Reklama

Uchodźcy w Lublinie

Egipt na Wrońskiej

Ludzie wciąż uciekają przed prześladowaniami. Spotykają ich represje za wiarę, przekonania czy też dążenie do wolności. Uciekają także po to, aby uchronić siebie i swoich bliskich przed okrucieństwem wojen, których wciąż nie brakuje. Wiele pospolitych zbrodni można łatwo wytłumaczyć "walką z bandytami" czy "koniecznością wojenną". Los uchodźców to temat stale obecny w mediach. Uchodźcą był także Chrystus. Dla Heroda był konkurentem do władzy. Aby nie dosięgły go prześladowania, Święta Rodzina musiała schronić się w Egipcie. Ten kraj wcześniej był dla Żydów "domem niewoli". Powrót do ojczyzny stał się możliwy dopiero po śmierci Heroda. Polska od wieków była państwem tolerancji, azylem dla wielu uchodźców. To także dzięki nim Lublin w dawnych czasach zyskał miano miasta wielonarodowego.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dziś lubelski "Egipt" udzielający pomocy uchodźcom mieści się w hotelu PUMIS przy ul. Wrońskiej. Działa od dziewięciu lat. Podlega Urzędowi ds. Repatriacji Cudzoziemców. Sąsiaduje z nie najpiękniejszą dzielnicą przemysłowo-składową. Po drugiej stronie ulicy wyrosły nowe bloki. "Skierowanym do nas obcokrajowcom zapewniamy zakwaterowanie, wyżywienie i opiekę medyczną na czas trwania procedury o nadanie statusu uchodźcy. To zwykle ok. 8 miesięcy" - mówią pracownice ośrodka. "Pomagamy w nauce języka polskiego. Obecnie uczy się go około trzydziestu dzieci. Jest to ważne, bo wówczas mogą pójść do polskiej szkoły. Dorosłym często nie starcza zapału" - stwierdza nauczycielka. Oprócz pracowników dziećmi zajmuje się kilkoro wolontariuszy. Głównie studenci, ale są też osoby mające własne rodziny. Wśród mieszkańców ośrodka przeważają obywatele Rosji przybyli z Czeczenii. Są także uchodźcy z Afganistanu, Iraku i Azerbejdżanu. W przeszłości "Egipt" na Wrońskiej przygarniał uciekinierów z Kamerunu, Sudanu, Somalii i Ghany, gdzie toczyły się krwawe konflikty plemienne. "Bardzo miło się z nimi współpracowało. Przychodzą do nas, odwiedzają, choć dawno opuścili ośrodek" - wspomina Afrykanów personel. Czeczeńcy szukają w Polsce przede wszystkim spokoju po wojennych przeżyciach. Ponieważ prawie wszyscy są muzułmanami, do wymogów ich religii należało dostosować kuchnię. Nie używa się w niej wieprzowiny. Podczas ramadanu pierwszy posiłek wydawany był po zachodzie słońca. Reguł postu przestrzegała ponad połowa mieszkańców ośrodka. Stołówka służy im czasem także jako miejsce modlitwy. Prawie każdy hotelowy pokój skrywa dramat mieszkających w nim ludzi. Rozmawiamy po rosyjsku.
Maka wygląda na 30 lat. Jest w Polsce od 10 miesięcy z dwiema córkami. Mąż przepadł bez wieści w Groznem. Któregoś dnia wyszedł z domu i nie wrócił. "Zdarza się wiele takich przypadków. Często bywa tak, że Rosjanie specjalnie zatrzymują naszych ludzi, aby później zwolnić ich za opłatą. Okup to 3-4 tys. dolarów. Nieco niższy pobierany jest za zmarłych. Zdarzało się, że żołnierze umyślnie niszczyli wyposażenie szkół, wcześniej zakupione ze składek rodziców. Te praktyki są straszniejsze niż sama wojna. Dlatego zdecydowałam się wyjechać" - mówi. Rodzina Maki trafiła najpierw do Inguszetii, potem z miejscowości Prochładnoje Sielo przejechała pociągiem do Brześcia. Przepuszczenie przez granicę białoruską to kilkaset dolarów łapówki dla pograniczników. Każdy czeczeński mężczyzna uważany jest przez nich za potencjalnego "terrorystę". Dla niego przekroczenie granicy to wydatek ok. 2 tys. "zielonych". Malika, jedenastoletnia córka Maki właśnie wybiera się do szkoły. Dobrze mówi po polsku. W Czeczenii chodziła do piątej klasy, tu jest w trzeciej. Lubi szkołę i kolegów z klasy. W Lublinie mieszka siostra Maki wraz z mężem i pięciorgiem dzieci. Oni otrzymali już status uchodźców. Teraz mogą liczyć na pomoc z Centrum Pomocy Rodzinie i legalnie podjąć pracę.
