oznacza więc pogorszenie się sytuacji gospodarczej kraju
a przynajmniej nie ma w nim żadnych podstaw do umiarkowanego choćby
optymizmu. Nawiasem mówiąc polityka obarczania świata pracy coraz
to dodatkowymi kosztami nieudolnego rządzenia (taką właśnie politykę
prowadzi dziś SLD i UP) wpisuje się w złą tradycję rządów lewicy
w Polsce, sięgającą jeszcze czasów PRL-owskich...
Wydaje się, że propagandowy charakter ma również druga propozycja,
zawarta w "pakiecie Kołodki" tzw. kredyt podatkowy. Oznacza on,
że ci, którzy podejmą działalność gospodarczą, przez rok korzystać
będą z kredytu, który jednak będą musieli spłacić po roku. Podstawowym
błędem tego rozwiązania jest przyjęte założenie, że ktokolwiek porzuci
posadę ("etat"), aby podjąć własną działalność gospodarczą tylko
dlatego, że... przez rok korzystać będzie z tego kredytu (który jednak
po roku będzie musiał spłacać). Przejście z pracy etatowej na własną
działalność gospodarczą, to tak poważna decyzja życiowa, związana
z tyloma mitręgami i kłopotami, że zachęta w postaci "rocznego kredytu
podatkowego" jest wręcz żenująca i śmieszna...
Wydaje się, że Kołodko chce w ten sposób sprawić wrażenie,
że "rząd troszczy się o przedsiębiorczość". Pozorna to troska.
Zasadnicze wątpliwości budzi też zapowiedź umorzenia "złych
kredytów", jakich udzieliły banki. W dobrze funkcjonującym banku "
zły kredyt" (udzielony przedsiębiorstwu, które go zmarnowało) jest
marginesem. W Polsce jednak udzielanie "złych kredytów" stało się
swoistą praktyką, wynikającą z polityczno-korupcyjnych układów i
powiązań między tym sektorem a postkomunistycznym establishmentem
politycznym. Umorzenie "złych kredytów" to zatem premia dla tego
rodzaju powiązań oraz otwarcie furtki bankom do przerzucenia kosztów
działalności na tych, którzy w bankach oszczędzają.
Wypada zatem podzielić opinię tych ekonomistów i polityków,
którzy w Sejmie i na łamach prasy fachowej poddali najnowszą propozycję
SLD zasadniczej krytyce. W aspekcie ekonomicznym "pakiet Kołodki"
nie zawiera żadnych racjonalnych podstaw, by spodziewać się polepszenia
sytuacji gospodarczej. W aspekcie politycznym jest próbą "ratowania
twarzy" przez SLD, który w najnowszych sondażach cieszy się już tylko
18-procentowym poparciem obywateli.
Nie dziwi, że dla tak rozpaczliwej obrony SLD-owskiego "
image" wybrano jednego z najbardziej bezkrytycznych wobec siebie
działaczy SLD...
Pomóż w rozwoju naszego portalu