Reklama

Wielka, rodzinna solidarność

Państwo Halina i Aleksander Wyporkowie mieszkają wspólnie z trzynastką dzieci oraz z babcią, panią Teresą Wyporek (mamą pana Aleksandra), w Niegowici. Gdy zatrzymuję się po drodze, aby zapytać, jak trafić do ich domu, pierwsza napotkana osoba wyjaśnia: - To taki skromny dom z trzema oknami, naprzeciwko kapliczki. W gorące, sierpniowe popołudnie wpraszam się więc do ich domu, aby poznać rodzinę, aby zobaczyć, jak w dzisiejszych czasach żyje się z pracy na roli i wychowuje tak liczną gromadkę.

Niedziela małopolska 38/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Najpierw były marzenia

Reklama

Zanim pani Halina i pan Aleksander się pokochali, pobrali i wspólnie zamieszkali, każde z nich miało swoje marzenia. - Jestem jedynaczką - mówi pani Halina. - Odkąd pamiętam, marzyłam, żebym miała się z kim bawić, z kim rozmawiać, żebym nie była sama. Wiedziałam, że moja rodzina będzie taka, w której brat będzie miał brata, a siostra siostrę, ale że nas będzie tyle, to nie planowaliśmy... Mąż pani Haliny nie musiał marzyć o rodzeństwie, ponieważ było ich sześcioro, ale jego mama pani Teresa wspomina. - Aluś zawsze lubił pracować w gospodarstwie. Nigdy nie zapomnę, jak wieczorem, po robocie siadaliśmy przy stole, a Aluś zaczynał marzyć: „Tatuś, jak ja urosnę, to wybuduję taką dużą stajnię i będę miał dużo koni, krów, świń…”.
Ich marzenia się spełniły. Pani Halina urodziła trzynaścioro dzieci. Edyta ma 17 lat, jest w II klasie technikum. Michał został uczniem zasadniczej szkoły mechanicznej. Ola idzie do II klasy gimnazjum. Mateusz to świeżo upieczony gimnazjalista. Uczniami szkoły podstawowej są: Szymon (kl. VI), Klaudia (kl. V), Kuba (kl. II), Jasiu (kl. I), a Ania jest w zerówce. Ponadto w domu są jeszcze: pięcioletnia Emilka, trzyletni Karolek, prawie dwuletnia Łucja i półroczny Aluś, który ani na chwilę nie jest zostawiony sam. Przechodzi z rąk do rąk. - Zdarza się - opowiada pani Halina - że babcie mylą imiona wnuków i zanim zawołają na tego właściwego, wcześniej wyliczają kilkoro innych.

Roboty im nie brakuje

Reklama

Rodzina utrzymuje się z pracy na gospodarstwie, w którym uprawia się zboże, hoduje świnie, cielaki, byczki, krowy, konie… - Był czas, że w boksach stało kilkanaście koni, a świń było w chlewach do dwustu - opowiada pani Halina. - Teraz jest mniej wszystkiego, ale roboty nie brakuje. Latem, gdy przyjdą żniwa, to mąż kosi kombajnem, a ja ze starszymi dziećmi zwożę zboże, słomę. Ale mogę powiedzieć, że mamy tradycyjny podział obowiązków, ja zajmuję się domem, dziećmi, a mąż gospodarstwem. Jak jest ważna sprawa do załatwienia, to się nad tym razem zastanawiamy, ale domowymi drobiazgami to mu głowy nie zawracam, bo on ma dość problemów. Mąż jest człowiekiem, który potrafi wiele sam zrobić, taka „złota rączka”. Zdarza się, że przychodzą do niego starsi ludzie ze wsi i proszą, aby uprawiał ich ziemię. No i Alek dodaje sobie roboty. Gdy pytam pana Aleksandra, jak to jest, że inni ze wsi uciekają, że się ziemi pozbywają, a on nadal się tym zajmuje, w odpowiedzi słyszę: - Sam już nie wiem, czy to z zamiłowania, czy bardziej z głupoty (śmiech). Ale myślę, że bardziej to pierwsze. Bo dochodów wielkich z tego nie ma, a urobić się trzeba. Jednak jak się to lubi i jest jeszcze wsparcie ze strony bliskich i pomoc od nich, no to się tak robi.
W ciężkiej pracy gospodarzowi pomagają dzieci, zwłaszcza synowie. Pana Aleksandra i jego najstarszego syna spotykam na podwórku, gdzie pomimo sierpniowych upałów naprawiają traktor. Spoglądają trochę onieśmieleni, gdy młodsze dzieci mnie do nich prowadzą. - Najstarszy, Michał to prawa ręka ojca - z dumą mówi pani Halina. - We wszystkim pomaga, wspiera tatę. Nawet zawodówkę mechaniczną wybrał, a nie technikum, żeby móc się szybko wszystkiego, co potrzebne przy naprawie maszyn nauczyć i pomagać. - Michał to bardzo dobry chłopak - chwali go babcia. - Jeszcze nie poczułam od niego zapachu piwa czy papierosa, a przecież z różnymi kolegami przebywa…. A może to po tacie tak ma, bo syn to alkoholem się nie interesuje. Po co, mówi, będę pił, żeby mnie potem głowa bolała?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Są żywi i radośni

Reklama

Z kolei pani Halina i pani Teresa mają na głowie cały dom. W ciągu jednego dnia rodzina zjada cztery, pięć bochenków chleba, kilka litrów zupy, kilka kilogramów ziemniaków, mięso, wędlinę, warzywa... - Niektórym się wydaje - mówi pani Halina - że jak jest dużo dzieci, to one są przyzwyczajone, żeby jeść cokolwiek, ale nasze pociechy są wybredne. Jak to dzieci, mają swoje ulubione dania i takie, których nie zjedzą. Więc trzeba pogłówkować, żeby wszystkich zadowolić i nakarmić. Gdy pytam panią Teresę, co sądzi o rodzinie swojego syna i skąd ma siłę, aby tyle wciąż pomagać, odpowiada: - Co do obowiązków, to się można przyzwyczaić. Jak trzeba, to się robi. Człowiek nawet zmęczenia nie czuje. Ja wiem, że teraz ludzie nawet starsi, to się złoszczą, jak się rodzi dużo dzieci, ale o co tu się złościć? Trzeba Bogu dziękować za to, że są! A jakby Pani zobaczyła, jak one się wzajemnie lubią, jak sobie pomagają. A jak one ojca szanują, jak się do niego garną, gdy po pracy do domu przyjdzie! A najwspanialsze, że oni wszyscy tacy radośni, tacy żywi. To jest trudne do opowiedzenia!
W pracach domowych mamie i babci pomagają starsze córki: Edyta, Ola, Klaudia. Przy obiedzie, przy porządkach… Opiekują się też młodszym rodzeństwem. Gdy pytam, czy się nie buntują przeciwko ciągłej pracy, tym wszystkim obowiązkom, przyznają, że czasem się pozłoszczą… - Bo u nas to nie jest idealnie - przyznaje mama trzynaściorga dzieci. - Czasem jest lepiej, czasem gorzej. Jak się zdarzy, że się o coś pokłócą, to potem się pogodzą. Ale jakby się któremuś krzywda działa, to inni za nim murem stoją, taka wielka, rodzinna solidarność. A co do buntowania, to być może, że starsze się złościły, jak się dowiadywały, że urodzę kolejne dziecko, ale nigdy ani słowem, ani postawą nie dały nam tego poznać. A teraz to myślę, że byłoby im trudno się przyzwyczaić, gdyby kogoś w naszej rodzinie zabrakło.

W domu się nie nudzą

Ich dni są wypełnione powtarzającymi się obowiązkami. Rano wstają między szóstą a siódmą. Pan Aleksander idzie nakarmić zwierzęta, w tym czasie pani Halina budzi dzieci do szkoły. Młodszym przygotowuje śniadanie, starsze robią sobie same. Potem dzieci wychodzą do szkoły. Zostają najmłodsze, którymi trzeba się zająć, dom posprzątać, obiad ugotować, pranie zrobić. Przy takiej liczbie domowników, pralka chodzi na okrągło. Gdy już większość wróci do domu, wspólnie siadają do stołu, ale nie zawsze w tygodniu to się udaje. Potem dzieci pomagają sprzątać po obiedzie, odrabiają zadania. Gdy któreś potrzebuje pomocy, to do starszego rodzeństwa się zwraca. - W szkole nasze dzieci nie sprawiają większych kłopotów - mówi pani Halina.- Nauczyciele się nie skarżą. Pani dyrektor z podstawówki wie, jak liczną jesteśmy rodziną, więc jeśli istnieje możliwość pomocy, to zawsze o nas pamięta.
W czasie wakacji dzieci najczęściej przebywają w domu. Ich mama mówi, że czasem któreś wyjedzie, a to na kolonię, którą organizuje siostra zakonna z parafii, a to do rodziny. Jednak rodzeństwo najwyraźniej lubi być w domu, wśród swoich. Tu czują się dobrze, tu są u siebie. Mówią, że w ich domu nigdy nie jest nudno. Natomiast wakacje to czas, kiedy rodzice takiej gromadki muszą dobrze się zastanawiać, skąd zdobyć pieniądze na zakup wszystkiego, co dzieciom potrzebne do szkoły. - My się utrzymujemy z pracy w gospodarstwie - podkreśla pani Halina. - U nas nie ma tak, że co miesiąc mąż przynosi do domu pieniądze. I gdy przychodzi koniec sierpnia, to nie wiadomo, jak sobie z zakupami przed rozpoczęciem roku poradzić. A w tym roku np. Mateusz, który idzie do I klasy gimnazjum i Jasiu w I klasie podstawówki muszą mieć nowe podręczniki. Więc te po starszych dzieciach są już do wyrzucenia. Co prawda, w szkole otrzymujemy potem zwrot za zakup nowych podręczników, ale to dopiero w październiku albo i listopadzie

W przyszłości będą…

Państwo Wyporkowie nie załamują rąk, nie lubią narzekać. Własnym przykładem uczą dzieci pracowitości i uczciwości. Gdy pytam ich, jak widzą przyszłość swojego potomstwa, na chwilę zamyślają się. - Trudno mi powiedzieć, co będą robić - przyznaje pan Aleksander. - Niektóre pewnie tak jak ja wybiorą pracę na roli, bo chętnie mi pomagają. Widzę, że ich to cieszy, ale nikogo do tego zmuszał nie będę. Niech każdy sam sobie zawód wybierze. - Wieczorem, gdy nasze dzieci już są w łóżkach, gdy na chwilę usiądę, to myślę, kim w przyszłości będą, co będą robić - dodaje pani Halina. - I tak sobie marzę, że każde wybierze inny zawód i że sobie będą wzajemnie pomagać. Ale najważniejsze, i o to się modlę, żeby wyrosły na dobrych, uczciwych i pracowitych ludzi. Wtedy zawsze znajdą swoje miejsce!

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przyjaciel Anioł Stróż

Niedziela Ogólnopolska 39/2015, str. 26-27

[ TEMATY ]

anioł

Anioł Stróż

Karol Porwich/Niedziela

2 października obchodzimy w Kościele wspomnienie Świętych Aniołów Stróżów. Zazwyczaj w liturgii upamiętnia się imiona świętych, ale Aniołowie Stróżowie są uosobieniem działania Bożej Opatrzności. Chociaż więc nie znamy ich z imienia, rola ich jest szczególna. W granicach świętych obcowania dane jest nam przeżywać więź z istotami, o których wiemy niewiele, ale których ślady obecności zapisane są w świadomości Kościoła, a także w doświadczeniu wierzących.

Czy aniołowie istnieją naprawdę, a jeśli tak, to kim są? Choć nasza wiara pełna jest odniesień do niebieskich duchów, do istot widzialnych i niewidzialnych, do ich działania i obecności, to często tak naprawdę nie wiemy, jak włączyć ich istnienie do naszej codzienności, by było owocne, realne i skuteczne, a przy tym by nie przesłaniało nam Boga.
CZYTAJ DALEJ

Czy jesteśmy gotowi przyznać, że jesteśmy nieużyteczni?

2025-09-30 07:06

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Damian Burdzań

Druga kwestia poruszona przez Jezusa dotyczy służby. Każe nam mówić: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać. Czy są to rzeczywiście nasze słowa? Czy jesteśmy gotowi przyznać, że jesteśmy nieużyteczni?

Apostołowie prosili Pana: «Dodaj nam wiary». Pan rzekł: «Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: „Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze”, a byłaby wam posłuszna. Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: „Pójdź zaraz i siądź do stołu”? Czy nie powie mu raczej: „Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił”? Czy okazuje wdzięczność słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono, mówcie: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać”».
CZYTAJ DALEJ

Rzecznik MSWiA: w środę w okolice rurociągu z gazem podpłynął rosyjski kuter

2025-10-02 15:20

[ TEMATY ]

MSWiA

Adobe Stock

W środę ok. godz. 6.37 doszło do incydentu w pobliżu rurociągu z gazem. Straż Graniczna przez swoje systemy obserwacyjne zauważyła rosyjski kuter, który zatrzymał się w pobliżu gazociągu - poinformowała rzeczniczka MSWiA Karolina Gałecka. SG poleciła jednostce opuszczenia rejonu rurociągu, co zostało wykonane.

Rzeczniczka prasowa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Karolina Gałecka poinformowała w czwartek podczas konferencji prasowej, że w środę ok. godz. 6.37 doszło do incydentu w pobliżu rurociągu z gazem. - Straż Graniczna przez swoje systemy obserwacyjne zauważyła rosyjski kuter, który płynął oczywiście z kierunku Rosji - poinformowała. Zaznaczyła, że na ok. 20 minut zatrzymał się w okolicach rurociągu z gazem. - Dryfował ok. 300 metrów w okolicach rurociągu z gazem, poprzez który z platformy gaz jest wydobywany na ląd. Dopytywana o lokalizację incydentu odmówiła podania szczegółowych informacji.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję