
Ludzie mówią, że Polska to kraj bezprawia... Jeśli złapiesz gumę na drodze, mówią: nie zatrzymuj się. Ryzykując uszkodzenie koła, dojedź do stacji benzynowej. Jeśli zobaczysz na drodze człowieka, nie zwalniaj. Być może osoba ta jest podstawiona. Jeśli wygląda na potrzebującą pomocy, zawiadom z telefonu komórkowego policję.
Nie wyjeżdżaj w dalszą drogę sam. Nie ryzykuj, bądź ostrożny.
Sądziłam, że ludzie przesadzają ze skalą. Wiedziałam, że jest źle, ale nie aż tak... A potem zobaczyłam zdjęcie pokiereszowanej twarzy Dominika...
Dominik dojeżdżał do Warszawy, był wczesny wieczór, ok. godz. 19.00, ruchliwe miejsce. Coś uderzyło o podwozie auta. Dominik zatrzymał wóz i wysiadł. Kątem oka za swoim samochodem zauważył drugi. Kierowca życzliwie powiedział: - Coś się panu urwało z samochodu i uderzyło w mój. Obaj schylili się, by zajrzeć pod wóz. Z tyłu nic, z przodu też. Po sekundzie Dominik zorientował się, że jego auto rusza. Za kierownicą siedział zapewne kumpel „życzliwego”. Dominik brawurowo wskoczył na maskę samochodu. Złapał się kurczowo wycieraczek. Ani myślał puścić, choć sytuacja stawała się dramatyczna. Złodziej szarpał wozem w prawo i lewo. Rozpędził auto. Gwałtownie zahamował. Dominik runął na jezdnię. Stracił przytomność. Jakimś cudem, bo rzecz działa się przecież na środku ruchliwej trasy, nikt nie przejechał, nie potrącił Dominika, ani też - co warto podkreślić - nie udzielił mu pomocy. Jakiś współczesny Samarytanin zadzwonił jednak na policję. Policjanci niemal od razu wyjaśnili, że szansa na odzyskanie samochodu i zawartości jest bliska zeru. - Niech pan się cieszy, że żyje... - powiedzieli rozsądnie. Dominik się cieszy.
Artur jest kierowcą tira. Kilka razy udawało mu się wywinąć złodziejom. Znał z opowieści kolegów przeróżne tricki, pułapki i zatrzymywanie „na kolce”. Jednak gdy na jego drodze stanął policjant, a zobaczył go wyraźnie w światłach pojazdu, bez szemrania zatrzymał się. Była deszczowa noc. Pamiętał samochód na poboczu, mundur i że ten człowiek zachowywał się jakoś dziwnie. Nim dostał pierwszy cios, intuicyjnie wiedział, że dał się złapać... Ocknął się w rowie z rozbitą boleśnie głową. Na policji dowiedział się, że padł ofiarą gangu przebierającego się za patrol drogówki. Samochodu, a tym bardziej jego zawartości, nie odzyskano. Policja wypytywała szefa, czy Artur nie sprawiał wcześniej kłopotów, czy ma do swojego pracownika zaufanie. To było gorsze niż rozbita głowa. Z ofiary stał się nagle podejrzanym. O mało nie stracił pracy i twarzy. Na szczęście szef, który sam latami jeździł, wie, że na drodze dzieją się różne rzeczy.
Uważajmy na drogach, bądźmy czujni, aż do przesady. I choć wiadomo, że niebezpieczeństwo jest wpisane w nasze życie, nie ma sensu go dodatkowo wywoływać czy powiększać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu