Reklama

Czas pasyjnej zadumy

Wielki Post to w muzyce czas szczególny. Koncertowe afisze, programy filharmonicznych sal w tym okresie zwiastują pojawienie się szczególnej muzyki, która wprost odwołuje się do męki, śmierci i zmartwychwstania Pana

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wśród dzieł odwołujących się wprost do treści ewangelicznych, opisujących wydarzenia Wielkiego Tygodnia, w szczególności śmierci Jezusa, muzyka Jana Sebastiana Bacha jest istną perłą. Śmiem twierdzić, że jednym z najpiękniejszych owoców chrześcijańskiej kultury europejskiej. Muzyki w ogóle.

O pasjach lipskiego kantora pisałem wielokrotnie, a temat ten zawsze wywołuje u mnie skupienie, jakieś szczególne, skutkujące wnikliwością i powagą, wejście w temat. Ale czemu się dziwić, skoro Bach, dając nam „Pasję wg św. Mateusza”, niejako zabiera nas w podróż. Wsadza do wehikułu czasu napędzanego wspaniałością muzyki i za sprawą tych środków przenosi do Jerozolimy. Tam niejako stajemy w tłumie, by towarzyszyć Jezusowi w drodze na Golgotę. Bach z nut buduje fabułę z jej przejmującą narracją, sami stajemy się świadkami czasu i wydarzeń leżących u źródeł naszego Credo.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

„Chodźcie, córki, pomóc mi opłakiwać... Patrzcie! Na Kogo? ...na Oblubieńca. Patrzcie na Niego... Jak? ...jak na Baranka” – śpiewa chór we wstępie Pasji Mateuszowej. Tonacja e-moll, metrum 12/8 i jednostajny rytm, jak zegar odmierzający czas. Ten upływa ku zamknięciu tego, co było przed śmiercią i po niej, a w rezultacie ku nieobecnemu w Pasji zmartwychwstaniu Jezusa. Ćwierćnuta, ósemka, ćwierćnuta, ósemka, ćwierćnuta, ósemka, ćwierćnuta, ósemka. Jeden takt, a rytm ten bije w każdym kolejnym wstępie, odmierzając go ku nieskończoności. Ciężar tematu śmierci Pana, a może strach przed bezpośrednim zmierzeniem się z dogmatami naszej wiary, de facto z obietnicą zmartwychwstania, zapewne sprawiają, że o ile muzyki bożonarodzeniowej mamy bez liku, o tyle pasyjnej wielokrotnie mniej. Znamienne jest jednak to, że właśnie muzyka pasyjna, w szczególności Bachowska, to wyżyny artyzmu. Ot, wydaje się naturalne, że o rzeczach wielkich nie można pisać „na skróty”. Ta cisza, spowodowana liczebnością, unikalnością pełnych dzieł oratoryjnych opisujących mękę i śmierć Zbawcy, jest symboliczna. Kompozytorzy, stając w obliczu cudu Zmartwychwstania, zapewne zwyczajnie woleli milczeć, bo ta wiara musiała onieśmielać. Cóż bowiem może się równać z oddaniem własnego życia za życie innych? Nie ma większego daru danego innemu człowiekowi niż dar własnego życia. Stąd powaga tematyki pasyjnej wydaje się, że jest tym, co sprawia, iż jeśli już ktoś sięgał i przelewał ostatnie chwile życia Pana na nutowy papier, czynił to z pietyzmem, by nie powiedzieć: na klęczkach. Dwie zachowane spośród pięciu pasji Bacha uznaje się za tak genialne, że wielu traktuje je wręcz jako dowody na istnienie Boga. Nie bez znaczenia są tu żarliwość religijnego przeżycia i prostolinijność przekazu, przez to zachowany w akordach chórów, pasażach smyczków i w głosach solowych obraz ostatnich chwil życia Jezusa Chrystusa osiąga u mistrza Jana Sebastiana wymiar artystycznego absolutu, nie tylko muzycznego, ale w pojęciu sztuki – totalny.

Pozwoliłem sobie kiedyś zauważyć, że z każdym przesłuchaniem kolejnej wersji „Pasji wg św. Mateusza” utwierdzam się w przekonaniu, iż jawi się ona jak ostateczne dotknięcie pędzla natchnionego malarza, które skryło ostatnie tchnienie Pana. Właśnie ta Pasja to szczytowe osiągnięcie nie tylko kunsztu Bacha, ale w powszechnej opinii krytyków jedna z najwybitniejszych kompozycji wszech czasów, z którą mierzyć się może tylko druga z zachowanych w pełni Bachowskich pasji – Janowa.

Pięknie napisał o. Julian Mieczysław Śmierciak z Instytutu Muzykologii KUL: „Bach tworzył spontanicznie, mocą swojego geniuszu, i nie trzymał się ściśle schematów muzycznych, nie kopiował i nie obliczał wg matematycznych proporcji, ale znając doskonale zasady muzycznej retoryki, wykorzystał je po mistrzowsku, aby tak ważne wydarzenia, jakie niesie ze sobą Męka Chrystusa, wyrazić jak najtrafniej, z taką siłą i z taką efektywnością, jak tylko możliwe i przy użyciu najlepszych środków”.

Reklama

Co jest zatem tak szczególnego w tej muzyce? Dlaczego obie pasje Bacha są tak różne, choć dotykają tej samej tematyki? Odpowiedź jest prosta, a wynika ze specyfiki samych Ewangelii. Ewangelia Mateuszowa jest bowiem odmienna od czwartej – Janowej, której mistycy zarzucają brak prostoty i naturalności, typowej dla Pasji Mateuszowej. U św. Jana opis ogranicza się w zasadzie do „fabularnego” przedstawienia scen sądu przed arcykapłanami i Piłatem. To w pewien sposób ograniczało Bachowi dobór środków artystycznych. Nomen omen, aby uzyskać zamierzony artystyczny efekt, postanowił wpleść do Pasji Janowej wątki z Ewangelii... wg św. Mateusza. Dzisiaj słyszymy, jak bardzo opis św. Jana ograniczał Bacha, uniemożliwiając mu wkomponowanie niezbędnych w oratoryjnej pasji arii i chorałów. Tę swobodę formalną kompozytor odnalazł w Ewangelii Mateuszowej.

Bach miał wielki szacunek do tego, co wynikało wprost z sacrum, oddzielił to, co wyszło z poezji Picandera. Wyraźnie kolorami rozgraniczył tekst biblijny – wypisując go w partyturze czerwonym atramentem – od tekstu oratoryjnego dostarczonego przez poetę. To właśnie Picander dodał do tradycji w swojej prostej i naturalnej poezji (obok zasadniczych osób Ewangelii) także nierealną postać córy Syjonu i złączony z nią chór wiernych. Jak wspaniały jest ostateczny efekt, najlepiej świadczą słowa Alberta Schweitzera, znawcy Bacha i jego spuścizny, który napisał: „W skarbnicy wszystkich kościelnych pieśni niemieckich nie sposób znaleźć choć jednego wiersza, który lepiej wypełniłby dane miejsce niż ten, który wybrał Bach”.

Mateuszowa Pasja została podzielona przez Bacha niejako na trzy obrazy: Chrystus ze swoimi uczniami i Ostatnia Wieczerza; Chrystus na Górze Oliwnej; pojmanie, śmierć i złożenie do grobu. I tak jak pisałem, Bach prowadzi nas każdą nutą, taktem, frazą przez Jerozolimę w pochodzie za idącym pod brzemieniem krzyża Jezusem. W tej muzyce jest wszystko: od świstu smagającego ciało Chrystusa bicza, po tłum domagający się wydania Barabasza. Są toczące się judaszowe srebrniki, a ostatnie, zamykające dzieło frazy opadają tak, jakby miały towarzyszyć złożeniu i opuszczaniu do grobu. I jeśli słyszymy, że w tym dziele nie sposób ująć bądź dodać choć jedną nutę, to nie ma w tym przesady.

Kiedy „Pasja wg św. Mateusza” trafia na koncertowy afisz, w dodatku zwiastuje wykonanie całego, blisko trzygodzinnego dzieła z udziałem trzech chórów i solistów, i to w oprawie orkiestry instrumentów dawnych – melomani skrzętnie wpisują sobie ten fakt w kalendarze. 16 marca br. w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie (Krakowskie Przedmieście) wybitny dyrygent Friedrich Haider poprowadzi chóry i orkiestrę, a wśród solistów usłyszymy: Sylwię Krzysiek (sopran), Elżbietę Wróblewską (alt), Aleksandra Kunacha (tenor, Ewangelista), Jarosława Bręka (bas) i Artura Jandę (bas, Jezus). Organizatorem koncertu jest Warszawska Opera Kameralna, a tygodnik „Niedziela” objął to wydarzenie patronatem medialnym. Początek koncertu – o godz. 20.00. Dodatkowe informacje i bilety na stronie: www.operakameralna.pl .

Piotr Iwicki, muzyk, publicysta

2018-03-07 11:09

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież spotkał się ze Schwarzeneggerem. Apel o ochronę klimatu

2025-10-02 10:45

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Arnold Schwarzenegger

Vatican Media

Arnold Schwarzenegger na spotkaniu z okazji 10. rocznicy Laudato si'

Arnold Schwarzenegger na spotkaniu z okazji 10. rocznicy Laudato si'

W konferencji na rzecz troski o wspólny dom, zorganizowanej w Castel Gandolfo Papież Leon XIV spotkał się z byłym aktorem i gubernatorem Kalifornii Arnoldem Schwarzeneggerem. Ten ostatni, nazywając Papieża bohaterem, wezwał do wspólnego działania na rzecz powstrzymania kryzysu klimatycznego. „Razem możemy osiągnąć cel” - mówił.

Leon XIV uczestniczył w konferencji „Raising Hope for Climate Justice” (Budząc nadzieję na rzecz Sprawiedliwości Klimatycznej), która odbyła się 1 października w Castel Gandolfo. Okazją do jej organizacji była 10. rocznica encykliki Laudato si’ papieża Franciszka, która wyniosła na forum globalne kwestię „troski o nasz wspólny dom”.
CZYTAJ DALEJ

Rzecz o aniołach

Niedziela łowicka 40/2002

[ TEMATY ]

anioły

UMB-O/pl.fotolia.com

Któż z nas nie zna prostych i pełnych ufności słów modlitwy: "Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój..." Dla niektórych była to może pierwsza w życiu modlitwa, szeptana jeszcze na kolanach matki. Ale czy anioły są żywo obecne tylko w świecie dziecięcej wyobraźni? Czy my, dorośli, też możemy wierzyć w anioły?

Jak ktoś kiedyś policzył, anioły są wspomniane w Piśmie Św. Starego i Nowego Testamentu 222 razy! Pismo Święte jest zatem od początku do końca przeplatane wzmiankami o aniołach. Bóg stawia anioły u wrót raju; aniołowie nawiedzają Abrahama; aniołowie wyprowadzają Lota i jego córki z pożaru Sodomy; anioł nie pozwala Abrahamowi zabić jego syna Izaaka. Czasem aniołowie są groźni: Bóg posyła anioła, który zabija pierworodne Egipcjan. Ale to anioł również wyprowadza Izraelitów z niewoli. Anioł zamyka paszcze lwów, żeby nie pożarły Daniela. Także w Nowym Testamencie jest wiele zdarzeń, w których występują aniołowie. Przecież to Archanioł Gabriel zwiastuje Maryi Pannie poczęcie Syna Bożego; aniołowie śpiewają przy Jego narodzinach i sprowadzają pasterzy do stajenki; aniołowie ostrzegają Mędrców ze Wschodu przed Herodem. Anioł objawia św. Józefowi tajemnicę wcielenia i każe uciekać Świętej Rodzinie do Egiptu. Aniołowie służą Jezusowi, przy grobie Jezusowym zapewniają o Jego zmartwychwstaniu, a przy wniebowstąpieniu zapowiadają powtórne przyjście Zbawiciela. Sam Pan Jezus wspomina o aniołach. Mówiąc na przykład o nawróceniu grzeszników, stwierdza: "Tak samo powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca" (Łk 15, 10). Opisując sąd ostateczny zaznacza, że to aniołowie zwołaja ludzi na ten sąd, a On, jako Sędzia, zjawi się tam otoczony aniołami.
CZYTAJ DALEJ

Kapłaństwo jak jutrzejsza gazeta [Felieton]

2025-10-02 23:00

Obraz wygenerowany przez AI

Czytałem wczoraj, że ma powstać nowy religijny kanał TV. Zainteresowany temat zacząłem sprawdzać, jaką linię ma koncern go prowadzący. Przeglądając programy TV emitowane przez tego wydawcę natknąłem się na serial, który uwielbiałem w późnym dzieciństwie - “Zdarzyło się jutro”. Było w nim coś niezwykłego. Gary Hobson, zwyczajny facet z Chicago, codziennie rano dostawał gazetę z przyszłości. Nie był superbohaterem w pelerynie, nie miał broni ani pieniędzy, ale miał tylko poczucie misji i odpowiedzialności. Wiedział co się może wydarzyć i miał świadomość, że brak reakcji może doprowadzić do tragedii.

Przypominając sobie niektóre wątki przyszła mi myśl, że główny bohater dzień po dniu walczy o nadzieję. Wielu bohaterów, którym pomaga Gary to ludzie będący na skraju życia, przejawiający brak nadziei. A on swoją postawą i słowem namawiał, że jeszcze nie wszystko stracone, że można się podnieść, że jeszcze jest czas, że można inaczej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję