Na pomniku pod Verdun znajduje się napis: „Ten, kto sobie kpi z przeszłości - nie jest godzien przyszłości”.
Temat teczek i lustracji jest tak ważny, jak ważna jest nasza wiedza o przeszłości. Można przeszłość zakrzykiwać, ile sił w gardle, można ją bezcześcić - prędzej czy później prawda ujrzy światło dzienne. Chociaż często wypływa na powierzchnię długo - i bywa, że boleśnie.
O swoim przypadku wspomniałem w tym miejscu jakiś czas temu. Oficer SB, który próbował wyciągnąć ode mnie informacje na temat redakcji Radaru, którego byłem redaktorem naczelnym, po kilku „wizytach” odszedł z kwitkiem. Prawdopodobnie odmową współpracy zirytowałem go do tego stopnia, że postanowił odpłacić pięknym za nadobne. Zostawił w dokumentach notatki, które nie mają z rzeczywistością wiele wspólnego. Powypisywał, co uważał za stosowne, bez żadnego dowodu. Prawdopodobnie popełniłem błąd i należało go w ogóle do redakcji nie wpuszczać, być może należało na przywitanie - przepraszam Szanownych Czytelników - dać mu w pysk. Sprawa zostałaby zamknięta. Choć kto wie?
Oto jeden z wybitnych naukowców starał się o wyjazd zagraniczny. W tym celu odbył rozmowę z oficerem organów bezpieczeństwa. Paszport uzyskał, jednak wkrótce się zorientował, że nie była to przysługa bezinteresowna. W zamian łaps zażądał współpracy. Naukowiec zatem dość szybko z planów wyjazdowych zrezygnował, paszport zwrócił, a esbeka unikał. Ten natomiast odpowiedział w typowo esbeckim stylu: wpisał profesora do akt bezpieki jako tajnego współpracownika, i figurował w nich przez kilka lat.
I jak tu nie zgodzić się z twierdzeniem, że największymi profitentami teczek są „panowie” - łapsy. Wiarygodność danych oparta wyłącznie na „radosnej twórczości” tajnych służb, bez konfrontacji z innymi źródłami, musi budzić wątpliwości. Pokazuje to przypadek wielkiego poety Zbigniewa Herberta, który dzięki swojej żonie Katarzynie Herbert został przedstawiony w Zeszytach Historycznych (nr 153, 2005 r.).
Poeta indagowany był przez wiele lat, nękano go na różne sposoby. Przyjął więc taktykę nieunikania rozmów z esbekami, rozmawiania z nimi wymijająco, niepodpisywania niczego oraz informowania przyjaciół o tych „spotkaniach”. Przez cały czas próbowano zrobić z Poety „tajnego współpracownika”, według esbeckich dokumentów miał to być „dialog operacyjny”. Jak zwał, tak zwał - było to ohydne polowanie na człowieka miary najwyższej. Odchorował to, cierpiąc na bezsenność i depresję. Po latach żądni sensacji pseudoposzukiwacze prawdy próbowali opluć dobre imię jednego z największych poetów XX stulecia, jednego z największych Polaków.
Lustracja i otwarcie teczek są potrzebne z wielu względów. Aby skonfrontować ich zawartość z faktami. Aby dociec: kto podły, a kto uczciwy. Kto ofiarą, a kto zdrajcą. Kto miał tylko jedną chwilę słabości, a kto miał ich wiele. Kto ratował, a kto donosił. A także po to, aby nie zaglądano do teczek od przypadku do przypadku, po to, aby się zemścić, posłużyć w walce politycznej lub dla innych celów. Oczywiście, niełatwo jest się przebić przez opary pomówień, donosów i świństw, jakie jeden człowiek zgotował drugiemu. Prof. Andrzej Paszkowski (w wypowiedzi z 5 stycznia 2006 r. - Program II PR) stwierdził, że „dokumenty SB i UB były prawdziwe, ale nie oznacza to, że informacje w nich zawarte są prawdziwe”. W walce o dobre imię zawsze przychodzi toczyć bój. Niezależnie od sytuacji i czasów, w jakich się żyje. „Polskie piekło” zniknie, jeśli prawda stanie się celem nadrzędnym. Prawda powinna ujrzeć światło dzienne, ale nie po to, by niszczyć drugiego człowieka, lecz po to, by znając przeszłość, można było mądrzej budować przyszłość.
Pomóż w rozwoju naszego portalu