Reklama

Kotańskiego figura wierności

Figura Chrystusa Króla stanęła właśnie na grobie Marka Kotańskiego. - Jako symbol trwałości i zasad, które wyznawał Marek - mówi jego przyjaciel, Przemysław Przybecki, kierownik Centrum Pomocy Bliźniemu przy Marywilskiej w Warszawie. Barbara Przychecka z Domu dla bezdomnych dodaje, że Kotański zawsze chciał, by na jego grobie taka figura stanęła. Za życia zaś sam stawiał krzyże i figury Jezusa w ośrodkach, które zakładał. Po to, by wskazywały ludziom, kto może uratować ich życie.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Metrowa figurka Chrystusa Króla na grobie Kotańskiego na warszawskich Powązkach jest miniaturą posągu Jezusa z Rio de Janeiro. Przemysław Przybecki cieszy się, że wreszcie udało się ją postawić. Bo tak jak Chrystus ma na niej otwarte ramiona, tak Marek przez całe życie z otwartymi ramionami przyjmował wszystkich do swych ośrodków, troszczył się o bezdomnych, narkomanów czy zakażonych wirusem HIV. Przy czym nie dzielił ludzi na wierzących i niewierzących, opieką obejmował niezależnie od wyznania i światopoglądu. Bardzo chciał jednak, by jego podopieczni odnaleźli właściwą drogę, by powrócili do wiary.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nie ma lepszego drogowskazu

Wszystko zaczęło się wiosną 1996 r. Była noc, minęła pierwsza. Do Przemysława Przybeckiego niespodziewanie zadzwonił Marek Kotański. - Słuchaj, musimy znaleźć jakiś symbol, który przekonałby ludzi do normalnego życia - powiedział. I wtedy wymyślił, że będzie to figura Pana Jezusa. Koniecznie replika tej z Rio de Janeiro. Właśnie nią zachwycił się, kiedy był w Brazylii, gdyż w symbolicznym geście rozpościera ramiona nad miastem. Chciał, aby bezdomnych, którzy przychodzą do ośrodków MARKOT-u też witał Chrystus, by ogarniał ich otwartymi ramionami. Na znak solidarności. I tego, że jest razem z nimi.
Prace zaczęły się niemal natychmiast. Stanisław Strzyżyński, rzeźbiarz, wyprofilował figurkę. Materiały od początku przygotowywali sami bezdomni - pensjonariusze ośrodka. I wcale nie trzeba było ich o to prosić. Do pracy zgłosiło się tylu chętnych, że trzeba było wydzielać zajęcia. W efekcie, już latem na dwunastometrowym cokole, w ośrodku przy ulicy Marywilskiej, stanęła sześciometrowa, pomalowana na biało figura Chrystusa Króla. Potem uroczyście poświęcił ją bp Władysław Miziołek.
- Dobrze, że tutaj stanęła, bo przecież nie ma lepszego drogowskazu dla ludzi - mówi Przybecki. - Przez tę figurę pokazywane jest życie Jezusa, godne przecież naśladowania. Pensjonariusze z tego się cieszą. Bo tak naprawdę każdy z nich chce przecież być lepszy.
Podobne akcenty: figury, krzyże bądź kapliczki, pojawiły się również w innych ośrodkach MONAR-u i MARKOT-u.
- Metalowy krzyż przy noclegowni w przejściu podziemnym na Modlińskiej stoi od kilku lat. Dla nas ma to wielkie znaczenie - podkreśla Konstantyn Kożewnikow, kierownik placówki. Ten krzyż również stawiali sami mieszkańcy. Nad nim widnieje napis: "Błogosławieni będziecie ci, którzy teraz głodujecie, bowiem będziecie nasyceni".
Są ośrodki, jak choćby "Bajka" dla pięciuset matek z dziećmi, gdzie zamiast figur istnieją kapliczki. - One też mają przypominać o tym, co w życiu jest najważniejsze - mówi Przybecki.

Reklama

O czym jeszcze miały przypominać figury

Marek Kotański twierdził, że krzyże, figury Chrystusa i kapliczki, które stawia, będą dla jego podopiecznych miejscem, gdzie można się modlić i odnaleźć Boga.
Przemysław Przybecki: - Była to potrzeba jego duszy. W ostatnich latach bardzo wiele mówił o Bogu, zależało mu, by pokazać ludziom, że oprócz życia na ziemi jest również inne, którego wartość sięga poza grób. Dlatego tak ważna była dla niego wiara. Często mówił, że trzeba stawiać na Jezusa, bo tylko On jest autorytetem i światłem. Właśnie o tym miały w jego przekonaniu przypominać te figury.
Kotański wielokrotnie potwierdzał słowa swego przyjaciela. - Wielu naszym ludziom Jezus uratował życie. Potem mówili mi, że spojrzeli na Pana Jezusa i wrócili. Czekam na wiele kolejnych cudów, gdyż cudem jest to, że wielu ludzi się tu leczy, inni wychodzą z bezdomności i że dzieje się wiele dobra - mówił w wywiadzie dla KAI.- Napisałem książkę pod tytułem Ty zaraziłeś ich narkomanią. Potem było jej wznowienie Sprzedałem się ludziom, gdzie napisałem, że moje wartości to Jezus i Dekalog. Nigdy się od tego nie odżegnywałem. Mój ojciec w młodości chciał zostać księdzem. Jest profesorem japonistyki, ale jego mama, świętej pamięci babcia Waleria, osoba niezwykle religijna, działająca w chórach, w parafii, w Sodalicji Mariańskiej uczyła mnie w cudowny sposób miłości do Jezusa, uczyła pacierza. Klękaliśmy wspólnie i odmawialiśmy pacierz - było to wielkie codzienne przeżycie dziecięce, ciepłe i dobre.
Przybecki wspomina też słynną niegdyś akcję rozdawania prezerwatyw przez Kotańskiego: - Wycofał się z tego, głosił, że prawdziwa miłość może się zrealizować tylko przez uczciwość i wierność małżeńską. O tym też miały przypominać figury Chrystusa Króla.
Kotański we wspomnianym wywiadzie zaś przekonywał: - Zacząłem się bardzo modlić. Modląc się zrozumiałem, że muszę zacząć mówić o Jezusie, oświetlać drogę młodzieży i innych ludzi prawdami Jezusa, gdyż tylko wtedy ma się pewny fundament, jest się na pewnej drodze. Gdy po raz pierwszy zacząłem tak mówić, ludzie zaczęli mieć wątpliwości: no jak to? Ty, który rozdawałeś prezerwatywy opowiadasz takie rzeczy? Odpowiedziałem: tak, bo wtedy błądziłem, myślałem, że prezerwatywa jest mniejszym złem, środkiem ochronnym przed AIDS. Byłem wówczas przerażony, że tak dużo młodzieży zakaża się i nie rozumiałem, że to rozdawnictwo jest w gruncie rzeczy beznadziejne. Nie dość, że jest to przyzwolenie na seks, na dodatek jest to propagowanie metody, która może być zupełnie zawodna. To tak, jakby przechodząc przez jezdnię dwupasmową mówić: przechodźcie, ale szybko, bo te samochody jeżdżą z szybkością 200 km na godzinę - więc kupcie sobie adidasy, zamiast powiedzieć, że powinniśmy wybudować kładkę, którą przechodzi się nad jezdnią. To było propagowanie czegoś, co samo w sobie nie jest żadną metodą. Był to mój ogromny błąd, z którego się na szczęście wycofałem i właśnie jako rekompensatę za błądzenie wciąż mówię młodzieży o wierności, o wstrzemięźliwości seksualnej, o miłości, odpowiedzialności.
O tym, że stawianie figur przez Kotańskiego miało przełożenie na jego działalność, świadczą inicjatywy, jakie podejmował i jakie wiązał z Kościołem. W Roku Jubileuszowym na przykład, na spotkaniu z Prymasem Polski zapowiedział zbudowanie niedaleko Warszawy Centrum Rehabilitacji i Wypoczynku dla 1,5 tys. dzieci specjalnej troski. Także prowadzony przez Kotańskiego Ruch Czystych Serc miał być ściśle połączony z działaniami podejmowanymi przez Kościół. Podczas spotkania z Episkopatem Polski wyraził zadowolenie, że biskupi poparli pomysł włączenia Kościoła w profilaktykę antynarkotykową młodzieży. Proponował wówczas, by zorganizować specjalne szkolenia dla księży w tym zakresie. Natomiast podczas pielgrzymki Papieża do Polski w roku 1999, Kotański wezwał młodzież do udziału w spotkaniu pod hasłem: Ojcze Święty, jesteśmy z Tobą - deklarujemy czystość. Na lotnisku w Balicach sam wręczył Janowi Pawłowi II deklarację czystości.

Po śmierci Marka Kotańskiego w jednej z placówek stanęła już kolejna figura Chrystusa. W ośrodku "Rokitno" koło Błonia poświęcił ją niedawno bp Piotr Jarecki. - Na wiosnę planujemy postawienie takiej figury w Chełmie, a potem w ośrodku koło Mrągowa. - Myślę, że jest to zgodne z ideą Marka i że on z tego się cieszy - przyznaje Przemysław Przybecki.

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Słowo abp. Adriana Galbasa SAC do diecezjan w związku z nominacją biskupią

2024-04-23 12:39

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

Karol Porwich/Niedziela

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

Nasze modlitwy o wybór Biskupa przyniosły piękny owoc. Bp Artur nie jest tchórzem i na pewno nie będzie uciekał od spraw trudnych - pisze abp Adrian Galbas.

CZYTAJ DALEJ

Sekundy, które zmieniają życie

Dariusz Kowaluk zdobył złoty medal podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio w lekkoatletyce, w sztafecie mieszanej 4 x 400 metrów. Czytelnikom Niedzieli opowiada o swoim życiu, wierze, codziennych treningach, nauce i planach na przyszłość.

Krzysztof Tadej: Jak się żyje po zdobyciu olimpijskiego złota?

Dariusz Kowaluk: Radośnie, interesująco. Jestem rozchwytywany przez dziennikarzy i fotoreporterów – to bardzo miłe. Studiowałem dziennikarstwo na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Przygotowywałem się do wykonywania zawodu dziennikarza, a teraz mogę zobaczyć, jak to wygląda z drugiej strony, gdy odpowiadam na różne pytania.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje" DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję