Karmelitanki Bose są zakonem mniszym i prowadzą życie ściśle
kontemplacyjne w klauzurze, czyli całkowitym odosobnieniu. Od chwili
wstąpienia do Zakonu nie opuszczają klasztoru, wyjąwszy konieczność
podjęcia leczenia szpitalnego lub wyjazdu na nową fundację. Założycielka
i reformatorka Karmelu Terezjańskiego, św. Teresa od Jezusa (1515-1582),
wiele pisze na temat ascezy, łącząc ją z modlitwą i kontemplacją.
Za jeden z podstawowych warunków kontemplacji uważa wyrzeczenie.
Karmelitanki praktykowały więc, bardziej niż inne zgromadzenia
zakonne, surowość w ubraniu, jedzeniu i umeblowaniu cel, ograniczyły
do minimum kontakty ze świeckimi, zachowywały ścisłe milczenie. Wszystko
to miało pomagać siostrom w rozwijaniu modlitwy ku kontemplacji.
A do niej - jak pisze o. Hieronim Cyrus, siedemnastowieczny teolog
karmelitański - "nie może być duch podniesiony, aż ciało umartwione
będzie".
Praktyki pokutne podejmowały karmelitanki także w celu
wynagrodzenia Bogu za grzechy własne i innych ludzi, zwłaszcza dobrodziejów,
w intencji rozwoju Kościoła katolickiego i uwolnienia dusz cierpiących
w czyśćcu. Rodzaj i skala umartwień były w ciągu wieków bardzo różne,
zależały w dużej mierze od zwyczajów panujących w danym klasztorze,
woli przełożonych, spowiedników oraz osobistej pobożności konkretnej
siostry.
Wiele sposobów umartwiania się, stosowanych przez karmelitanki
na przestrzeni XVII, XVIII i XIX wieku, dziś wywołuje zdumienie.
Wszystkie akty pokutne podejmowano za pozwoleniem przełożonej. Prywatne,
dyskretne umartwienia polegały na noszeniu przez siostry pod habitem
włosiennicy lub żelaznego łańcuszka, karmelitanki biczowały się w
celi, rezygnowały ze smacznych potraw, dodatkowo czuwały na modlitwie.
Publiczną pokutę praktykowały w refektarzu lub na chórze, na oczach
zgromadzenia. Ich celem było publiczne, dobrowolne upokorzenie się
wobec wspólnoty, wyznanie winy i prośba o modlitwę.
Zakonnica z cierniową koroną na głowie, z powrozem na
szyi, trzymając w lewej ręce krzyż, a prawą uderzając się kamieniem
w piersi lub dyscypliną w plecy, szła na kolanach od drzwi na środek
refektarza. Uznawała w ten sposób swoją grzeszność, prosiła Boga
o przebaczenie, a współsiostry o modlitwę.
"Osiołek" miał przede wszystkim upokorzyć. Mniszka ubrana
w zniszczony fartuch, z zawiązanymi oczami, z czubem słomianym na
głowie i powrozem na szyi, innym powrozem przywiązana do nogi ostatniego
stołu, klęczała pochylona - naśladując osiołka - w czasie wchodzenia
zgromadzenia do refektarza na posiłek.
"Uboga" ubierała się w stary kuchenny fartuch i zamiast
welonu przewiązywała głowę kuchennym ręcznikiem. Następnie boso,
z laską w jednej ręce, a koszykiem i starym garnkiem w drugiej wchodziła
do refektarza po rozpoczęciu obiadu, klękała na środku i prosiła
o jałmużnę. Następnie wstawała i podchodziła do zakonnic, które wkładały
jej do garnka lub miski, co uważały.
"Wzgarda" rozpoczynała się bezpośrednio po Mszy św. Zakonnica
ubrana w płaszcz przeznaczony do umartwień, z powrozem na szyi lub
naszyjnikiem ze skorup glinianych, z czubem słomianym na głowie,
z zawiązanymi oczami klękała przed drzwiami do chóru, gdy zgromadzenie
wychodziło ze Mszy św. oraz gdy wchodziło do niego na południowy
rachunek sumienia. Do refektarza szła przed zgromadzeniem, obiad
spożywała siedząc na ziemi.
Duża część specjalnych praktyk pokutnych stosowana była
w okresie Wielkiego Postu i bezpośrednio nawiązywała do męki Chrystusa
oraz doznanych przez Niego upokorzeń. Zakonnica w cierniowej koronie
na głowie, z powrozem na szyi i krzyżem na ramionach klękała na środku
refektarza, wspierając się jedną ręką o posadzkę - w ten sposób naśladowała
Chrystusa upadającego pod krzyżem. Inna, podobnie ubrana, stojąc
na środku refektarza lub klęcząc w jego drzwiach, trzymała krzyż
uniesiony nieco nad ziemię i prosiła wchodzące zakonnice o policzek
lub sama policzkowała się sandałem.
Umartwienia te, tzw. wielkie, każda mniszka praktykowała
zwyczajnie raz w miesiącu. Natomiast raz w tygodniu stosowała jedno
z tzw. małych umartwień, np. stanie z rozłożonymi na krzyż rękami
na środku refektarza, z wieńcem słomianym na głowie lub powrozem
na szyi, leżenie krzyżem w drzwiach refektarza tak, żeby wychodzące
zakonnice musiały leżącą przekroczyć, całowanie nóg zakonnicom wchodzącym
do refektarza itp.
Wszystkie wymienione praktyki pokutne mogą nas dzisiaj
dziwić, przerażać, a nawet gorszyć. Trzeba jednak pamiętać, że w
XVII i XVIII wieku nie były one niczym nadzwyczajnym. Nierzadko nawet
katolicy świeccy nosili włosiennice, biczowali się i zachowywali
surowe posty. Umartwienia tego rodzaju nie budziły większych oporów.
Większość życiorysów podkreśla gorliwość mniszek w ich praktykowaniu.
Oczywiście łatwo w tych praktykach przesadzić. W pokucie chodzi przecież
o umartwienie własnego ciała, a nie o jego kaleczenie, niszczenie
czy nadwyrężanie zdrowia. Dlatego podjęcie każdej praktyki pokutnej
musiało być konsultowane ze spowiednikiem oraz przełożoną.
Jak to wszystko wygląda dzisiaj? Trzeba przyznać, że
współcześnie karmelitanki bose kładą raczej nacisk na umartwienia
wewnętrzne. Są one bardziej cenione, jako trudniejsze. Pomagają w
zaprowadzeniu ładu w sferze uczuciowej człowieka i nabyciu dobrych
nawyków, czyli cnót. Co prawda zdarzają się jeszcze przypadki noszenia
włosiennicy oraz samobiczowania, ale podejmowane są całkowicie prywatnie
i za zgodą przełożonych. A ta nie zawsze jest wydawana. - W okresie
Wielkiego Postu siostry podejmują też indywidualne zobowiązania,
pokuty, wyrzeczenia i postanowienia. Panuje wtedy wzmożone milczenie
i ścisły post. Na śniadanie jemy suchy chleb z czarną kawą, obiad
składa się wyłącznie z niewielkich porcji nabiałowych, kolacja to
jedynie pieczywo z konfiturami - wyjaśnia karmelitanka bosa z warszawskiego
klasztoru przy ul. Wolskiej.
Praktyki pokutne nie są celem samym w sobie. Mają sens
tylko wtedy, kiedy podejmowane są z miłości i dla miłości, w łączności
z cierpiącym Chrystusem, dla zbawienia własnego oraz całego świata.
W dodatku z biegiem czasu siostry przekonują się, że Bóg wymaga raczej
pokut mniejszych, ale częstszych. - Wymaga treningu woli, która wychodzi
Mu naprzeciw, kłoni się przed Nim jak drzewo, byle nie jak osika,
z szelestem - tłumaczy jedna z sióstr zakonnych. - Bóg wymaga powstrzymania
się od zbędnego słowa, niepotrzebnego spojrzenia, a przede wszystkim
żąda usłużności wobec innych. Od tego nikt jeszcze nie umarł i na
pewno nie umrze. Te drobne akty są doskonałym przygotowaniem do ofiary
większej. Dzięki nim jesteśmy "w pogotowiu", nie dziwimy się, gdy
spotyka nas coś nieprzewidzianego. Ponieważ trzymamy się krzyża,
nie możemy go odtrącić, nie poznać. Bóg kocha drobne wyrzeczenia,
bo przez nie okazujemy tę wielkoduszność, która Mu się podoba.
Przy powstaniu tekstu wykorzystałem książkę o. Czesława
Gila OCD Życie codzienne karmelitanek bosych w Polsce w XVII-XIX
w.
Pomóż w rozwoju naszego portalu