Reklama
Karolina jest z Warszawy, w zespole tańczy od półtora roku. Rodzina wie, że tańczy, ale na początku śmiano się z niej. Nigdy wcześniej nie garnęła się do uprawiania jakiejkolwiek sztuki. Zawsze ciągnęło ją do ciężkiej muzyki heavymetalowej. To była jej wielka namiętność. Mogła jej słuchać godzinami i mimo ostrego brzmienia, uspokajała ją. Muzyki ludowej nie słuchała. Tym bardziej obcej. Nie pociągała jej też własna działalność artystyczna. Ani w szkole, ani w żadnym klubie. Kiedy przed dwoma laty zaproponowano jej udział w grupie tanecznej, podeszła do tej propozycji bardzo sceptycznie. Wreszcie zgodziła się, traktując jednak taniec jako rodzaj eksperymentu wobec samej siebie. Teraz znajduje w tańcu ogromną przyjemność i zabawę. Mimo olbrzymiej pracy, jaką wkłada w wielogodzinne próby, taniec nie jest dla niej udręką, ale stanowi rodzaj wyzwolenia. - Nigdy mi do głowy nie przyszło, że mogę tańczyć. Później bardzo się dziwiłam, że coś mi z tego wychodzi - mówi Karolina. - Teraz taniec jest dla mnie realizacją samej siebie. Te próby uświadomiły mi, a tego mnie nikt do tej pory nie uczył, że aby cokolwiek umieć, trzeba bardzo wiele dać z siebie. Zarówno w sensie fizycznym, jak i psychicznym. Czasem, kiedy coś nie wychodzi, to trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jakoś się tę niedoskonałość przełamuje.
Maria (imię zmienione) jest narodowości czeczeńskiej. Mówi poprawnie po polsku, ale z obcym akcentem. Czasem brakuje jej słów. Jest ciągle radosna. Jeszcze do niedawna mieszkała w Groznym, a stamtąd pamięta tylko zniszczenie i sowiecką eksterminację narodu czeczeńskiego. W Polsce mieszka od czterech lat i nie czuje się pokrzywdzona. Weszła do grupy tanecznej bo - jak mówi - w jej kraju od maleńkiego się tańczy. Właściwie odkąd zaczęłam chodzić, to tańczę - zapewnia Maria. - Tańczyłam w niemal zawodowym zespole tanecznym już jako dziesięciolatka. Kiedy się tutaj znalazłam, byłam bardzo zaskoczona, że polskie dziewczyny tańczą kaukaskie tańce. Nie bardzo dowierzałam temu, co widziałam. Bardzo dobrze to robiły, więc i ja zaczęłam tańczyć. Czasem pomagam tym, które czegoś nie potrafią zatańczyć. Jeździmy z koncertami również po ośrodkach dla uchodźców. Czeczeni są bardzo zaskoczeni, że Polacy interesują się ich kulturą i tańczą ich narodowe tańce.
Początek drogi
Kilkaset metrów za bazą postojową i remontową warszawskich kolei, na terenach, gdzie podczas powstania listopadowego wojska polskie pod wodzą Józefa Chłopickiego, bohatera bitwy pod Olszynką Grochowską, gromiły wojska rosyjskich zaborców, stoi na dużej polanie wielkich topól szereg pomalowanych na żółto baraków. Gdyby nie wysoki płot zwieńczony skręconym drutem kolczastym i kwadratowymi wieżyczkami strażniczymi, gdyby nie zamknięte wysokim murem „spacerniaki” przypominające baraki bez dachu, można by odnieść wrażenie, że jest to peerelowski ośrodek wypoczynkowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Tymczasem mieści się tu areszt śledczy i zakład karny dla kilkuset kobiet. Na początku stanu wojennego było to również miejsce internowania działaczek „Solidarności”. Ale ani ukwiecone korytarze zakładu karnego, ani też cele nie przypominają ponurych więzień opisywanych w literaturze pięknej czy literaturze faktu. Tylko szklana budka strażnicza w korytarzu i stalowy mundur nie pozostawiają wątpliwości, że jest to więzienie. Tu właśnie przed blisko dwoma laty, w ramach programu readaptacji społecznej, czyli przygotowania do opuszczenia zakładu karnego, powstał zespół taneczny „Droga”. Założony został przez młodą i zawsze szeroko uśmiechniętą Arletę Szewczyk - wychowawczynię ds. zajęć kulturalno-oświatowych, sportu i biblioteki, absolwentkę warszawskiej Akademii Pedagogiki Specjalnej. Wybrano taniec, bo jak podkreślono w ulotce reklamującej zespół „Droga”: „Taniec to ruch, aktywność i samodzielność. Sprawność fizyczna, kondycja, koordynacja ruchów, zdrowy styl życia, odreagowanie stresów, pozytywne emocje i rozwój wrażliwości. Działanie w grupie, odpowiedzialność za siebie i innych, właściwe relacje z innymi ludźmi, poczucie wspólnoty i jedności. To siła, jaką daje oparcie w grupie. Poznanie siebie, własnych ograniczeń, ale również swoich predyspozycji. To umiejętność rozwiązywania problemów i kształtowanie świadomości, że przez pracę nad sobą rozwijamy się. Rozwój pozytywnego myślenia, wiary w siebie, skutecznego dążenia do celu i realistycznej oceny siebie oraz innych. Pozbycie się kompleksów, dowartościowanie, nabranie wiary we własne siły i możliwości kierowania swoim życiem. To także skuteczny sposób na rozwój kompetencji społecznych; sposób nabrania śmiałości, łatwości nawiązywania kontaktów z innymi ludźmi, umiejętności realizowania swoich marzeń. Dobry tancerz nie stoi pod ścianą i nie chowa się w kącie”.
Zdecydowano się utworzyć zespół tańców kaukaskich, ponieważ - jak podkreśla Arleta Szewczyk - są niezwykle piękne i dynamiczne. A zaproponowała je pani Maryna Hulia z Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Prawnej. Kilkumiesięczne zajęcia poprowadził Inguszet Małat Czerkedew. Oprócz zajęć praktycznych dziewczyny miały jeszcze kilkadziesiąt godzin wykładów z zakresu historii i kaukaskiej kultury. W programie zespołu znalazło się kilkanaście tańców, m.in. taniec inguszi, odeski, dagestański, czeczeński. Do zespołu spośród wieluset chętnych osadzonych wybrano trzynaście kobiet w wieku od 18 do 45 lat. Pochodziły one z różnych stron kraju. Siedziały z wyrokami od kilkunastu miesięcy do kilkunastu lat: za niewielką kradzież - po zabójstwo. Zespół pierwotnie przyjął z obca brzmiącą nazwę „Sweet stars”, by niebawem zmienić na obecną: „Droga”. To od jednego z czeczeńskich utworów, który dziewczyny tańczyły. Jednocześnie dla wielu tancerek może symbolicznie oznaczać rozpoczęcie nowej drogi, którą mogą obrać w przyszłości.
Próby rozpoczęły się w lipcu 2006 r. Tylko trzy dziewczyny podeszły do nich z entuzjazmem. Pozostałe reagowały bez większej wiary w to, że uda im się zakończyć cały kurs z umiejętnością tańca. Jednak tylko jedna z przyszłych tancerek na niemal każdej próbie miała ochotę zrezygnować. Szczęśliwie dotrwała do końca. - A próby były ciężkie - przyznaje Arleta Szewczyk, która również przeszła cały kurs tańca. - Każda próba wiązała się z kilkugodzinnym tańcem na palcach. Więc miałyśmy problem z naciągniętymi mięśniami stawów. Próby odbywały się dwa razy w tygodniu po cztery godziny i były bardzo ciężkie. Teraz mamy je codziennie, niektóre z dziewcząt są już jak zawodowe tancerki.
Początkowo traktowały taniec jako zabicie nudy. Dla kilku był to sposób na schudnięcie. Jeszcze innym zaangażowanie w grupę taneczną dawało szansę na szybsze wyjście na wolność. I tak się zresztą stało. Aktywne uczestnictwo w życiu społecznym zakładu jest bowiem premiowane. Taniec dla kilku z nich stał się znakomitą terapią, leczącą liczne kompleksy, które niejednokrotnie prowadziły do przestępstwa. - Dziewczyny, co nie jest dla kobiety obojętne - podkreśla Arleta Szewczyk - miały atrakcyjne stroje. Każda kobieta lubi się przebierać, stroić. Była to więc dla nich dodatkowa zachęta. Ponadto wiedziały od początku, że muszą się bardzo starać. Bo ćwiczyć w zespole to nie znaczy od razu wyjechać na koncert. Najpierw trzeba było wiele dać z siebie. Ale po miesiącach ćwiczeń widoczna już była zmiana ich charakterów. Na lepsze.
Uścisk dłoni
Pierwszy występ zespół „Droga” miał na terenie swojego zakładu karnego, choć na innym oddziale. Występowały z wielką tremą. Po raz pierwszy bowiem miały możliwość sprawdzenia się przed publicznością. Następny pokaz, również w zakładzie karnym, tym razem w Radomiu, był nie byle jakim psychicznym wyzwaniem. - To było wyjątkowe doświadczenie - wspomina Arleta Szewczyk. - I był to szok dla dziewczyn. Bardzo się stresowały, bo tańczyły z dziećmi czeczeńskimi, które mają przecież taniec we krwi. One były w jakiś sposób naszymi recenzentami. Musiałyśmy się wiele napracować. Z dziećmi też jeździły rodziny czeczeńskie. Ale z drugiej strony ten wyjazd wprowadzał pewną prywatność całej tej naszej wyprawy. Kiedy wyjeżdżaliśmy z dziećmi czeczeńskimi, a większość naszych dziewczyn ma dzieci, to im trochę matkowały, bo niektóre z tych dzieci nie miały rodziców. Były wojennymi sierotami. A były to dzieciaki, które miały trzy, cztery lata. Moje dziewczyny przytulały je, nosiły na rękach. Nie obyło się bez łez.
W krótkim czasie zespół „Droga” zaczął zdobywać doskonałe recenzje. Występował już nie tylko w zakładach karnych, ale też w klubach, domach kultury, salach teatralnych niezwiązanych z zakładami karnymi. Był zapraszany do ośrodków dla uchodźców, domów dziecka i zakładów opiekuńczych. Dziewczyny tańczyły też przed publicznością uniwersytecką, jak również na konferencjach dotyczących problematyki penitencjarnej, organizowanych przez resort sprawiedliwości. W ubiegłym roku w Warszawie „obtańczyły” konferencję zatytułowaną „Prewencja czy osadzenie w więzieniu”. - Wystąpiłyśmy zarówno w jednym, jak i drugim przypadku przed olbrzymią publicznością z zewnątrz. Często niezwiązanych z więziennictwem. Była ówczesna wiceminister sprawiedliwości Beata Kempa, generał więziennictwa Paweł Nasiłowski oraz wielu innych gości z Europy - mówi Arleta Szewczyk. - Olbrzymim szokiem dla dziewczyn, ale również i wielkim wyróżnieniem, było to, że pani wiceminister i pan generał uścisnęli im dłonie i pogratulowali. One dostąpiły takiego zaszczytu po raz pierwszy i bardzo pozytywnie to przeżyły. Zarówno podczas tej konferencji, jak i podczas różnych innych wyjazdów nikt nie traktował ich jako osadzonych. Po każdym wyjeździe dziewczyny zapewniają siebie nawzajem: Ty się nic nie bój, będziesz traktowana tam, gdzie jedziesz, nie jak skazana, ale jak artystka. Ty tam będziesz ktoś. One z początku bały się występować przed niewięzienną publicznością. Mówiły: Przecież my jesteśmy więźniami, wszyscy będą tak o nas mówili, kiedy wyjdziemy na scenę. Spojrzą na mnie i od razu będą wiedzieć, że jestem więźniem... Ale tak się nie dzieje i w rezultacie te wyjazdy dają im wielką siłę psychiczną.
W ciągu dwóch lat funkcjonowania zespołu wiele skazanych opuściło już więzienie. Z pierwszej i następnych edycji zespołu kilka dziewcząt postanowiło radykalnie zmienić swoje życie. Niektóre znalazły zatrudnienie w domach kultury i zamierzają kontynuować swoją działalność artystyczną. Praca z zespołem „Droga” była i jest również ciekawym doświadczeniem dla wychowawczyni. Pozwoliła jej nie tylko lepiej poznać konkretne osadzone, ale i zdobyć kolejne doświadczenie w swojej pracy: - Kiedy zaczęłam z nimi tańczyć, na próbach nie byłam już tylko funkcjonariuszem państwowym, który karze i nagradza, ale również, w jakiejś formie, jedną z nich - opowiada Arleta Szewczyk. - Też się denerwowałam, kiedy jechałam z nimi, i też przeżywałam każdy występ. Jednocześnie miałam szerszą możliwość poznania ich charakterów, zobaczenia ich z innej perspektywy, niż tylko jako osoby skazane. Więcej dowiedziałam się o ich rodzinach, problemach. To pozwoliło mi jeszcze bardziej indywidualnie podchodzić do każdej z nich.
Karolina za kilka miesięcy wychodzi z więzienia. Jeszcze nie wie, czy na wolności będzie rozwijała swoje umiejętności. Teraz jest liderką w zespole. Ale, jak sądzi, nie ma jeszcze takiej siły, aby mogła podobny zespół założyć na wolności. Na razie chciałaby mieć możliwość, by już jako „wolnościowa” mogła tańczyć w zespole „Droga”. Czeczenka Maria nie ma żadnych wątpliwości, że po wyjściu z zakładu karnego będzie tańczyć. - Bo przecież każdy Czeczen tańczy od urodzenia aż do śmierci.
Pomóż w rozwoju naszego portalu