Jesteśmy jeszcze pod urokiem pielgrzymki Benedykta XVI. Ojciec Święty powrócił do Rzymu, a my pozostaliśmy z niezwykłymi wrażeniami. Trzeba by pewnie uruchomić jakieś dłużej działające studio papieskie, w którym moglibyśmy uczestniczyć, rozmawiać, zgłębiać treści przekazane nam przez Papieża. Niedziela poświęciła cały poprzedni numer wizycie Benedykta XVI, a w specjalnym Dodatku Akademickim zamieściliśmy papieskie przemówienia. Będziemy studiować te teksty, będziemy omawiać zostawione nam tematy i o nich pisać.
Gdy kończyła się wizyta papieska, zadawałem sobie pytanie: co wymyślą ludzie mediów, żeby zatrzeć te piękne ślady odciśnięte w naszych sercach przez papieskie pielgrzymowanie. Pamiętamy, że po niezwykłych przeżyciach - w skali światowej - jakich doświadczyliśmy, gdy umierał Jan Paweł II, nagłośniono sprawę o. Konrada Hejmo OP, będącą de facto atakiem na Kościół, żeby to wszystko, co w nas wtedy było, zamazać. I teraz znów bardzo przeżywaliśmy wizytę w naszym kraju nowego Papieża, i znów bardzo szybko wciąga się nas w tzw. sprawę ks. Mieczysława Malińskiego. To mocne uderzenie w kapłana, znanego polskiego pisarza katolickiego, człowieka, który był nauczycielem pokoleń. Pewna światła osoba, z którą niedawno rozmawiałem, stwierdziła, że wychowała się na książkach ks. Malińskiego kierowanych do młodych. Takich osób jest bardzo wiele. Jako duszpasterz akademicki w Częstochowie, sam również zapraszałem ks. Malińskiego z rekolekcjami czy wykładami dla studentów. Dlatego uderzenie w takiego człowieka, który zresztą ma już dzisiaj 83 lata, który napisał tyle książek o Papieżu Janie Pawle II jako jego przyjaciel - który pisał również na łamach Niedzieli, relacjonując m.in. pielgrzymki Jana Pawła II do Polski - jest kolejnym ciosem w polski Kościół, ciosem, który ma za zadanie rozbić tę instytucję, podzielić, skłócić.
Nie wierzę, by człowiek tego formatu mógł świadomie działać na szkodę Kościoła. Znaliśmy go wszyscy i wiedzieliśmy, że ze wszystkimi rozmawia w sposób bardzo bezpośredni i szczery. Być może, iż w ten sam sposób - jak na duszpasterza przystało - rozmawiał też z ludźmi, którzy decydowali o wydaniu mu paszportu. Z tego, co wiemy, nie ma na niego tzw. kwitów - jego podpisów, potwierdzeń odbioru pieniędzy. Tak poważny zarzut, postawiony człowiekowi tej miary, domaga się wyciągnięcia wniosków odnoszących się do osób oskarżających, gdy odbiera się dość łatwo dobre imię człowiekowi, który całe życie oddał w służbie Bogu i ludziom.
Tak w ogóle, to z tych „sensacyjnych” publikacji medialnych wynika, że w Polsce donosicielami i szpiclami byli tylko kapłani. O nikim innym w ten sposób się nie mówi i nic tak nie zajmuje dziennikarzy, jak wyciąganie znanych nazwisk z kręgu księży i ogłaszanie ich, przy - jak powiedział jeden z biskupów - „wielkim chichocie służb bezpieczeństwa, zacierających z zadowoleniem ręce, że udaje się im w dalszym ciągu odstawiać takie numery”. I wypowiadają się na ten temat młodzi dziennikarze, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, jak funkcjonował aparat SB. Udają mędrców, znawców tematu, pouczają biskupów, sugerując niedwuznacznie, co Kościół powinien zrobić. Jestem zdumiony butą i arogancją tych ludzi, niezwykłą łatwością wypowiadania przez nich sądów i ferowania wyroków. Nie do nich to jednak należy, a cała sprawa nie jest tak prosta i jednoznaczna, jak im się wydaje. Trzeba jeszcze mieć świadomość tamtego czasu i wiedzieć, czym była Służba Bezpieczeństwa i jakimi metodami się posługiwała.
Dlatego posłuchajmy raczej głosu Kościoła, jego biskupów, a nie mędrców, którzy chcą zrobić swój dziennikarski czy medialny życiowy interes. Ksiądz Prymas podczas niedawnego mojego z nim spotkania zauważył, że pierwszą rzeczą powinno być zbadanie sposobu funkcjonowania struktur komunistycznych i głęboka analiza metod ich pracy, i dopiero na tym tle zobaczyć ludzi - ale według równych praw obywatelskich. A więc nie tylko widzieć na usługach SB księży - z ówczesną władzą współpracowali i dziennikarze, i profesorowie akademiccy, i nauczyciele, i prawnicy, i lekarze itd. Należałoby zatem - gwoli sprawiedliwości - wszystkich wziąć po lupę.
Z doświadczenia w czasie mojej posługi duszpasterskiej studentom w Częstochowie wspomnę, że przesłuchania Służby Bezpieczeństwa odbywały się m.in. w dziekanatach. Student był wzywany przez dziekana, lecz zamiast niego spotykał funkcjonariusza SB. Tak mi opowiadali studenci. Dlaczego ludzi, którzy użyczali swoich gabinetów, którzy okłamywali młodych, za których wychowanie byli odpowiedzialni, zostawia się w spokoju, a lustruje tylko księży?
Chciałbym uświadomić naszemu społeczeństwu, że istnieje w mediach ogromna manipulacja, że w chwili, gdy dzieje się coś dobrego, szczególnego dla nas, katolików, od razu rzuca się w nas bombę. Gdzie są prawa obywatelskie, gdzie są sądy, które tymi sprawami powinny się zająć? Niech sąd wydaje wyrok, a nie dziennikarz, który ma jedną „ideę”: ujawniać nazwiska, bo to wzbudzi sensację, a za tym idzie i poczytność, i oglądalność, i przekonanie o poszukiwaniu prawdy za wszelką cenę, a więc opinia odważnych i wiarygodnych. Niestety, to tylko pozory. Takie sprawy muszą być rozpatrywane właściwie, według zasad prawa, żeby nie szargać dobrego imienia ludzi niewinnych. I pamiętajmy, że istnieje także prawo do obrony, jest zasada etyczna audiatur et altera pars - należy wysłuchać także strony przeciwnej. Jeżeli obwinia się kogoś na podstawie akt IPN, to powinna być również możliwość wytłumaczenia się i obrony.
Niech czarna chmura, która znów zawisła nad naszą świeżą, ale bardzo jeszcze poplątaną wolnością, nie zniszczy pięknego obrazu Kościoła polskiego, jaki mamy jeszcze w oczach po wspaniałej wizycie w naszym kraju Benedykta XVI, a uderzenie w jednego z najznakomitszych pisarzy, kapłanów i wychowawców niech nie zamaże nam pięknego świadectwa wiary, jakie w tych trudnych latach zbrodniczego systemu Kościół polski dał Panu Bogu i światu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu