Ana prowincji wreszcie się dowiedzieli, kto jest winien temu, że Polska ciągle nie jest jeszcze „drugą Irlandią”, o spełnieniu innych cudów nie wspominając. Winien jest oczywiście „urząd prezydenta”, który „jest wielkim i skutecznym hamulcowym”, więc „do wyborów prezydenckich trudne reformy będą leżały odłogiem” (z wywiadu Bronisława Komorowskiego, marszałka Sejmu RP, dla „Dziennika Gazeta Prawna”). Czy mamy rozumieć, że po wspomnianych wyborach, zakończonych zwycięstwem „powszechnie upragnionego” kandydata, Polska stanie się krajem „mlekiem i miodem płynącym”?
Nic tylko chylić czoła przed Panem Marszałkiem za mistrzowski popis dyplomacji i pełny obiektywizm - w innym miejscu ocenia on, że rolą prezydenta „nie jest rozdawanie cenzurek, kto patriota, a kto nie, tylko podkreślanie, że patriotyzm jest postawą, którą można znaleźć u różnych ludzi”. Czyżby prezydent znowu pominął kogoś „znacznego”?
A na prowincji mówią, że to nie sztuka rządzić i reformować kraj w warunkach, gdy jest „jeden wódz i jedna platforma”. To już przerabialiśmy, choć pod innymi nazwami. Poza tym dzisiaj można się tłumaczyć, że przeszkodą w reformowaniu jest prezydent - i czekać na jego zmianę. Co będzie, gdy przeszkodą będzie głos narodu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu