Tajemnice Chwalebne
Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny
Fragment Pisma Świętego: 1 Kor 15,20-26
"Pan Jezus, wstępując do nieba, zostawił na ziemi Matkę swoją, by była Mistrzynią Apostołów, Pocieszycielką wiernych, Opiekunką rodzącego się Kościoła. Życie Jej było wzorem dla wszystkich, jakby Ewangelią
w czynie; (...)
Zdawałoby się, że Pan Bóg wybierając Najświętszą Pannę na Matkę Syna swojego, obsypie Ją pociechami i otoczy chwałą; tymczasem życie Jej, zwłaszcza od chwili zwiastowania, było niejako wieńcem
uwitym z licznych boleści i poniżeń. Lecz nic w tym dziwnego. Skoro bowiem Syn Boży, mogąc wybrać na ziemi cześć i wesele, wybrał wzgardę i cierpienie, skoro postanowił krzyżem
odkupić świat; przystało, aby Jego Rodzicielka, a zarazem duchowna Matka i Mistrzyni ludzi, była wierną Jego naśladowczynią, czyli szła również drogą krzyżową.
Któż wypowie Jej poniżenie, tak zesłane wprost od Boga i od Niej umiłowane, jak dobrowolnie przez Nią przyjęte? Córka królewskiego rodu, żyje ciągle w ubóstwie, a poślubia ubogiego
rzemieślnika. Niepokalana i łaski pełna, nie wyróżnia się od innych niewiast i prosi również o oczyszczenie. (...) Rodzicielka Syna Bożego, nie tylko usuwa od siebie wszelką cześć, ale
przyjmuje z radością wszelką wzgardę, zwłaszcza podczas strasznego pochodu na Kalwarię, kiedy to nieraz dolatywało do jej uszu: Oto Matka skazańca. A boleści Jej któż zmierzy? Zakosztowała ona
wszystkiego, co serce ludzkie dręczy i łzy wyciska; zakosztowała przykrości ubóstwa, zakosztowała smutków wygnania, zakosztowała goryczy prześladowania i niewdzięczności ludzkiej, zakosztowała
tęsknoty sieroctwa i opuszczenia, zakosztowała nawet niekrwawego męczeństwa, bo dusza Jej została przeszytą siedmiu mieczami i wraz z Synem przybitą do krzyża.
Lecz śmierć Jej błogosławiona przerwała pasmo tych poniżeń i boleści a otworzyła Jej wrota do radości i chwały (...) Któż opisze Jej radość, kiedy w chwili zejścia izdebka Jej
napełniła się światłością, a Syn Jej Najmilszy, otoczony orszakiem Aniołów przyszedł sam po duszę swej Matki, kiedy dalej ta dusza, połączona z ciałem uwielbionym, wstępowała do Nieba, wśród
uniesień wszystkich jego mieszkańców, kiedy wreszcie cała Trójca Święta błogosławiła i koronowała Córkę Ojca Niebieskiego, Rodzicielkę Syna, Oblubienicę Ducha Świętego. Zaprawdę trzeba chyba wyrzec
ze św. Bernardem: «Jeżeli oko nie widziało, i ucho nie słyszało i w serce człowiecze nie wstąpiło, co nagotował Bóg tym, którzy Go miłują; to któż wysłowi, co Pan nagotował Tej, która
Go zrodziła i więcej niż wszyscy umiłowała».
... Cóż to zjednało Najświętszej Pannie tak wielką radość i chwałę, czy sama godność Macierzyństwa Bożego? Nie - ale i Jej cnoty, przede wszystkim zaś królowa cnót, to jest miłość. To jest
właśnie ta najlepsza cząstka, którą Ona sobie obrała. (...)
Wołajmy do Niej: Ciągnij nas za sobą, o Matko pięknej miłości. Ciągnij nas, bo nogi nasze ugrzęzły w błocie światowym. Ciągnij nas, bo serca nasze ciężkie jak ołów, dążą tylko do ziemi.
Ciągnij nas, bo paraliż lenistwa poraził dusze nasze. Ciągnij nas łaską Jezusową na wyżyny miłości świętej, a z nich na tron chwały.
* * *
Bł. Józef S. Pelczar, Kazania na uroczystości i święta Najświętszej Panny Maryi, cz. 1., Kraków 1911, s. 212-214, 234.
Pomóż w rozwoju naszego portalu