Droga, Kochana Pani Aleksandro, chciałoby się napisać: „Nasza Aleksandro”!
Świetne są te Pani listy - odpowiedzi zawsze poruszą jakąś strunę w człowieku. Wraca się do tej rubryki jak do domu rodzinnego, aby popatrzeć, posłuchać, zasłyszeć, co, u kogo i gdzie się dzieje. I choć ten „serial” trwa już kilka lat, wcale się nie nudzi i wciąż jest o czym porozmawiać, a potem - pomyśleć. A nawet - działać!
Zatem chcę Pani osobiście wyrazić wdzięczność i pogratulować odnalezienia powołania w stworzeniu tak licznej - wkrótce już kilkutysięcznej - „rodzinki niedzielno-listowej”. Tym sposobem sztuka epistologii nie zaginie, a myśl nasza - krążąc od człowieka do człowieka - potężnieje i umacnia. Umacnia do wytrwania! Bo „kto wytrwa do końca...” - wiemy, jak wielka czeka nas obietnica. A listy uchylają rąbka tajemnicy naszego prawdziwego „ja”. Ciekawa jestem, co dała ta rubryka przez te lata piszącym i czytającym. Może napisaliby o tym szczególnie ci pierwsi, wcześniejsi. Owszem, było trochę takich listów, ukazujących pewne fragmenty, lecz rzetelna retrospekcja winna ukazywać: skąd wyszliśmy, w jakim punkcie się znajdujemy i - dokąd zmierzamy.
Ze swej strony mogę stwierdzić, że w moim przypadku punktem wyjścia była „samotność wśród swoich” i rozpaczliwe poczucie braku zrozumienia, a także... szaleńcza tęsknota - tak dokładnie to nie wiadomo za czym, lecz realnie bardzo dojmująca i wszechobecna.
Te pierwsze listy to były: łzy, nadzieja, tęsknota i oczekiwanie. To się pamięta, choć sporo czasu minęło. Wydawało się, że „ma się wiele do zaofiarowania”, choć tak naprawdę - nic albo bardzo mało...
Jedni pisali z „powołania literackiego”, inni - w konkretnych potrzebach, a niektórzy - w celach „zdobniczych”, by jakoś to życie upiększyć. Zaś wiele osób - po prostu z prawdziwej życzliwości i serdeczności i w poczuciu, że list może być „lekiem na całe zło”; chorzy - w poszukiwaniu nadziei.
I cóż mogę stwierdzić? Już nie jestem sama, a rodzinę mam teraz przeogromną, mam o kim myśleć, o kogo się martwić, za kogo się modlić (a to lepiej wychodzi, gdy zna się konkretne sprawy, sytuacje, zmartwienia). Wiem, że czekają mnie konkretne możliwości, np. spotkanie - choć nie zawsze jest realne, to inna rzecz. Ale ważne, że jest taka możliwość.
I tak sobie nieraz rozważam: gdy ktoś do mnie pisze, to przecież musi coś dobrego o mnie pomyśleć, bo inaczej by nie pisał(ła). Przedtem musi powziąć zamiar, potem odnieść list na pocztę - jak to wszystko zliczyć, i jeszcze pomnożyć przez wszystkie osoby, to ileż sekund, minut, a nawet godzin „przebywam” w ludzkiej pamięci, a może - sercu... I myślę sobie: a może właśnie teraz ktoś się za mnie modli? Jest to naprawdę cudowne.
Ta „szersza rodzina”, z tym jej zapleczem, sprawia, że kontakty z prawdziwą rodziną stają się o wiele lepsze, owocniejsze. Zaś czas korespondencji skutecznie wypełnia lukę pomiędzy tymi, co odeszli do wieczności, a tymi, którzy jeszcze nie dorośli, ale właśnie dojrzewają. I tak zachowana jest ciągłość, bo człowiek nie toleruje próżni.
A więc dla Pani, Pani Aleksandro - wieniec wawrzynowy jak najbardziej zasłużony i dobrych życzeń moc! Bo czy nie za rzadko czuje się Pani - prawdziwie świątecznie?
Z Bogiem!
Babcia Ewa
Może trochę przydługi jest ten list, jak na nasze możliwości, ale jakże właściwie oddaje ducha rubryki „Chcą korespondować”! Pani Ewa ujęła te sprawy bardzo trafnie i zgrabnie, ukazując to, co głęboko ukryte pod powierzchnią czasem banalnej korespondencji. To, co i ja przeczuwam, że dzieje się pomiędzy Czytelnikami i Korespondentami. Zawiązana głęboka więź, którą trudno nazwać i opisać, a przecież jakże realna i rzeczywista. Mam wiele sygnałów, że listy zmieniają życie wielu osób, i to nie tylko w sensie duchowym. Otrzymałam bowiem kolejne zawiadomienie o szczęśliwym związku małżeńskim, którego początkiem były listy drukowane w Niedzieli.
Czasem, gdy siadam do odpisywania na listy, brakuje mi słów, bo wydaje się, że sprawy i przeżycia wciąż się powtarzają. A jednak nie jest tak do końca. Każdy list, każdy problem jest inny, w zależności od osoby, która go opisuje czy przeżywa. Z Panią Ewą utrzymuję kontakt od dłuższego czasu, zdążyłam ją już nieco poznać, i jestem szczęśliwa, że obdarza mnie tak wielki zaufaniem. To jeszcze jedna osoba, u której „pragnienie pięknego, dobrego życia” jest tak bardzo głębokie i dojmujące.
W trakcie pisania tej odpowiedzi zrobiłam przerwę na medytację w Radiu Maryja, o godz. 11.45, prowadzoną przez księdza jezuitę w duchu Ignacego Loyoli. To z niej zaczerpnęłam określenie „pragnienia pięknego, dobrego życia”. Myślę, że ta króciutka przerwa w pracy i mnie jakoś umocniła, sprawiając, że moje życie także stało się odrobinę lepsze i piękniejsze.
Pomóż w rozwoju naszego portalu