Reklama

Boże, nie dopuść, by się powtórzyło

7 osób rannych, uszkodzonych 109 domów mieszkalnych (w tym 6 do całkowitego odtworzenia), 170 budynków gospodarczych, zniszczone szklarnie, maszyny rolnicze, samochody, sieć telefoniczna, powalone słupy energetyczne, zniszczone uprawy rolne oraz 20 hektarów lasu i dziesiątki drzew przy lokalnych drogach - to bilans trąby powietrznej, która wczesnym wieczorem 20 lipca przeszła przez gminy Kłomnice, Mstów i Rędziny w powiecie częstochowskim (województwo śląskie). Najmocniej ucierpiały trzy sołectwa: Adamów, Huby i Skrzydlów należące do parafii pw. św. Stefana Węgierskiego w Skrzydlowie. Ich krajobraz po przejściu żywiołu służby ratownicze i dziennikarze nazywają krajobrazem po wybuchu bomby. Patrząc na ogrom zniszczeń, wszyscy zgodnie stwierdzają: - To cud, że nikt nie zginął.

Niedziela Ogólnopolska 31/2007, str. 32-33

Margita Kotas

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dramat Skrzydlowa, Hub i Adamowa rozpoczął się po godzinie 18 i trwał ok. 5-10 minut. Najdotkliwiej kataklizm, jak się zdaje, dotknął wieś Huby, gdzie na 30 domostw tylko jedno nie ucierpiało. Uszkodzona jest 1/3 gospodarstw w parafii. Jak obiecano podczas konferencji prasowej, która odbyła się w Urzędzie Gminy w Kłomnicach, mieszkańcy poszkodowanych gmin otrzymają tzw. kredyty klęskowe oraz bezpośrednią pomoc z rządowych rezerw przeznaczonych na dopłaty do ubezpieczenia rolników. Jeszcze w sobotę 21 lipca do parafii Skrzydlów dotarła pomoc materialna w postaci żywności z Caritas Archidiecezji Częstochowskiej. Jej dyrektor ks. Stanisław Iłczyk odwiedził tego dnia poszkodowaną parafię, by osobiście przekonać się o ogromie zniszczeń i potrzebach jej mieszkańców.

Krajobraz jak po wojnie

Reklama

Dojeżdżam do Skrzydlowa dzień po tragedii, jaka się tu wydarzyła. We wsi trwają prace przy usuwaniu szkód. Podobnie jest w pobliskich Adamowie i Hubach. Pierwsze kroki kieruję w stronę kościoła. Niestety, nie zastaję Księdza Proboszcza. - Jeździ do poszkodowanych, ale na pewno zjawi się za jakiś czas. Dziś jest ślub - informują mnie młodzi ludzie sprzątający w kościele. Życie toczy się dalej, choć zdawać by się mogło, że świat zatrzymał się w swym biegu kilkanaście godzin wcześniej. Widząc uszkodzone domy i wozy strażackie, zatrzymuję się. Dalej idę już wzdłuż głównej drogi na piechotę. Wokół mnie krajobraz jak po wojnie. Mimo wiedzy o tym, co się tu stało, nie jestem przygotowana na to, co widzę. Domy zniszczone. Zerwane dachy, wyrwane okna. Z niektórych domów została kupa gruzu. Z jednego ocalała tylko jedna ściana. - Ledwo się odremontowali i dom odfrunął. Stał na górce - komentuje ktoś stojący obok. Wszyscy się tu doskonale znają. Teraz w nieszczęściu wzajemnie sobie pomagają. Razem ze strażakami przy odgruzowywaniu i zabezpieczaniu domów pracują ich mieszkańcy i sąsiedzi. Gorzej, kiedy nie ma już czego zabezpieczać. Ludzie wspominają, jak przez wyrwane okna trąba wyciągała z mieszkań meble. Z podwórek zmiatała maszyny i sprzęty rolnicze. Mieszkańcy Hub oswajając dramat, jaki się wydarzył, żartują, że kołdry z ich domów są w Skrzydlowie.
Blachy owinięte na ocalałych, ale odartych z konarów kilkunastometrowych drzewach, samochodowe części w rowach, powalone drewniane i betonowe płoty, wiszące druty energetyczne. W tym makabrycznym krajobrazie odnajduję nagle jakiś surrealistyczny porządek. Każdy robi to, co do niego należy - służby energetyczne, strażacy, policja, mieszkańcy, nawet dziennikarze. Wydawać by się mogło, że nie ma miejsca na rozpacz, zwątpienie. To tylko pozory. Wystarczy zadać pytanie o tamten wieczór, o straty, by w oczach rozmówców pojawiły się łzy. - Niech pani idzie tam, do warsztatu samochodowego. Oni pani opowiedzą. Jak przyszła trąba, schowali się do kanału - mężczyźni siedzący przy resztkach płotu wskazują mi ocalałą reklamę usług samochodowych. Idę w kierunku wskazanego warsztatu, a raczej tego, co z niego zostało. Potężny fragment budynku zawalony. Pod fragmentami betonu dwa zmiażdżone samochody - większy dostawczy i osobowe Uno. - Niech pani zrobi zdjęcie temu samochodowi - słyszę za plecami. Właściciel Uno wskazuje swój zniszczony samochód. - Oddałem go do blacharza... - nie kończy, bo głos więźnie mu w gardle. Rozglądam się po terenie. Kilkunastu ludzi usuwa gruz, pogięte żelastwo. W nowiutkim domu obok, którego także nie ominął kataklizm, spostrzegam w oknie na piętrze nieduży obrazek Matki Bożej Częstochowskiej, która teraz spogląda na zgliszcza.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kilka minut grozy

Reklama

- Trąba powietrzna przyszła od Adamowa. Zrobiło się ciemno jak w nocy i tylko ona świszczała i wyła - opowiadają mieszkańcy. - Myśleliśmy, że to koniec świata. Wir powietrza przenosił z miejsca na miejsce samochody, meble. Ciskał nimi jak zabawkami. Słychać było tylko świst i tłuczenie żelastwa. Pękały ściany. Nasz dach podniosło w górę i rzuciło go na podwórko sąsiada. Wszystko może trwało 5 minut. A potem tylko siąść i płakać, bo co tu ratować. Zagadnięta przeze mnie na drodze starsza pani nie chce do tego wracać. Ze łzami w oczach macha tylko zrezygnowana ręką. - Idę po psa. Sąsiedzi mówili, że leży tam, pod dębem. Mnóstwo lat jest z nami, jestem do niego przywiązana, wszędzie go szukałam, wołałam, ale przepadł. Mówią, że tam leży, może jest połamany - opowiada. - O tam, za rzeką, w tym samotnym domu mieszka kobieta. Na szczęście nie było jej wtedy w domu - wskazuje ręką na uszkodzoną drewnianą chałupę. Kiedy spostrzega leżącego w trawie psa, z radością woła: - Misiek, tu jesteś, chodź do domu! Pies nie chce jednak wracać. Nie widać ran zewnętrznych, może jest tylko przerażony. W szoku po kataklizmie są zarówno ludzie jak i zwierzęta.
Wychodzę na drogę. Tuż obok grupka kobiet opowiada komuś o tragedii, która dotknęła wioski. - Nie daj, Boże, raz jeszcze czegoś takiego - kobiety rozchodzą się w kierunku swych gospodarstw. Próbuję ponownie skontaktować się z Księdzem Proboszczem. Choć objął parafię kilka miesięcy temu, najlepiej zna poszkodowanych. Niestety, znów go nie zastaję. - Pojechał z księdzem z Caritas pokazać mu zniszczenia - wyjaśnia jedna z pań pracujących przy kościele. Wybieram się więc do Adamowa i Hub - dwu kolejnych wiosek parafii, które ucierpiały w wyniku kataklizmu. Na 30 domów w Hubach tylko jeden ocalał. Dom sołtysa także został zniszczony. Cała rodzina pracuje teraz przy zbieraniu gruzu i foliowaniu domu. Nad Hubami znów zbierają się chmury. Jest strasznie parno, niemal bezwietrznie. Ludzie są przerażeni, kojarzy się to z jednym. - Wczoraj o tej porze było identycznie - dzieli się spostrzeżeniem jedna z mieszkanek Hub. Robię odwrót, by dotrzeć jeszcze do Adamowa - trzeciej zniszczonej wioski.

Chciałem ich pocieszyć

Reklama

Do trzech razy sztuka. W końcu udaje mi się spotkać z proboszczem ks. Maciejem Woszczykiem. Odbiera nieustannie telefony. Dzwonią różni ludzie, pytają, co się stało, jakie są straty, jak mogą pomóc. - Tak jest cały dzień - wyjaśnia. - O godz. 15 Caritas Archidiecezji Częstochowskiej przywiezie chleb. Dwie godziny później przywiozą cukier, ryż, makaron i konserwy. Nie możemy jednorazowo przyjąć zbyt dużo darów. Ludzie nie mają przecież nawet gdzie przechować żywności. Większość domów wciąż nie ma prądu, w wielu przypadkach nie będzie go nawet do czego przyłączyć - opowiada Ksiądz Proboszcz. W sobotę do godzin nocnych odwiedzał wiernych, roznosząc żywność. Martwi się, bo kataklizm dotknął wszystkie trzy wioski należące do parafii. Straty są ciągle szacowane, ale już teraz widać, że ucierpiała przynajmniej 1/3 domów w parafii. Większość nie była ubezpieczona, a jeśli nawet ludzie ubezpieczyli domy mieszkalne, to nie mieli ubezpieczonych budynków gospodarczych czy maszyn rolniczych. Oglądając zrobione przeze mnie zdjęcia, Ksiądz Proboszcz zauważa utrwalone na nich resztki kapliczki. - Nie zdążyłem jej nawet poświęcić, dopiero co ją postawiono - mówi zmartwiony. - To prawdziwa tragedia. Wie pani, dziś rano wyszedłem do moich parafian, by ich pocieszyć, ale kiedy spotkałem pierwszą osobę, niemal się rozpłakałem. Doskonale rozumiem Księdza Proboszcza. Sama miałam ogromny problem z opanowaniem wzruszenia. Podobnie inni dziennikarze. Niejeden przyznawał, że w jednym momencie w łeb brał cały zawodowy profesjonalizm. Górę brały ludzkie odruchy. Tych ostatnich będzie mieszkańcom poszkodowanych sołectw bardzo potrzeba. Obiecano im doraźną pomoc, po kilka tysięcy złotych, obiecano tzw. kredyty klęskowe. Poszkodowani martwią się jednak, że na tych deklaracjach się skończy. Nieraz tak bywało. Boją się, że zostaną sami ze swoimi problemami i bez dachu nad głową. Przestraszeni patrzą w niebo i słuchają prognoz ostrzegających przed kolejnymi gwałtownymi burzami. Po raz drugi tego nie przeżyją. - Boże, nie dopuść, by się powtórzyło - modlą się i nie tracą nadziei w Opatrzność.




Poszkodowanym można pomóc, wpłacając pieniądze na konto:
CARITAS POLSKA, ul. Skwer Kard. Wyszyńskiego 9, 01-015 Warszawa
PKO Bank Polski S.A. 70 1020 1013 0000 0102 0002 6526, z dopiskiem: TRĄBA POWIETRZNA

Darowizny w walutach obcych można przekazywać na następujące konta:
Bank Millenium S.A., al. Jerozolimskie 133, 02-304 Warszawa
S.W.I.F.T. BIGBPLPWXXX
euro (EUR): PL 23 1160 2202 0000 0000 3436 4677
dolar amerykański (USD): PL 57 1160 2202 0000 0000 6663 1212
funt brytyjski (GBP): PL 36 1160 2202 0000 0000 7232 7236
z dopiskiem: TRĄBA POWIETRZNA

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Jacku Odrowążu! Skąd czerpiesz ten swój życiowy dynamizm?

Dobre pytanie... Pewnie każdy ma w sobie wiele potencjału, lecz nie wszyscy umieją go wykorzystać. Akurat tak się złożyło, że mnie to się udało. Przyszedłem na świat na ziemi opolskiej pod koniec XII stulecia w bogatej i bardzo wpływowej rodzinie Odrowążów. Ukończyłem dobre szkoły, poczynając od szkoły katedralnej w Krakowie, gdzie miałem zaszczyt słuchać samego bł. Wincentego Kadłubka. Moja edukacja jednak nie ograniczyła się tylko do naszego kraju. Powszechnie wiadomo, że podróże kształcą. Dlatego też nie tylko z powodów naukowych byłem zarówno we Francji, jak i we Włoszech. W Wiecznym Mieście poznałem św. Dominika - założyciela Zakonu Kaznodziejskiego. W każdym razie za namową swojego krewnego Iwo, który był biskupem Krakowa, wraz ze swoim bratem bł. Czesławem zostałem dominikaninem. Razem organizowaliśmy pierwsze klasztory dominikańskie nie tylko na naszych ziemiach. Mieliśmy na to pełne poparcie władz zakonnych, a przede wszystkim przychylność Stolicy Apostolskiej. Najsłynniejsze z nich to klasztory w Krakowie, Gdańsku i Kijowie. Ten ostatni zakładałem osobiście. Próbowałem też ewangelizować Prusy, lecz moje relacje z Krzyżakami nie układały się najlepiej. Żyłem bowiem w trudnych czasach XIII wieku, w których chrześcijaństwo dopiero zaczynało odgrywać dominującą rolę na terenach Europy Wschodniej. Ja zaś pomagałem mu rozkwitać. Wskazuje już na to moje imię, które pochodzi z języka greckiego (hyakinthos) i oznacza po prostu nazwę kwiatu - hiacynta. Może właśnie dlatego jestem osobą niezwykle twórczą, którą cechuje duży indywidualizm. Zwykle bywam człowiekiem pewnym siebie. Cenię sobie niezależność. Jestem osobą emocjonalną i energiczną, lecz, niestety, również wybuchową i apodyktyczną. Miałem jednak na tyle pociągającą i godną naśladowania osobowość, że doczekałem się sporego grona uczniów, których nie orientowałem na siebie, lecz na osobę naszego Pana Jezusa Chrystusa. Moje relikwie spoczywają w Krakowie. Ogłoszono mnie świętym pod koniec XVI wieku. W sztuce przedstawia się mnie najczęściej w zakonnym habicie z monstrancją i figurą Maryi w dłoniach. Pięknie pozdrawiam nie tylko wszystkich moich imienników, lecz każdego chrześcijanina, który jest gotów poświęcić swoje życie dla Boga i bliźnich.
CZYTAJ DALEJ

Nowenna do Matki Bożej Częstochowskiej

[ TEMATY ]

Nowenna do Matki Bożej Częstochowskiej

Karol Porwich/Niedziela

Nowenna przed Uroczystością Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej trwa od 17 do 25 sierpnia przez dziewięć kolejnych dni, podczas których odmawiamy przypisane na każdy dzień poniższe modlitwy.

Dzień 1. Nowenny (17 sierpnia)
CZYTAJ DALEJ

Siódma pielgrzymka do Brzezinki

2025-08-17 21:19

mat. pras

Ponad pięćdziesięcioro pielgrzymów, w ponad trzydziestostopniowym upale, na piętnastokilometrowej drodze od Boguszyc osiedla do Brzezinki. W piątek 15 sierpnia odbyła się już siódma pielgrzymka do Brzezinki.

W tym roku pątnicy wędrowali pod hasłem "Król pragnie twego piękna". To słowa zaczerpnięte z psalmu 45, który jest śpiewany podczas mszy św. w uroczystość Wniebowzięcia NMP. Tegorocznemu wędrowaniu przewodził ks. Łukasz Dyktyński- moderator Wspólnoty Przymierza Rodzin Mamre. Podczas drogi nawiązał do hasła pielgrzymki i wskazał jakie piękno jest najważniejsze. - Bóg patrzy inaczej niż ludzie, dla niego najważniejsze jest serce i my też tak powinniśmy patrzeć na siebie i na innych. O piękno zewnętrze trzeba dbać - wygląd, strój, makijaż... - ale to wszystko przemija a najważniejsze co zostaje, to piękno serca- podkreślał ks. Dyktyński.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję