MARIA FORTUNA-SUDOR: – W jakim wieku zaczęła Pani śpiewać?
GRAŻYNA ŁOBASZEWSKA: – Po raz pierwszy występowałam, gdy miałam ok. 5 lat, czyli dokładnie tyle, ile najmłodsze uczestniczki festiwalu. Śpiewałam wszędzie tam, gdzie mogłam komuś zaśpiewać, a nawet jak ktoś nie chciał, to też śpiewałam (śmiech). Przypuszczam, że uczestnicy tego festiwalu, no przynajmniej niektórzy, też to mają. Umiłowanie do muzyki jest po prostu w człowieku, od kiedy pamięta.
– Co Pani sądzi o nowosądeckim festiwalu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Uważam, że to cudowny pomysł. Należy wspierać takie inicjatywy, w ramach których dzieci i młodzież mogą się kulturalnie rozwinąć i przysłużyć czemuś wartościowemu, a nie tylko słuchać disco polo, bo to zaszczepi zły gust, wprowadzi w ruinę mentalną i zuboży całe pokolenie. Ten festiwal to zasługa ludzi, którzy interesują się sztuką i martwią się o przyszłość dzieci, o ich wrażliwość, rozwój, kulturę. To bardzo ważne! Bo tym samym odpowiadamy na pytanie: być czy mieć?
– Nie za wcześnie na rywalizację?
Reklama
– W czasie tego festiwalu nie zauważyłam rywalizacji (myślę o „chorej” rywalizacji). Przyglądałam się dzieciom i ich rodzicom. Byłam mile zaskoczona, bo na niejednym festiwalu widziałam, że jest inaczej. Zmaganiom na scenie towarzyszyła zazdrość. Niejednokrotnie tworzyły się takie małe grupki „szeptaczy”, a tu w Nowym Sączu uczestnicy festiwalu wolny czas spędzali razem. Ich rodzice siedzieli wspólnie na balkonie. Ktoś proponował, że pomoże popilnować dzieci, gdy będą szły nad rzekę, a inni ze sobą rozmawiali, jakby się znali od dawna. Słyszałam, jak któryś z rodziców żałował, że nie będzie mógł przyjechać za rok, bo jego dziecko już wyrosło z wieku, kiedy może uczestniczyć w festiwalu. Wzruszył mnie też „obrazek”, jak dziewczynka poprawiała koszulkę drugiej występującej. A co do rywalizacji, takiej normalnej „zdrowej”– to myślę, że jest ona wpisana w nasze życie od początku „bycia”.
– Co, Pani zdaniem, ma wpływ na taką zdrową atmosferę?
– Stare przysłowie mówi, że ryba się psuje od głowy. W tym wypadku głowa jest zdrowa (śmiech), a wszystko – jasne i klarowne. Widać, że organizatorom zależy i na dzieciach, i na kulturze. Są otwarci i wkładają dużo serca w to, co robią. I dzieci to czują. Wiadomo, dziecka człowiek nie oszuka. Na scenie festiwalowej występowały uśmiechnięte i szczęśliwe. Oczywiście, była trema, ale nie strach, który może paraliżować. Poza tym te dzieci lubią śpiewać, więc z przyjemnością się prezentują w miłej atmosferze. A taka była na ,,Skowroneczku”.
– Występ, a zwłaszcza wygrana, to dla zwycięzców nadzieja na sukces, ale nie wszyscy go osiągną…
– Sukces jest wypadkową różnych rzeczy. Prócz talentu liczy się człowiek i jego charakter. Ten zawód wymaga umiejętności życia w grupie. Nikt nie jest samowystarczalny. Jest kompozytor, autor tekstu, aranżer i muzycy. Tylko tam, gdzie jest przyjazna atmosfera, powstaje coś dobrego. Kiedy jesteśmy naturalnie mili, pełni empatii i otwarci na drugiego człowieka, i dalecy od zazdrości, a nade wszystko oddający się swojej pasji, wtedy sukces zawita do nas prędzej czy później.