Mimo, że jestem już prawie dorosłym księdzem - zbliżam się do osiemnastej rocznicy kapłaństwa - to zupełnie niedawno dotarło do mnie, jak można się prawdziwie chlubić krzyżem Jezusa Chrystusa. Wcześniej
bowiem słowa św. Pawła na ten temat wydawały mi się przejawem dziwnej mistyki. Jak bowiem można się chlubić czymś, co jest symbolem cierpienia i śmierci? Co gorsza, zawinionej przez nas.
W zrozumieniu sensu chlubienia się krzyżem pomogła mi... Gosia. Często przychodzili do mnie we dwoje z Markiem. Tym razem od progu widać było, że chcą mi powiedzieć coś bardzo ważnego. Usiedli na
kanapie, jakoś inaczej niż zwykle. Ona nigdy przedtem nie eksponowała tak swoich dłoni. Tym razem jednak prawa jej ręka zawsze była na wierzchu, na kolanie. Robiła wszystko, żebym zauważył na jej palcu
zaręczynowy pierścionek. Była dumna jak paw. Bynajmniej nie z powodu ilości karatów ani wielkości brylantowego oczka, bo nie był to jej jedyny pierścionek. Jednak ten wyjątkowy drobiazg był znakiem, że
Marek ją kocha do szaleństwa.
Dziewczyna zrobiła mi nieświadomie wykład z teologii... Pokazała bez słów, jak trzeba się chlubić miłością. Bo mnie także Ktoś ukochał do szaleństwa, bardziej niż własne życie. A krzyż jest znakiem
i przypomnieniem tej miłości. Od tej pory chlubię się krzyżem, jak ona zaręczynowym pierścionkiem. Nie ma w tym nic z cierpiętnictwa, przeciwnie jest duma i radość z powodu miłości wyrażonej w krzyżu.
Jak tu nie kochać Wielkiego Tygodnia? Tej rocznicy zaślubin człowieka z Bogiem przez krzyż? W te dni wręcz wypada obnosić się z krzyżem. Nie tylko w czasie ulicznych Dróg Krzyżowych. Bez cierpiętnictwa.
Z podniesionym czołem świadczymy, jak bezgranicznie umiłował nas nie byle kto - sam Bóg.
Pomóż w rozwoju naszego portalu