Reklama

Polityka

Tylko jedna osmalona ściana

Niedziela Ogólnopolska 44/2012, str. 30-31

[ TEMATY ]

polityka

Smoleńsk

DOMINIK RÓŻAŃSKI

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Jak Pan przyjmuje to płynące już niemal zewsząd - czasem także z bliskich Panu kręgów, z Kościoła - nawoływanie do wyciszenia sprawy katastrofy smoleńskiej, do zakończenia „smoleńskiej wojny polsko-polskiej”? Do zaprzestania tej „gry politycznej” z Panem w roli głównej?

POSEŁ ANTONI MACIEREWICZ: - Zastanawiam się, kto tę wojnę wywołał i kto ją podtrzymuje. Kto tu naprawdę prowadzi polityczną grę. Ale, oczywiście, przyjmuję i rozważam sugestie niektórych środowisk, które w imię wyższego dobra namawiają: No cóż, stało się, co się stało, nigdy nie zapomnimy o tym dramacie, ale...

-... dajmy już spokój w imię spokoju?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Przyznam, że na takie wezwanie nie zamierzam odpowiadać. Wyciszenie sprawy smoleńskiej niewiele tu da, przeciwnie - uczciwe wyjaśnienie tej tragedii jest konieczne. Bo nie da się spokoju i jakiejkolwiek współpracy budować na kłamstwie.

- Zwłaszcza współpracy i przyjaźni między narodami i społecznościami?

- Prawda o tragedii smoleńskiej nie jest wymierzona przeciwko jakiemukolwiek narodowi, jakiejkolwiek społeczności. Jest co najwyżej prawdą o niegodziwych działaniach poszczególnych osób czy też grup, jest prawdą o ich ciemnych interesach i o wymierzonych w Polskę dążeniach. Zdaję sobie sprawę z obecnych niekorzystnych trendów, zarówno cywilizacyjnych i moralnych, jak i państwowo-politycznych. I zastanawiam się, czy gdyby żył prezydent Lech Kaczyński, możliwe byłyby tak jawne działania zmierzające do zniszczenia cywilizacji chrześcijańskiej, kwestionowanie praw narodowych, pracowniczych, praw rodziny i praw ludzi wierzących. A może tragedia smoleńska była wręcz niezbędna do tego, by ten destrukcyjny proces mógł przebiegać w przyspieszonym tempie...?

- Mówi Pan o możliwości wielkiego spisku?!

- Ja tylko stawiam pytania, które każdy roztropny, odpowiedzialny człowiek powinien sobie zadać... Bo historia nie zna takiego dramatu - nigdy do tej pory nie zdarzyło się tak, by w jednym momencie zginęło tyle osób z elity narodu. Skala tego wydarzenia wymaga od nas spokoju, rozważnej reakcji, ale także głębokiej refleksji i odwagi. Moim zdaniem, wykazanie prawdy o tragedii smoleńskiej i pamięć o niej jest niezbędnym warunkiem do tego, byśmy mogli stanąć w obronie człowieczeństwa i chrześcijaństwa w sobie, w społeczeństwie i w społeczności międzynarodowej.

- Tyle że pielęgnowanie pamięci i poszukiwanie prawdy w obecnej rzeczywistości Polski i Europy to coraz trudniejsze zadania.

- Od początku miałem tego świadomość. A Jarosław Kaczyński, podejmując decyzję o powierzeniu mi tej „smoleńskiej” roli, też wiedział, że aby ją pełnić, potrzebne jest pewne doświadczenie oraz - przede wszystkim - determinacja i odporność.

- A Pan jest człowiekiem wyjątkowo odpornym?

- Mam pewną sumę wiedzy o mechanizmach politycznych i o mechanizmach działania służb specjalnych. Jest to więc odporność wynikająca z wiedzy o funkcjonowaniu służb specjalnych, ze znajomości metod działania tych często przestępczych grup i środowisk. Ale jak każdy człowiek miewam też momenty niepewności, strachu i zniechęcenia...

- Bo poszukiwania prawdy smoleńskiej komplikują się?

- Nie dlatego. Prawda o tej tragedii leży na wierzchu. Jest tylko pokryta warstwą kłamstwa. I właśnie to najbardziej przeraża. Jeżeli jednak odsuniemy na bok te wszystkie pseudointerpretacje i fałszywe informacje, pokrętne wyjaśnienia - to będzie ją widać jak na dłoni.

- Praca Zespołu Parlamentarnego to przede wszystkim ujawnianie kłamstwa?

- W dużej mierze tak, ale nie tylko. Oczywiście, przeprowadzamy różnorodne analizy polityczne, ale nasze działania koncentrują się przede wszystkim na rekonstrukcji przebiegu wydarzeń, zwłaszcza w ich aspekcie technicznym. Eksperci skupieni wokół Zespołu Parlamentarnego w Polsce i za granicą pracują w wyspecjalizowanych grupach, są w stałym kontakcie, dyskutują o wynikach swoich badań. Co pewien czas prezentujemy opinii publicznej cząstkowe efekty tych prac. Jednymi z ważniejszych okazały się ostatnio np. wyniki analizy dokumentacji fotograficznej oraz dostępnych opisów ciał ofiar. Na tej podstawie nasi lekarze próbują sformułować wstępne opinie na temat przyczyn katastrofy.

- Czy to możliwe na podstawie jednak dość skąpych materiałów dowodowych?

- Zespół ma dostęp do kilkudziesięciu fotografii, które w miarę dokładnie pokazują miejsce odnalezienia zwłok i ich stan. Są także „późniejsze” zdjęcia ciał ofiar, wykonane już w trakcie moskiewskich sekcji. Istnieją też dosyć szczegółowe opisy kilku sekcji przeprowadzonych w Polsce. Oczywiście, na tej podstawie nie można wysnuć ostatecznych wniosków, ale jest to istotny materiał, wymagający uwzględnienia w badaniach.

- Kilka dni temu zaszokowało nas opublikowanie w Internecie niezwykle drastycznych zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej, wykonanych zarówno na miejscu tragedii, jak i podczas sekcji zwłok. Czy Zespół już się tym zajął?

- Sprawa jest wstrząsająca z dwóch powodów. Po pierwsze - bo jest to barbarzyńska prowokacja, upokarzająca gra, która uderzyła nie tylko w rodziny ofiar, ale we wszystkich Polaków. Po drugie - te zdjęcia to przecież istotny materiał dowodowy. Z tego, co wiem, polska prokuratura nie dysponowała dotąd tymi zdjęciami, które w tajemniczych okolicznościach znalazły się w posiadaniu rosyjskich blogerów. A przecież nie są to fotografie amatorskie i musiały wypłynąć z rosyjskich urzędów. Nie doszłoby do tego skandalu, gdyby nie zaniechania polskiego rządu, gdyby polskie władze działały zgodnie z prawem, gdyby nie oddały całego śledztwa Rosjanom, nie pozostawiły wszystkich dowodów w rękach rosyjskich. Być może istnieją i inne materiały dowodowe, znane tylko rosyjskim śledczym, a nieznane polskiej prokuraturze...

- Zespół Parlamentarny prowadzi szczegółowe analizy zdjęć satelitarnych. Co z nich wynika?

- Wyniki tych analiz są niezwykle istotne dla opisu procesu rozpadu samolotu. Naliczyliśmy przynajmniej kilkadziesiąt drobnych elementów samolotu na obszarze kilkuset metrów przed głównym miejscem katastrofy. Kilkaset metrów od tego miejsca zidentyfikowano także przynajmniej cztery duże części samolotu o łącznej powierzchni blisko 4 m2.

- Badacze komisji MAK i Millera takimi „drobiazgami” się nie zajmowali?

- Nie zajmowali się niewygodnymi drobiazgami. A nawet je skrzętnie ukrywali i manipulowali faktami tak, by udowodnić „winę brzozy”. Od pewnego czasu mamy dostęp do części danych pochodzących ze skrzynki parametrów lotu (produkcji firmy ATM) - skrzynki szybkiego dostępu, która bardzo dokładnie referuje, jak funkcjonowały poszczególne mechanizmy samolotu. Wiemy, że taką analizę od ponad roku ma również prokuratura i prawdopodobnie miał ją też Zespół Millera. Z naszej analizy wynika, że z pewnością na kilkaset metrów przed upadkiem szczątków samolotu na ziemię nastąpiła awaria najpierw lewego, potem prawego silnika. Wydarzyło się coś, co sprawiło, że oba silniki uległy awarii, że zatrzymały się w trakcie lotu.

- Hipoteza dwóch wybuchów pozostaje w mocy?

- Tak. Nadal uważamy, że doszło do dwóch eksplozji. Mamy już najnowsze wyniki badań prof. Wiesława Biniendy. Jego analizy dotyczą nie tylko kwestii ewentualnego uderzenia samolotu w brzozę. Prof. Binienda, posługując się analogiczną metodą - tzw. metodą elementów skończonych - przeprowadził badania, które miały wyjaśnić, co by się stało, gdyby samolot tak - jak chce tego raport MAK i raport Millera - uderzył w ziemię w odwróconej pozycji.

- Co by się stało?

- Przy takim uderzeniu, o jakim mówią raporty MAK i Millera, samolot rozpadłby się co najwyżej na trzy części. Co najmniej jedna dziesiąta pasażerów miałaby szansę przeżycia, a salonka nie zostałaby rozerwana na strzępy. Niemożliwy byłby tak ogromny rozrzut drobnych kawałeczków, tak straszliwe zniszczenie samolotu i ciał ofiar katastrofy...

- Można powiedzieć, że osoby znajdujące się w salonce ucierpiały najmocniej?

- Tak. Najbardziej zdewastowaną częścią samolotu jest właśnie jedna z salonek. Została z niej tylko jedna osmalona ściana, prawa burta. Nic więcej. Nie ma podłogi, nie ma sufitu, lewej burty, nie ma krzeseł... Wszystko zostało wymiecione. Osoby, które tam się znajdowały - jeśli tak można powiedzieć - ucierpiały najbardziej... Analizujemy krok po kroku stan uszkodzenia ciał ofiar. Te badania są robione naprawdę kompleksowo i teza - już nie hipoteza - że doszło do eksplozji, została potwierdzona.

- Teraz można tylko zastanawiać się nad jej przyczynami?

- Wśród naszych ekspertów toczy się na ten temat dyskusja. Niektórzy sądzą np., że do eksplozji mogło dojść na skutek samozapłonu w wyniku uszkodzonej instalacji elektrycznej. Podkreślić trzeba, że każda z tego rodzaju analiz jest osobno badana przez jednego z najlepszych w Polsce specjalistów od eksplozji - anonimowo pracującego na rzecz Zespołu.

- Wiele nieporozumień narosło wokół moskiewskich sekcji zwłok. Gdy wyszła na jaw pomyłka z zamianą ciał, rodziny smoleńskie przeżyły szok. To się zawsze może zdarzyć - tłumaczyli rządowi urzędnicy.

Reklama

- Nasz Zespół był świadomy matactw strony rosyjskiej i zadziwiającej bierności strony polskiej. Dlaczego ukrywano fakt, że polscy prokuratorzy nie brali udziału w sekcji zwłok? Dlaczego nie dopuszczono do sekcji zwłok już w Polsce? Minister Jarosław Gowin, relacjonując na polecenie Sejmu działania Ministerstwa Sprawiedliwości, zapomniał poinformować, że jego poprzednik był w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. Jak donosi komunikat PAP, „szef resortu sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski spotkał się z prokuratorami z dwu państw i ustalił zasady współpracy”. Nasz Zespół dysponuje stenogramem ze spotkania prokuratorów polskich i rosyjskich, do którego doszło 10 kwietnia 2010 r. między godz. 23.00 a 1.00 dnia następnego. W pkt. 6. dokumentu z tego posiedzenia uwzględniono dopuszczenie polskich prokuratorów do sekcji zwłok, oględzin i do wszystkich dokumentów. Dlaczego więc nie było żadnego z polskich prokuratorów przy sekcji zwłok i przy oględzinach?

- Dlaczego?

- Można się dziś zastanawiać, kto zadecydował o tym, że Polacy nie uczestniczyli w sekcji zwłok, chociaż był to obowiązek prokuratury wynikający z KPK. To sprawa, którą trzeba rozwiązać, żeby uchylić domniemanie, iż mieliśmy do czynienia ze świadomym matactwem i oddaniem śledztwa w ręce rosyjskie. Polska prokuratura ponosi odpowiedzialność za to, że nie wykonano sekcji zwłok i że doszło do pomyłek w identyfikacji ciał. Tymczasem Prokurator Generalny uznał za stosowne obarczyć odpowiedzialnością rodziny ofiar katastrofy, wskazując m.in. z imienia i nazwiska syna Anny Walentynowicz. To cynizm i okrucieństwo, z jakim do tej pory nigdy się nie zetknęliśmy. Jak mogło do tego dojść!

- Coraz częściej pojawia się pytanie „dlaczego?”. Dlaczego, Panie Pośle?

- Dlatego, że przyszedł czas na konkretne odpowiedzi. Dlaczego np. polski rząd odrzucił ofertę polskich przedsiębiorców pogrzebowych, proponujących bezpłatny, godny pochówek wszystkich ofiar katastrofy? MON odrzuciło tę propozycję i zleciło organizację pogrzebów byłemu agentowi Wojskowej Służby Wewnętrznej za gigantyczne wprost pieniądze. Czy może jest tak, że całą sprawę smoleńską oddano Rosjanom i agenturze? Czy taka jest prawda?

- Dwa lata temu uznano, że nie warto zadrażniać i tak kiepskich stosunków polsko-rosyjskich, że trzeba zaufać Rosjanom...

- A p. Tomasz Turowski w radiu rosyjskim mówił, że z tej krwi wyrośnie porozumienie polsko-rosyjskie... I warto przypomnieć, że pierwsi o rosyjskiej winie mówili byli urzędnicy rządu Donalda Tuska. Znamienne jest stwierdzenie Bogdana Klicha, który 22 kwietnia 2010 r. w rozmowie z Edmundem Klichem stwierdził, że z raportu, który tenże mu przedstawia, wynika, iż odpowiedzialność ponoszą Rosjanie. A następnie obaj panowie zastanawiali się przez dwie godziny, jak ten raport ukryć, co zrobić, by do opinii publicznej nie dotarł przekaz, że z badań polskich ekspertów wynika, iż odpowiedzialność za tę tragedię ponoszą Rosjanie.

- Dotychczasowe badania Zespołu Parlamentarnego wskazują na winę rosyjską?

- Nie, nie przesądzamy tego, choć to my jesteśmy oskarżani o to, że obarczamy odpowiedzialnością za smoleński dramat głównie stronę rosyjską. My nie wiemy jeszcze, kto lub co tę katastrofę spowodowało. Wiemy tylko, że nie był to zwykły wypadek i że nie zawinił prezydent Lech Kaczyński ani polski generał, ani polscy piloci. Odpowiedzialny jest ten, kto spowodował, że samolot wybuchł w powietrzu.

- Jesteśmy już blisko poznania całej prawdy o katastrofie smoleńskiej, Panie Pośle?

- Coraz bliżej... Jeżeli chodzi o techniczny aspekt wydarzeń, wiemy już naprawdę dużo. Na pewno wiemy, że do rozpadu samolotu doszło wskutek eksplozji. Nie znamy tylko jej przyczyny - czy była to awaria techniczna, czy świadome, zewnętrzne działanie. W przypadku tej drugiej możliwości też należy rozważyć różne scenariusze.

- Czy to wszystko jest możliwe do wyjaśnienia, zważywszy na wszystkie trudności i ograniczenia dostępu do dowodów?

- Tak, oczywiście! To jest możliwe do wyjaśnienia. W laboratoriach poza granicami Polski są już badane części samolotu, próbki odzieży ofiar oraz innych materiałów, które znajdowały się w Tu-154 M. Czekamy cierpliwie na wyniki.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dlatego lubię być pogodny

[ TEMATY ]

polityka

prezydent

Archiwum Wiesława Kamińskiego

Anna Jadachowska: - Tegoroczny Wielki Post będzie chyba dla Pana wyjątkowym przeżyciem.

Wiesław Kamiński: - Czemu tak Pani myśli? Od zawsze, czyli odkąd pamiętam, czas duchowego przygotowania do świąt Zmartwychwstania Pańskiego był dla mnie wyjątkowy. I nie inaczej jest w tym roku. Zresztą myślę, że to charakterystyczne dla życia każdego katolika. Wielkopostna pokuta zbliża nas do Boga, jednocześnie inspirując do pokonywania własnych słabości; wreszcie walki ze złem.

A.J.: - No tak, tylko że w tym roku przed Panem dodatkowo walka w wyborach uzupełniających, w których radomszczanie zdecydują, kto ma przez najbliższe 2, 5 roku być prezydentem ich miasta.

- To rzeczywiście można nazwać walką. Ale ja i tym razem wolę „jasną stronę”, więc wolę mówić o pracy. Jeżeli zatem nawiązujemy do mojego kandydowania, to raczej bardziej ucierpiał na tym tegoroczny karnawał. Nie było zbyt wielu sposobności na jego szaleństwa (uśmiech). Niemniej tegoroczna kolęda była dla mnie niezwykle ciekawa, bo wspólnemu radowaniu i przeżywaniu świąt towarzyszyło wiele bardzo ciekawych i ważnych rozmów, które niezależnie od tego, co będę dalej robił, czynią mnie mądrzejszym i chyba lepszym. Myślę, że taka pokora w kontakcie z ludźmi powinna w ogóle znamionować świat polityki. Wtedy lepiej moglibyśmy służyć ludziom. Dzisiaj ciągle zbyt wielu chce władzy dla samej władzy, i dlatego gubi ich grzech pychy i zaniechania.

A.J.: - Proszę powiedzieć, po co znakomitemu menedżerowi, z wieloma zawodowymi sukcesami, nagle potrzebna jest polityka.

- Dziękuję, że taktownie nie dodała Pani „na stare lata” (znów uśmiech). Ale to doświadczenie, które jest we mnie uzupełnia się z mnóstwem dobrej energii. To mieszanka w sam raz na tak wyjątkowy czas, gdy po wyborach Prezydentem RP został Andrzej Duda, gdy większość parlamentarna pozwoliła na samodzielne stworzenie rządu przez Prawo i Sprawiedliwość, i gdy posłem na Sejm wybrana została poprzednia prezydent Anna Milczanowska. Jestem przekonany, że razem damy radę zrobić naprawdę bardzo dużo rzeczy, na które czekają mieszkańcy mojego miasta. Radomsko, ze swą 750-letnią historią, potencjałem gospodarczym, a nade wszystko wspaniałymi ludźmi, zasługuje na najlepsze rozwiązania. Kandyduję, ponieważ razem z radomszczanami chcę rozwijać nasze miasto i wspólnie z tego rozwoju korzystać. Razem cieszyć się z dużych zadań, np. dokończenia pełnej obwodnicy miejskiej czy rozkwitu strefy przemysłowej, basenu, ale i tych najdrobniejszych, kawałka chodnika, czystego skweru, dodatkowego przystanku autobusowego czy ławki. Bo o jakości naszego życia nie decydują jedynie rzeczy wielki, ale często drobiazgi. To mówią mieszkańcy i chcą, aby o tym pamiętać. I ja im to przyrzekam.

A.J.: - Często w naszej rozmowie odwołuje się Pan do ludzi.

- Oczywiście, bo to oni są najważniejsi. A ja mogłem w swoim życiu dzięki Bogu mieć styczność ze wspaniałymi ludźmi, wartościowymi, mądrymi. Także teraz, podczas pełnienia funkcji prezydenta Radomska i podczas przygotowania do wyborów. Niezliczona już dzisiaj liczba spotkań, rozmów, a nawet wspólnych działań, to znakomity kapitał. Przecież cały projekt „zostań doradcą prezydenta Kamińskiego” był takim motorem napędowym, ale tych kontaktów z radomszczanami było dużo więcej. I z dużą przyjemnością stwierdzam, że kilka rzeczy już razem zrobiliśmy. Dzieje się tak również dlatego, że przez te dwa miesiące miałem przyjemność pracować ze znakomitymi ludźmi. Myślę tu zarówno o urzędnikach, jak i partnerach z Prawa i Sprawiedliwości oraz Forum Samorządowo-Gospodarczego. Jeżeli do tego dodam, że ogromną siłę do pokonywania trudności daje mi rodzina, która jest dla mnie prawdziwym fundamentem. To na nim budujemy. Dlatego naszym obowiązkiem jest zapewnienie godnej pracy, miejsca do życia i wypoczynku. Ale wracając do ludzi, to w oparciu o wymienione przeze mnie grupy mogę śmiało i z nie skrywaną radością stwierdzić, że miałem w życiu ogromne szczęście do ludzi. Moja praca jest zatem w dużym stopniu ekwiwalentem za ten otrzymany dar.

A.J.:- Chce Pan powiedzieć, że w politycznych grach dominuje Dekalog, zasady przyzwoitości i kultura...

- (Uśmiech) O bardzo chciałbym tak móc powiedzieć, ale oczywiście nie mogę, bo mam świadomość otaczającego mnie świata. Jednak to, jaki on jest, nie zwalnia nas samych od przyzwoitości. Dlatego zaproponowałem radomszczanom uczciwą i skuteczną prezydenturę. Mam nie tylko dobry pomysł na Radomsko, ale także potrzebną do tego konkretną wiedzę, doświadczenie w pracy z ludźmi i wreszcie wsparcie Pani Premier Beaty Szydło, która powierzyła mi pełnienie funkcji Prezydenta Miasta Radomska oraz Pana Prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który uznał, że jestem godnym kandydatem, by reprezentować w samorządowych wyborach w Radomsku wartości, którym od lat wierne jest Prawo i Sprawiedliwość. Jestem z tego zaufania bardzo dumny i pozwala mi to z podniesionym czołem prosić dzisiaj o zaufanie radomszczan. 21 lutego, wrzucając kartę do głosowania do urny wyborczej. Możemy zdecydować o najlepszej zmianie dla Radomska. Jestem przekonany, że głos na jedynego w tych wyborach przedstawiciela Prawa i Sprawiedliwości, otwiera przed nami ogromną szansę.

CZYTAJ DALEJ

Św. Wojciech, Biskup, Męczennik - Patron Polski

Niedziela podlaska 16/2002

Obok Matki Bożej Królowej Polski i św. Stanisława, św. Wojciech jest patronem Polski oraz patronem archidiecezji gnieźnieńskiej, gdańskiej i warmińskiej; diecezji elbląskiej i koszalińsko-kołobrzeskiej. Jego wizerunek widnieje również w herbach miast. W Gnieźnie, co roku, w uroczystość św. Wojciecha zbiera się cały Episkopat Polski.

Urodził się ok. 956 r. w czeskich Libicach. Ojciec jego, Sławnik, był głową możnego rodu, panującego wówczas w Niemczech. Matka św. Wojciecha, Strzyżewska, pochodziła z nie mniej znakomitej rodziny. Wojciech był przedostatnim z siedmiu synów. Ks. Piotr Skarga w Żywotach Świętych tak opisuje małego Wojciecha: "Będąc niemowlęciem gdy zachorował, żałość niemałą rodzicom uczynił, którzy pragnąc zdrowia jego, P. Bogu go poślubili, woląc raczej żywym go między sługami kościelnymi widząc, niż na śmierć jego patrzeć. Gdy zanieśli na pół umarłego do ołtarza Przeczystej Matki Bożej, prosząc, aby ona na służbę Synowi Swemu nowego a maluczkiego sługę zaleciła, a zdrowie mu do tego zjednała, wnet dzieciątko ozdrowiało". Był to zwyczaj upraszania u Pana Boga zdrowia dla dziecka, z zobowiązaniem oddania go na służbę Bożą.

Św. Wojciech kształcił się w Magdeburgu pod opieką tamtejszego arcybiskupa Adalbertusa. Ku jego czci przyjął w czasie bierzmowania imię Adalbertus i pod nim znany jest w średniowiecznej literaturze łacińskiej oraz na Zachodzie. Z Magdeburga jako dwudziestopięcioletni subdiakon wrócił do Czech, przyjął pozostałe święcenia, 3 czerwca 983 r. otrzymał pastorał, a pod koniec tego miesiąca został konsekrowany na drugiego biskupa Pragi.

Wbrew przyjętemu zwyczajowi nie objął diecezji w paradzie, ale boso. Skromne dobra biskupie dzielił na utrzymanie budynków i sprzętu kościelnego, na ubogich i więźniów, których sam odwiedzał. Szczególnie dużo uwagi poświęcił sprawie wykupu niewolników - chrześcijan. Po kilku latach, rozdał wszystko, co posiadał i udał się do Rzymu. Za radą papieża Jana XV wstąpił do klasztoru benedyktynów. Tu zaznał spokoju wewnętrznego, oddając się żarliwej modlitwie.

Przychylając się do prośby papieża, wiosną 992 r. wrócił do Pragi i zajął się sprawami kościelnymi w Czechach. Ale stosunki wewnętrzne się zaostrzyły, a zatarg z księciem Bolesławem II zmusił go do powtórnego opuszczenia kraju. Znowu wrócił do Włoch, gdzie zaczął snuć plany działalności misyjnej. Jego celem misyjnym była Polska. Tu podsunięto mu myśl o pogańskich Prusach, nękających granice Bolesława Chrobrego.

W porozumieniu z Księciem popłynął łodzią do Gdańska, stamtąd zaś morzem w kierunku ujścia Pregoły. Towarzyszem tej podróży był prezbiter Benedykt Bogusz i brat Radzim Gaudent. Od początku spotkał się z wrogością, a kiedy mimo to próbował rozpocząć pracę misyjną, został zabity przez pogańskiego kapłana. Zabito go strzałami z łuku, odcięto mu głowę i wbito na żerdź. Cudem uratowali się jego dwaj towarzysze, którzy zdali w Gnieźnie relację o męczeńskiej śmierci św. Wojciecha. Bolesław Chrobry wykupił jego ciało i pochował z należytymi honorami. Zginął w wieku 40 lat.

Św. Wojciech jest współpatronem Polski, której wedle legendy miał także dać jej pierwszy hymn Bogurodzica Dziewica. Po dziś dzień śpiewa się go uroczyście w katedrze gnieźnieńskiej. W 999 r. papież Sylwester II wpisał go w poczet świętych. Staraniem Bolesława Chrobrego, papież utworzył w Gnieźnie metropolię, której patronem został św. Wojciech. Około 1127 r. powstały słynne "drzwi gnieźnieńskie", na których zostało utrwalonych rzeźbą w spiżu 18 scen z życia św. Wojciecha. W 1928 r. na prośbę ówczesnego Prymasa Polski - Augusta Kardynała Hlonda, relikwie z Rzymu przeniesiono do skarbca katedry gnieźnieńskiej. W 1980 r. diecezja warmińska otrzymała, ufundowany przez ówczesnego biskupa warmińskiego Józefa Glempa, relikwiarz św. Wojciecha.

W diecezji drohiczyńskiej jest także kościół pod wezwaniem św. Wojciecha w Skibniewie (dekanat sterdyński), gdzie proboszczem jest obecnie ks. Franciszek Szulak. 4 kwietnia 1997 r. do tej parafii sprowadzono z Gniezna relikwie św. Wojciecha. 20 kwietnia tegoż roku odbyły się w parafii diecezjalne obchody tysiąclecia śmierci św. Wojciecha.

CZYTAJ DALEJ

Wierność i miłość braterska dają moc wspólnocie

2024-04-23 13:00

Marzena Cyfert

Rejonowe spotkanie presynodalne w katedrze wrocławskiej

Rejonowe spotkanie presynodalne w katedrze wrocławskiej

Ostatnie rejonowe spotkanie presynodalne dla rejonów Wrocław-Katedra i Wrocław-Sępolno odbyło się w katedrze wrocławskiej. Katechezę na temat Listu do Kościoła w Filadelfii wygłosił ks. Adam Łuźniak.

Na początku nakreślił kontekst rozważanego listu. Niewielkie, lecz bogate miasteczko Filadelfia zbudowane zostało na przełęczy, która stanowiła bramę do głębi półwyspu. Było również bramą i punktem odniesienia dla hellenizacji znajdujących się dalej terenów. Mieszkańcy Filadelfii mieli więc poczucie, że są bramą i mają misję wobec tych, którzy mieszkają dalej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję