Haniebne zaniedbanie - taki tytuł miał mój materiał o opuszczonym, zrujnowanym Cmentarzu Podgórskim w Krakowie, wydrukowany w 44. numerze Niedzieli z 2
listopada br. Dziś przedstawiam biegunowo odmienną relację (fotografowałem w lipcu 2003 r.) z nekropolii we włoskim miasteczku Clusone, położonym blisko Bergamo,
u stóp Alp Orobickich, zwanych też Bergamaskimi. Dlaczego właśnie ten cmentarz wzbudził moje szczególne zainteresowanie? Bo jest przykładem serdecznego poszanowania pamięci zmarłych, nieliczącej
się z kosztami potrzeby uczczenia ich.
Granice cmentarza wyznacza wiele dużych grobowców - kaplic o najróżniejszych rozwiązaniach architektonicznych i wystroju. Ich wspólną cechą jest to, że wszystkie wyglądają
jak nowe: żadnych ubytków kamieniarki, odpadających tynków, zacieków, zardzewiałych bram. Cały cmentarz uderza olśniewającą czystością nagrobków, pomników, ścieżek. Cechą charakterystyczną grobów w Clusone
(wyciosanych najczęściej z marmuru) są ustawione rzędami na płytach nagrobnych fotografie zmarłych oraz dekorowanie ich realistycznie wykonanymi figurami z brązu, bywa, że naturalnej
wielkości. Choć zwiedzałem cmentarz w biały dzień, kilka razy obleciały mnie dreszczyki lęku, gdy nagle stawałem oko w oko z taką wyglądającą „jak żywa” postacią.
Jak na innych włoskich cmentarzach - są tu też kwatery mogił zbiorowych, z kilkoma piętrami nisz, zamkniętych marmurowymi płytami. Ale nie one nadają ton miastu śmierci w Clusone.
Można mieć zastrzeżenia co do artystycznych walorów niektórych rozwiązań plastycznych; może też powstać przypuszczenie, iż na tym cmentarzu rozgrywa się swego rodzaju rywalizacja, kto wystawi piękniejszy
czy oryginalniejszy grobowiec. Ale nie bałbym się takiej rywalizacji! Obywatele Clusone wiedzą, co jest ważne, i nie udają - jak wielu współczesnych - że śmierci nie ma...
Pomóż w rozwoju naszego portalu