Ks. Stanisław Ołowski jest kapelanem w więzieniu w Białołęce od 1989 r. Z tych lat utkwił mu w pamięci taki przypadek: dwudziestoparoletni chłopak był skazany za morderstwo. Wraz z kilkoma kolegami "załatwił"
ciotkę jednego z nich. Początkowo jednak sprawa sądowa została umorzona, gdyż nie wykryto sprawcy zbrodni. Dopiero po dwóch latach wszystko wyszło na jaw. O tym, co ten chłopak przez ten czas przeżywał,
wie tak naprawdę tylko kapelan więzienny. Dziś skazany, regularnie uczestniczy we Mszy św., przystępuje do Komunii. Przemiana, jaka w nim nastąpiła jest bardzo wyraźna. - Gdyby w areszcie nie było kapelana,
prawdopodobnie nie miałby szansy się nawrócić - mówi ks. Ołowski.
- W tym przypadku nie jest ważne, jaką zbrodnię popełnił, ale co dobrego da się z nim zrobić - dopowiada ks. Andrzej Kuszyński TJ, kapelan w Zakładzie Karnym przy Rakowieckiej. Zauważył kiedyś, że
jeden ze skazanych na więziennym korytarzu grzebał w popielniczce. Szukał petów. - Następnego dnia przyniosłem mu papierosy. "Jak ksiądz mógł, ja nigdy do kościoła nie chodziłem" - usłyszał od skazanego.
I tak się zaczęły nasze wspólne rozmowy, spotkania. Ze skazanym trzeba się zaprzyjaźnić - mówi. Do skazanych zwraca się jak do kumpli: "chłopaki".
Podobnego zdania jest o. Rafał Raus, kapelan w Zakładzie Karnym w Olszynce Grochowskiej. Specyfiką jego "duszpasterzowania" jest przechodzenie z więźniami na "ty". Dystans bowiem utrudnia szczerą
rozmowę.
Rozmowa najważniejsza
Na terenie diecezji warszawsko-praskiej są trzy zakłady karne: dwa w Białołęce i jeden w Olszynce Grochowskiej. W archidiecezji warszawskiej natomiast dwa: na Służewie i na Mokotowie przy Rakowieckiej.
W każdym z nich pracuje zatrudniony na etat kapelan, który ma do pomocy innych księży, siostry zakonne a także ludzi świeckich, w tym wolontariuszy Bractwa Więziennego. W całej Polsce natomiast pracuje
230 kapelanów. Nie jest to duża liczba, zważywszy na liczbę skazanych: w tej chwili jest ich ok. 82 tysiące.
Pierwszym zadaniem kapelana jest odprawianie Mszy św. w więziennej kaplicy i spowiadanie. Liczba tych, którzy mogą uczestniczyć w Eucharystii w niedzielę jest zazwyczaj ograniczona, choćby ze względu
na warunki lokalowe, kaplice są zwykle bardzo małe. Dlatego część więźniów uczestniczy we Mszy w soboty, albo też w inne dni tygodnia, w których nie pracują i otrzymują przepustki.
- Ale to tylko część naszej pracy duszpasterskiej - zapewnia ks. dr Kazimierz Pierzchała, rzecznik Duszpasterstwa Więziennego, kapelan więzienia przy Kłobuckiej na warszawskim Służewie. Opowiada o
jednym z więźniów, który "wpadł" za handel narkotykami. Sam był uzależniony i otarł się o granice śmierci. Dostał osiem lat. Kapelan rozmawiał z nim dziesiątki razy. Aż wreszcie nawrócił się. Żyje blisko
Kościoła, pojednał się z rodziną.
Indywidualne rozmowy z więźniami wydają się mieć pierwszorzędne znaczenie. - Bo to od nich zaczyna się cały proces przemiany życia, nawrócenia - twierdzi ks. Ołowski. Dlatego w zakładzie karnym w
Białołęce spotyka się z więźniami prawie codziennie. Na poszczególnych oddziałach strażnicy przy śniadaniu zbierają od więźniów kartki z prośbą o rozmowę z kapelanem. Potem te prośby trafiają do księdza,
a on potem udaje się kolejno do cel skazanych.
- Przebieg rozmowy zależy od tego, jak długo się znamy, jaki mam kontakt z tym człowiekiem - opowiada kapelan. Niekiedy sam prosi na rozmowę więźniów, zwłaszcza tych, którzy nie "palą się", by przyjść
samemu. - Jak się uda "złapać gościa" i odpowiednio poprowadzić, wtedy ta praca daje satysfakcję. Bo o to przecież chodzi: by przywrócić więźniowi wiarę, pogodzić go z samym sobą, z rodziną, wreszcie
by przywrócić go Panu Bogu - dodaje.
Naprawdę pożyteczna praca
Kapelani mają przed sobą jeszcze jedno zadanie: przygotować więźniów do bierzmowania. - Na twarzach tych, którzy chcą przyjąć sakrament nie widać już piekła, przez które trafili za kraty - twierdzi ks.
Pierzchała. - Więzienie, paradoksalnie może okazać się szansą. Wielu z nich dopiero tu zaczyna swoje świadome religijne życie, którego sakrament bierzmowania jest początkiem.
Więźniowie, którzy decydują się przyjąć sakrament bierzmowania, muszą spełnić określone warunki: uczestniczą w specjalnym kursie przygotowawczym (tzw. Kurs Filipa), w rekolekcjach i Mszach św.
O roli kapelanów więziennych w zakładach karnych i stosunku skazanych do religii mówi raport, jaki przygotowała prof. Aleksandra Szymanowska z Instytutu Profilaktyki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak się okazuje, przestępcy pochodzą najczęściej z rodzin, które nie są związane z Kościołem albo słabo praktykują. - Ponad 40% młodocianych przestępców to osoby niepraktykujące - twierdzi prof. Szymanowska.
Jeżeli zaś chodzi o recydywistów, to 39,2% z nich określa się jako w ogóle niewierzący.
- Przed zejściem na złą drogę mogłaby ich uchronić właśnie wiara i zaangażowanie w życie religijne - mówi autorka raportu. Wszelkiego rodzaju duszpasterstwa zresztą, jej zdaniem, chronią przed rozwojem
patologii społecznych. Kościół ma tu więc wielkie pole do działania, zwłaszcza wśród ludzi młodych, szczególnie wywodzących się z rodzin patologicznych, niepełnych, dotkniętych przemocą.
Kim są kapelani więzienni? Wszyscy mają wyższe wykształcenie, część z nich ukończyła dodatkowe studia. Ponad 40% - to ludzie młodzi, w wieku około czterdziestu lat. Zazwyczaj mają za sobą długi staż
w pracy katechetycznej, część z nich pracowała jako kapelani w szpitalach, znaczna część jednak to po prostu proboszczowie parafii.
Zasadniczo cieszą się zaufaniem wśród więźniów.
- W zakładach karnych są osobami publicznego zaufania. Wiedzą najwięcej, choć tę wiedzę chroni tajemnica spowiedzi. Kapelan to powiernik duchowy, który nie zrobi z wyznań skazanych użytku w sensie
administracyjnym - zaznacza prof. Teodor Szymanowski z Instytutu Resocjalizacji UW.
- Kapelani wykonują naprawdę bardzo pożyteczną pracę. Dzięki nim atmosfera w zakładach karnych jest lepsza - zapewnia płk Andrzej Popiołek, zastępca dyrektora generalnego Służby Więziennej.
Natomiast ks. Jan Sikorski, wieloletni kapelan więziennictwa, istotę pracy kapelana oddaje w ten sposób: - W ewangelicznym scenariuszu Sądu Ostatecznego Syn Człowieczy zbawiając lub odrzucając sądzonych,
pyta o stosunek do ludzi, których większość w języku socjologii nazywa się marginesem społecznym. To pytanie wszyscy sądzeni przyjmują ze zdziwieniem, które trwa do dziś. Jego świadkami często bywają
kapelani więzienni, pytani nieraz przez dobrych skądinąd chrześcijan: "czy nie szkoda wam czasu na tych bandytów?". Ewangeliczna obserwacja wskazuje jednak, że wspomniany "margines" stanął w centrum uwagi
Tego, który przyszedł zbawić "to, co zginęło". I właśnie doprowadzanie "tego, co zginęło" do zbawienia, jest zadaniem więziennego kapelana.
Pomóż w rozwoju naszego portalu