Mężczyzna w średnim wieku zaprasza mnie do siebie. Do Polski trafił razem z rodziną przez Gruzję. Podczas wojny stracił brata. Przez władze rosyjskie został uznany za bandytę i terrorystę. Nie może liczyć na oczyszczenie się z tych zarzutów przed sądem. Podkreśla, że Polacy i Czeczeni mają wiele wspólnego, że kiedyś i nasz naród również doświadczył ucisku, że on od dawna śledził naszą drogę do niepodległości.
W pokoju nauczycielki Rozy na ścianie wiszą flagi: czeczeńska i biało-czerwona. Dziecięca ręka wypisała na niej cyrylicą "Samaszki 1992". "To mój syn namalował. Tęsknimy" - wyjaśnia. Roza rozpoczyna długą opowieść o wojennych przeżyciach. Co pewien czas przerywa, łamie się jej głos, a po policzkach spływają łzy. Po zbombardowaniu domu w Samaszkach, Roza z rodziną trafiła do Groznego. Dalej uczyła w szkole. Mąż pracował jako kierowca dalekobieżnych autobusów. Po pewnym czasie, gdy coraz częściej pod autobusami zaczęły wybuchać miny, uznał, że nie może zapewnić bezpieczeństwa swoim pasażerom i zrezygnował z dalszej jazdy. Zatrudnił się w zakładach chemicznych jako ślusarz mechanik. Sześć lat temu w sierpniu rozpoczął się szturm Groznego. Podczas niego Roza opiekowała się chorą siostrą męża; rodzina rozproszyła się w wojennej zawierusze. Starczało jej energii, aby współpracować z organizacją humanitarną. Przekazywała dokumenty dotyczące okrucieństwa wojny zagranicznym dziennikarzom. Były to kasety wideo, listy zaginionych i poległych. Także to, w jaki sposób zginęli. Zdarzały się też listy żołnierzy rosyjskich znalezione na polach bitew. Próbowała sama prowadzić dziennik wydarzeń. Zajął kilka postrzępionych i okrwawionych zeszytów. Na ich podstawie zaczęła pisać książkę. Swoje zapiski zakopała w jednym z miejsc tułaczki. Ich posiadanie wiązało się ze zbyt wielkim ryzykiem. Z trudem mówi o śmierci kilkorga swoich uczniów. "Kiedyś żołnierze wybili całą wieś. Ocalał tylko jeden dorosły mieszkaniec i trzyletnie dziecko. Bywało, że zwłoki poległych rozwłóczyły psy. Zarówno Rosjan jak i naszych" - wspomina. Największym przeżyciem była dla niej praca przy identyfikacji ofiar poległych w Komsomolsku. Trwała14 dni, podczas których musiała obejrzeć ok. 800 ciał. Początkowo wszystko odbywało się bez masek i innych środków higieny. "Nie dało się płakać" - stwierdza Roza. Ludzie przed śmiercią byli torturowani, przypalani papierosami, kłuci nożami, nie mieli palców. Zapamiętała 70. letniego starca, który wśród zabitych rozpoznał troje ze swoich dzieci. Pozostała trójka zginęła wcześniej. "Zdarzyło się, że ludzi zasypanych w piwnicach żołnierze nie odkopali, tylko uśmiercili miotaczem płomieni" - dodaje mąż Rozy. Po wojennych przeżyciach, już w Polsce, u Rozy ujawniła się choroba serca. Jest wdzięczna pracownikom ośrodka za pomoc i opiekę, jaką zapewnili jej rodzinie. Polaków postrzega jako dobrych, życzliwych ludzi. "Jeżeli starczy mi sił i zdrowia, na pewno napiszę książkę o tym, co przeżyłam. A jeżeli skończy się wojna i w Czeczenii zapanuje spokój, wrócimy tam. Dziękuję, że wy, polscy dziennikarze, chcecie nas słuchać" - mówi, gdy się żegnamy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

XXIV Dzień Papieski pod hasłem „Święty Jan Paweł II. Ewangelia starości i cierpienia”

2024-04-17 14:19

[ TEMATY ]

Dzień Papieski

PAP/Piotr Nowak

Pod hasłem „Święty Jan Paweł II. Ewangelia starości i cierpienia” będzie obchodzony 13 października w Polsce i środowiskach polonijnych na całym świecie XXIV Dzień Papieski. Dzień ten upamiętnia pontyfikat Papieża Polaka i jest okazją do wsparcia zdolnej młodzieży z małych miejscowości, którą opiekuje się Fundacja „Dzieło Nowego Tysiąclecia”.

O tym, co składa się co roku na obchody Dnia Papieskiego mówili przedstawiciele Fundacji w środę w Domu Arcybiskupów Warszawskich. Podsumowali także ubiegłoroczny, XXIII Dzień Papieski.

CZYTAJ DALEJ

O synodzie na Dworcu Głównym PKP

2024-04-17 18:30

Marzena Cyfert

Spotkanie w Sali Sesyjnej na Dworcu PKP we Wrocławiu

Spotkanie w Sali Sesyjnej na Dworcu PKP we Wrocławiu

W ramach Wieczorów Polskich w Sali Sesyjnej Dworca Głównego PKP we Wrocławiu odbyło się 184. spotkanie, w programie którego znalazł się Synod Archidiecezji Wrocławskiej.

Spotkanie zorganizowało Duszpasterstwo Kolejarzy. Z prelekcją wystąpiła Adriana Kwiatkowska, sekretarz synodu.

CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś przy grobie Jana Pawła II: Dobrą Nowiną jest Osoba!

2024-04-18 08:15

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

@VaticanNewsPL / ks. Paweł Rytel-Andrianik

- Dobrą Nowiną nie jest jakaś historia, nie jest jakaś teoria. Dobrą Nowiną jest Osoba! Chrześcijaństwo rozpoczyna się wtedy, kiedy człowiek spotyka się z Osobą Jezusa Chrystusa. My ludziom opowiadamy bardzo wiele rzeczy, tylko wcale nie prowadzimy ich do spotkania z żywą Osobą – z Jezusem Chrystusem, a to Jezus jest Dobrą Nowiną - mówił kard. Grzegorz Ryś.

O tym, na czym polega ewangelizacja i w jaki sposób przekazuje się wiarę na podstawie Dziejów Apostolskich mówił kard. Grzegorz Ryś w homilii przy grobie św. Jana Pawła II w Watykanie. Duchowny zwrócił uwagę na to, że w ewangelizacji chodzi o to, by nie czekać na to, aż ludzie przyjdą do Kościoła, ale to - my musimy wyjść do nich. My musimy być wcześniej zanim wszyscy inni nadejdą. My musimy wyjść z miłością do wszystkich, których jeszcze nie ma! – podkreślił kaznodzieja.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję