„Janie Pawle, to dla Ciebie - niech usłyszą nas w Niebie!”
Ostatni tydzień, nazywany nie bez racji wielkim, był przepełniony w naszej Ojczyźnie rozmaitymi znakami. Byłoby dziwne, gdyby nie dotknęło to też sportu.
Jest piątkowy wieczór w małej podkrakowskiej wsi Rudawa. Cała społeczność wychodzi z wieczornego nabożeństwa i modlitw za Jana Pawła II. Pomimo późnej pory nikomu nie spieszy się do domu. Przed bramą zabytkowego kościółka rozmawia dwóch młodych ludzi. Na szyi jednego wisi szalik w biało-czerwonych barwach Cracovii, drugi ubrany jest w barwy klubu Wisła. Jeszcze kilka dni wcześniej na widok „wrogich” kolorów ci młodzi ludzie zapewne obrzuciliby się obelgami. Noszenie barw klubowych zwaśnionych klubów było raczej niebezpieczne.
Tymczasem w całej Polsce doszło do niezwykłego cudu pogodzenia klubów piłkarskich. Kibice, zwani trochę obelżywie kibolami, zareagowali jako pierwsi na przesłanie zmarłego Ojca Świętego, dając przykład m.in. politykom.
Sporo mówiono już o zainteresowaniu Jana Pawła II sportem: W młodości, jeszcze w Wadowicach, grał na bramce; jeździł na nartach, łyżwach, pływał kajakiem… W czasie swojego pontyfikatu jako pierwszy Papież wziął udział w wielkim widowisku sportowym na stadionie, gdzie przemawiał do tysięcy ludzi, a później oglądał mecz Włochy - Reszta Świata. Był też honorowym członkiem klubu FC Barcelona, a Katalończycy przysyłali mu co roku karnety na swoje mecze. W sposób szczególny Jan Paweł II był też związany z klubami krakowskimi. Piłkarze i działacze Cracovii pielgrzymowali do Rzymu dwukrotnie. Ojcu Świętemu wręczono koszulkę klubu i został jego honorowym członkiem. Jeszcze w styczniu 2005 r. Papież witał swoich gości na audiencji słowami: „Cracovia Pany!”. Kiedy do Watykanu zawitali kilka lat wcześniej kibice Wisły, Jan Paweł II zażartował: „Myślałem, że Wisła płynie do Bałtyku i Gdańska. A teraz się okazuje, że płynie także do Rzymu”.
Wiadomość o śmierci Ojca Świętego bardzo poruszyła kibiców wszystkich krakowskich drużyn. Od kilku lat słynna „święta wojna” przerodziła się w chuligańskie burdy, awantury ze „sprzętem” (były to noże, a nawet siekiery), doszło nawet do kilku zabójstw. Otoczka krakowskiej piłki nożnej stawała się coraz bardziej groźna. Podczas meczów derbowych słyszało się wzajemne wyzwiska.
Zmianę najpierw zauważono w internecie. Praktycznie nazajutrz po wiadomości o śmierci Jana Pawła II zaczęły się rozmowy kibiców na stronach Cracovii i Wisły. Idee pogodzenia się przyjmowano na początku dość sceptycznie - „Dziś podadzą sobie znak pokoju, a jutro wyciągną noże”. Sporo niedowiarków wątpiło w możliwość pogodzenia zwaśnionych stron. Pierwszym gestem było wspólne zawieszenie szalików klubowych na krakowskiej Kurii, pod słynnym już papieskim oknem. Ale i ten pierwszy gest nie przełamał nieufności. W internecie dyskutowano np. o tym, kto do kogo się „podłączył”. Postanowiono wreszcie zorganizować dla obydwu klubów wspólną Mszę św. Inicjatywa kibiców spotkała się z uznaniem Kościoła i władz klubów. Do idei podchodzono ostrożnie. Mówiono raczej o „zawieszeniu broni”. Tymczasem stał się cud...
We Mszy św., odprawionej na stadionie Cracovii przy ul. Kałuży, uczestniczyło 25 tys. kibiców obydwu drużyn, a także piłkarze i działacze. Pojawili się też reprezentanci Hutnika i innych klubów polskich. Zapalono tysiące świec, na murawie pojawił się wielki portret Papieża. Msze św. celebrowali wspólnie kapelani Cracovii i Wisły. W połowie Mszy św. poproszono piłkarzy Wisły, by stanęli obok „Pasów”. Rozległy się oklaski. Wokół korony stadionu widać było transparenty: „Cracovia żegna Cię, Ojcze Święty!”, ale też: „Dla Ciebie, Ojcze Święty, pojednanie”. Powtórne oklaski kibiców nastąpiły po przekazaniu sobie znaku pokoju. Kiedy podczas Komunii św. śpiewano „Pojednanie to ty, pojednanie to ja”, nad głowami zakołysały klubowe szaliki. Po Mszy św. do kibiców przemówił kapłan znający się na sporcie jak nikt inny - ks. Paweł Łukaszka, niegdyś bramkarz hokejowy polskiej reprezentacji i zawodnik Podhala. W gwarze góralskiej przytoczył wiersz kończący się słowami: „Człowiek widzi w człowieku prawdziwego brata”. Wskazując na kibiców, dodał, że jest to „zasiew Ojca Świętego”, i spytał: „Wierzycie w cuda?”. Wielotysięczny chór odpowiedział gromkim: Tak! „To widzicie cud Wieczernika - dodał ks. Łukaszka. - Ale nie wtedy, kiedy był w nim Judasz, widzicie Wieczernik Zesłania Ducha Świętego”. Ksiądz apelował, by to świadectwo modlitwy i entuzjazmu, świadectwo ducha, który przebacza i jednoczy, rozlewało się na wszystkie stadiony Krakowa.
Wieści o wydarzeniach w Krakowie obiegły szybko całą Polskę. Okazało się, że podobna wola pojednania jest w całym kraju. W Warszawie godziły się Polonia z Legią, podobnie było na Wybrzeżu, w Łodzi, na Śląsku… Kibice byli wyjątkowo aktywnymi uczestnikami „białych marszów”, organizowali też liczne własne spotkania, na których śpiewano i skandowano m.in.: „Wszyscy to wiecie - Wojtyła rządzi na świecie!” czy: „Janie Pawle, to dla Ciebie - niech usłyszą nas w Niebie!”. Zło cofnęło się do kąta. Na budynku Kurii Arcybiskupiej w Krakowie, wśród morza kwiatów i zniczy, wiszą teraz szaliki klubowe z całej Polski. Pałac Arcybiskupów przypomina ogrodzenie stadionu. Jeszcze jedno świadectwo tych dni, świadectwo kibiców, świadectwo swoistego cudu…
Od Redakcji: Smutną prawdą jest, że już podczas pierwszych meczy piłkarskich po pogrzebie Ojca Świętego na kilku stadionach chuligani zapomnieli o „pojednaniu dla Papieża”. A może nie tyle zapomnieli, co raczej niektórzy z nich w ogóle nie uczestniczyli w „cudzie pojednania”...
Pomóż w rozwoju naszego portalu