Spotykamy ich w szkole Jana Pawła II, bo - jak sami powtarzają - całe ich życie wiąże się z postacią Karola Wojtyły. Na wiadomość o śmierci Papieża Polaka wielu młodych nie zastanawiało się długo i wyruszyło z „dalekiego kraju” do Wiecznego Miasta. I chociaż przyszło im uczestniczyć w pogrzebowej Eucharystii będąc w różnych częściach Rzymu, dowiedli, że nie wstydzą się wyjść na ulice i place, by raz jeszcze odnowić swoją przynależność do Chrystusa i do Kościoła.
Plac przed Bazyliką św. Jana na Lateranie był jednym z wielu miejsc, gdzie gromadzili się wierni, w znacznej części Polacy, łączący się w Eucharystii odprawianej na Placu św. Piotra w intencji Papieża. Na godzinę przed rozpoczęciem Eucharystii panowała atmosfera modlitwy i skupienia. Tu i ówdzie nad głowami pielgrzymów powiewały biało-czerwone flagi. Obrazy przekazywane na potężnych ekranach przez włoską stację telewizyjną łączyły niejako Watykan z resztą miasta i świata.
Maciek z Warszawy przyjechał do Rzymu autokarem wraz z innymi studentami Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. - W ten sposób chciałem pożegnać Papieża - wyznaje - wcześniej nie miałem okazji z Nim się spotkać. W tym moim przyjeździe tutaj dostrzegam dotyk Bożej Opatrzności. Zadzwonił do mnie kolega, proponując wyjazd. Miałem 2 godziny do namysłu. Nie obawiałem się wyjazdu, chociaż docierały do mnie głosy, że w Rzymie dzieją się dantejskie sceny, a dostanie się do Bazyliki to marzenie. Ale rzeczywistość dla naszej grupy okazała się łaskawa: staliśmy tylko 3,5 godziny w kolejce, by przez chwilę pomodlić się przy Papieżu.
Ola z Poluchówka: - Nie docierało do mnie to, że mogę wejść do Bazyliki św. Piotra, podejść do samego katafalku. Moglibyśmy jeszcze raz stać w tej kolejce, gdyby było to konieczne.
Bartek: - W momencie zbliżenia się do ciała Ojca Świętego towarzyszyły mi wszystkie chyba uczucia: zmęczenie, żal, ufność w przyszłość, smutek, przynależność do Kościoła... i tak pożegnaliśmy naszego Papieża...
- Całe nasze życie to Papież Polak - dodaje z nutką zadumy Ola.
- Śmierć Papieża to nie koniec, to początek: to wiosna dla Kościoła i w Kościele - przypomina Tomek.
Krzysiek z Płocka: - Nie zastanawiałem się długo, czy jechać do Rzymu. Byłem w bibliotece, przygotowując się do egzaminu, kiedy powiadomiono mnie o możliwości wyjazdu... Będąc tutaj, przed Bazyliką św. Jana, na godzinę przed rozpoczęciem Mszy św., czuję żywy Kościół. Myślę o moich bliskich, o mojej rodzinie, o mojej dziewczynie: doznaję uczucia wdzięczności Papieżowi za Jego głos w sprawie pojednania i pokoju - najpierw w każdym ludzkim sercu. Gest przebaczenia swemu niedoszłemu zabójcy czyni z Papieża orędownika pokoju i miłosierdzia. Nasze społeczeństwa są pełne przemocy, wojen i nienawiści. Papież odważył się powiedzieć „nie”: „nigdy więcej wojny!”. Ojciec Święty z niesamowitą energią głosił swym życiem ewangeliczne przykazanie miłości, bo Bóg jest miłością. Jestem świadomy i boli mnie bardzo, że wielu Polaków pamięta tylko papieskie wypowiedzi o kremówkach i przy nich pozostaje, a przecież nauka Papieża to głoszenie Słowa Bożego. Uważam, że młodzi Polacy winni otworzyć się na wspólnotę kościelną, czerpać łaski z życia modlitwy i z sakramentów: żyć Ewangelią.
- Za duże emocje, by czuć zmęczenie - wyznaje Paweł z Warszawy. - Tu odczuwa się zgromadzenie ludzi, którzy myślą i czują tak samo - towarzyszy nam skupienie i zjednoczenie na modlitwie. „Pokolenie 0”, „pokolenie nic”, jak się nas czasem nazywa, to to samo pokolenie, które przyjeżdża do Papieża, nie zważając na trudy. Po drabinie łatwo się wspiąć, ale trzeba zwrócić uwagę, o co tę drabinę oprzemy. Spójny katalog wartości, który wypływa z Ewangelii, a którym żył i który głosił Jan Paweł II, jest fundamentem niezwykle solidnym. Mnie osobiście cieszy, że tak dużo Polaków, tak wielu młodych podjęło tę szczególną pielgrzymkę: jest to jakby preludium do spotkania młodzieży w Kolonii. Wiadomość o śmierci Papieża zastała mnie w warszawskim kościele na Krakowskim Przedmieściu: nie obyło się wtedy bez łez. Ale z czasem ten ludzki smutek przerodził się w chrześcijańską nadzieję. Zbigniew Hołdys po śmierci Czesława Niemena powiedział: „Nie martwię się, że zmarł - cieszę się, że żył”. Te słowa charakteryzują teraz stan mojej duszy. Nie takie głowy jak moja będą się zastanawiać i nie takie pióra jak moje rozpisywać o spuściźnie Jana Pawła II. Oby młodzież nigdy nie zawiodła Papieża i nie bała się otworzyć na oścież drzwi Chrystusowi.
W głosy młodzieży polskiej sprzed Bazyliki na Lateranie na godzinę przed rozpoczęciem Eucharystii pogrzebowej Ojca Świętego wsłuchiwałam się, onieśmielona.
Rzym, 8 kwietnia 2005 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu