Francuzi powiedzieli „nie” eurokonstytucji, będącej kulminacją politycznego projektu zwanego Unią Europejską. Warto przy tej okazji przypomnieć, że Jan Paweł II przestrzegał przed tą eurokonstytucją, z której jej krótkowzroczni autorzy usunęli odwołanie do chrześcijańskich korzeni kultury i cywilizacji europejskiej, do życiodajnych dla kultury i cywilizacji religijnych wartości chrześcijańskich. Nie chcę przez to powiedzieć, że brak tych wartości w eurokonstytucji stał się powodem jej odrzucenia przez Francuzów. Dzisiejsza Francja to kraj w wielkiej mierze zeświecczony. Nie ulega jednak najmniejszej nawet wątpliwości, że większość Francuzów odrzuciła eurokonstytucję (wyrażając zarazem w ten sposób głęboką nieufność wobec samej Unii Europejskiej i jej „animatorów”) z uzasadnionej obawy przed niesprawiedliwością i wyzyskiem, jakimi projekt ten coraz wyraźniej zagraża.
Poważna część francuskiej klasy politycznej, która opowiedziała się przeciw eurokonstytucji, zorientowała się, że Unia Europejska staje się z wolna instrumentem polityki niemieckiej i zaprzęga Francję do tejże niemieckiej polityki. Tymczasem po zjednoczeniu Niemiec polityka europejska powróciła w przedwojenne koleiny, naznaczone intensywnymi próbami (Rapallo, współpraca ekonomiczno-wojskowa z lat 1933-39, wreszcie pakt Ribbentrop-Mołotow) niemiecko-rosyjskiego urządzania Europy. Trudno dziś nie zauważyć, że obecna oś Berlin - Moskwa („strategiczne partnerstwo”) otwiera przed Niemcami znacznie większe perspektywy niż jakakolwiek współpraca wewnątrz Unii Europejskiej... Spostrzegła to wreszcie część francuskiej klasy politycznej, opowiadając się przeciwko eurokonstytucji: wszak zlikwidowałaby ona - na początek tylko formalnie - suwerenność krajów członkowskich Unii Europejskiej... W likwidacji suwerenności francuskiej Niemcy mają pewne doświadczenia, o czym światlejsza część francuskiej klasy politycznej pamięta.
Ale eurokonstytucję odrzuciła nie tylko poważna część francuskiej klasy politycznej: odrzuciła ją przede wszystkim poważna część zwykłych obywateli. Francuski komunistyczny dziennik L’Humanité napisał, że Francuzi odrzucając eurokonstytucję opowiedzieli się przeciw gospodarczemu liberalizmowi. Nic bardziej mylnego. Członkostwo w Unii Europejskiej przyniosło przecież Francji nie „nadmiar liberalizmu”, ale nadmiar etatystyczno-socjalistycznych narzutów, którymi zdławiono obywatelską przedsiębiorczość! Przecież Unia Europejska to nie jest projekt zmierzający w stronę gospodarki amerykańskiego „demokratycznego kapitalizmu” i premiowania ludzkiego wysiłku oraz uczciwej pracy, ale w stronę przeciwną: w stronę „kapitalizmu politycznego”, w stronę wszechwładzy biurokracji państwowej, premiowania „układów” władzy z biznesem, w stronę spychania uczciwych i pracowitych obywateli do roli bezwzględnie eksploatowanych podatkowo „płatników” lub klientów opieki społecznej. Wystarczy porównać poziom opodatkowania przeciętnej rodziny w Ameryce i Francji (generalnie: w Unii Europejskiej), by stwierdzić, że przeciętna rodzina amerykańska płaci dwa razy mniejsze podatki niż przeciętna rodzina francuska... Może m.in. dlatego Ameryka pozostaje nadal krajem ludzi wierzących i silnym trwałością rodzin?
Większość zwykłych Francuzów dlatego odrzuciła eurokonstytucję, że ujrzała w niej kolejny milowy krok w stronę utrwalenia tego właśnie stanu rzeczy: podatkowego konfiskowania pieniędzy uczciwie pracującym obywatelom pod pozorem troski państwa o biednych, podczas gdy tak naprawdę jedynymi beneficjentami takiej polityki są kapitał powiązany nieformalnymi układami z władzą i sama biurokracja państwowa. To interesująca informacja: pośród popierających eurokonstytucję Francuzów znalazła się głównie biurokracja oraz ta część francuskiego społeczeństwa, która żyje z budżetu, więc z podatków... Także ogromna część bezrobotnych zorientowała się, że Unia Europejska - kolejny projekt tzw. inżynierii społecznej, czyli wymyślania „powszechnego szczęścia” zza biurka technokraty - wcale nie zmniejsza bezrobocia, przeciwnie: zamyka bezrobotnych w dożywotnim „getcie” dziedzicznego już bezrobocia. Projekt Unii Europejskiej rozczarował także rolników, drobnych i średnich przedsiębiorców, wielu przedstawicieli wolnych zawodów... Powiedzieć więc można, że we Francji - na tle gnębiącej, wyzyskującej podatkowo ludzi pracy polityki ekonomicznej - większość obywateli odwołała się do głębszego rozumienia sprawiedliwości niż jej świecka, politycznie poprawna, więc postmarksistowska interpretacja.
Bohater molierowskiej komedii - pan Jourdain „nie wiedział, że mówi prozą”...
W nader trudnej sytuacji gospodarczej zeświecczona Francja przemówiła nieoczekiwanie całkiem innym głosem niż autorzy eurokonstytucji, którzy dla spodziewanego poklasku wyrugowali z tej eurokonstytucji prawdę o żywotnych chrześcijańskich korzeniach cywilizacji europejskiej i sprawiedliwość rozumianą po chrześcijańsku... Czyż Jan Paweł II nie przestrzegał przed tym Giscarda d’Estaing i współautorów tego prawnego potworka, którym jest eurokonstytucja?... Mówiąc „nie” eurokonstytucji, większość Francuzów przemówiła głosem tęsknoty za solidnym, sprawdzonym i sprawiedliwym ładem społecznym, a zarazem głosem protestu przeciw chaosowi i kryjącej się za fasadą demokratycznych instytucji dyktaturze biurokracji i oligarchii finansowej.
Czy aby w Polsce nie nasila się i nie potęguje podobna tęsknota?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu