Spotkanie "trójkąta weimarskiego" we Wrocławiu zakończyło się "wesołym oberkiem", a kanclerz Schroeder wezwał nawet Polaków, by dali "tak" w referendum. W ten sposób Wrocław, przewidywany
wcześniej przez Michnika na "centrum wypędzonych", stał się raczej centrum przypędzonych: przypędzonych nagłą potrzebą klajstrowania prawdy. Naga prawda jest bowiem taka, że ledwo polskie władze zadeklarowały
chęć współokupowania z Amerykanami i Brytyjczykami Iraku - już prasa niemiecka żachnęła się ostro, wyzywając nawet Polskę od "amerykańskich najemników". Z tymi najemnikami to przesada:
Amerykanie zobowiązali się do pokrycia tylko części kosztów wysyłania naszych wojsk do Iraku, a o żadnym wynagrodzeniu - politycznym czy ekonomicznym - mowy na razie nie ma. Ma nam wystarczyć - "satysfakcja"...
Reakcje prasy niemieckiej - pierwszy odruch, najbardziej szczery?... - nie pozostawiały jednak żadnych wątpliwości: na co ośmiela się ta Polska bez zgody Niemiec?
A przecież jeszcze nie poświęciliśmy naszej suwerenności dla Unii Europejskiej; co to by było, gdybyśmy ją lekkomyślnie poświęcili? Co sądzić o jednostronnych zapewnieniach rządu, że po akcesie
do Unii Europejskiej Polska zachowa przynajmniej suwerenność w dziedzinie moralności i wiary, jeśli obecnie, jeszcze przed akcesem, nie możemy nawet pokojowo "stabilizować sytuacji" w Iraku,
u boku Ameryki, bez zgody Niemiec?...
Toteż spotkanie Schroedera, Chiraca i Kwaśniewskiego we Wrocławiu było intensywną próbą zatarcia niemiłego wrażenia, wywołanego szczerymi reakcjami prasy niemieckiej. Przy okazji i prezydent
Chirac zacierał niemiłe wrażenie, wywołane jego wcześniejszą reakcją na drobny przejaw niezależności polityki polskiej, kiedy to powiedział, że "Polska powinna siedzieć cicho". Teraz, we Wrocławiu,
mówił, że bardzo lubi Polaków... Hm, jedno nie wyklucza drugiego, i nawet układa się w swoistą formułę kompromisową: Lubię Polaków, ale gdy siedzą cicho... Obawiam się, że będzie to formuła
naszego uczestnictwa w Unii Europejskiej, gdyby referendum wypadło na "tak".
We Wrocławiu trzy strony zgodziły się - a właściwie zgodził się prezydent Kwaśniewski - że odtąd podobne decyzje wcześniej będą już "uzgadniane". Ale - z kim? Chyba nie z Unią Europejską,
bo we Wrocławiu był tylko Niemiec i Francuz; prawdziwy ośrodek decyzyjny UE? Ale - też niezupełnie, i nie do końca. Gdy Unia Europejska pęka na "proatlantycką" i "prokontynentalną",
także francuska wizja UE zaczyna coraz bardziej różnić się od niemieckiej. Budowanie wspólnych "eurosił zbrojnych" (sztab już powstał) jeszcze zbliża Niemcy i Francję, ale wydaje się, że zbytnie
centralistyczne francuskie wizje UE wydają się już nazbyt krępujące dla Niemiec. Zauważmy przy okazji, że "eurosiły zbrojne" są pomysłem na wyswobodzenie niemieckiej armii, Bundeswehry, spod kurateli
NATO-wskiej, spod kurateli amerykańskiej...
Po przegranej wojnie Niemcy doświadczyły trojakich skutków klęski. Po pierwsze: zostały podzielone, po wtóre - utraciły swe wschodnie prowincje, po trzecie - armia niemiecka została całkowicie podporządkowana
Ameryce. Jeśli spojrzeć na politykę niemiecką po wojnie - jako kontynuację wysiłków podejmowanych dla przezwyciężenia tych trzech skutków klęski - trzeba zauważyć, że pierwszy skutek, podział Niemiec,
został już przezwyciężony. Budowanie "eurosił zbrojnych" - sposób na wyswobodzenie armii niemieckiej spod amerykańskiej i NATO-wskiej kurateli - właśnie się rozpoczęło, a wciągnięcie Polski
do Unii Europejskiej jest dobrym sposobem na odzyskanie niemieckich wpływów na obecnych polskich ziemiach zachodnich. Otwiera drogę rewidykacjom majątkowym i odszkodowawczym. Chyba nie przypadkiem,
bodajże dwa lata temu, parlament niemiecki uroczyście podziękował "wszystkim niemieckim rządom", które nie uznały przesiedleń bez odszkodowań. Rzeczywiście, żaden rząd niemiecki nie zrezygnował z niemieckiej
indywidualnej własności na polskich ziemiach zachodnich. W tej sytuacji zachęcanie przez kanclerza Schroedera Polaków, aby głosowali na "tak" w nadchodzącym referendum, brzmi bardzo dwuznacznie!
Zwłaszcza że we Wrocławiu kanclerz Schroeder powiedział bardzo wyraźnie, iż liczy już, że "ważne decyzje polskie" będą odtąd uzgadniane. Do tej pory "ważne decyzje" - tak przynajmniej uważaliśmy
- były decyzjami podejmowanymi suwerennie przez władze polskie. Istota novum spotkania we Wrocławiu polega na tym, że kanclerz Schroeder zażądał teraz ich wcześniejszego "uzgadniania". Nie usłyszałem,
żeby prezydent Kwaśniewski zaprzeczył; czyżby gorący apel niemieckiego kanclerza, żeby Polacy głosowali za UE, tak ucieszył prezydenta Kwaśniewskiego, iż odpłacił kanclerzowi milczeniem co do "uzgadniania"?
Powiadają, że kto milczy - zgadza się.
Pomóż w rozwoju naszego portalu