Na nazwisko Makuszyński reaguję z uwagą. Również wtedy, gdy e-mailem odebrałem o nim piękny tekst. Był bardzo lubianym pisarzem, również w środowisku włocławskim. Bardzo
cenił go Prymas Wyszyński i często cytował. Przykładem wyjątkowej sympatii jest to, że ks. prof. Franciszek Krupa zmienił swoje nazwisko, biorąc sylaby z imienia i nazwiska
pisarza: Kor [nel Maku] szyński. Tym samym uroczy bp Franciszek Korszyński wziął dla siebie niejako część jego osobowości, pełnej radości i honoru.
Pozdrawiam serdecznie
Biskup Roman
Mieszkanie w willi "Opolanka" wynajmował Makuszyński u lekarza kolejowego Jana Knosały, mieszkającego na stałe w Katowicach. Pierwsze piętro dzielił z Adolfem
Dymszą. Ale było to jeszcze na kilka lat przed wybuchem wojny. Makuszyńskiemu, pisarzowi niezwykle poczytnemu, wchodzącemu w poczet członków Polskiej Akademii Literatury, powodziło się dobrze.
Był wówczas po raz drugi żonaty (pierwsza żona pisarza zmarła w 1926 r.) z córką zamożnego lwowianina, profesora medycyny na uniwersytecie, Janiną Gluzińską, z zawodu
śpiewaczką estradową. Makuszyńscy opłacali mieszkanie w Zakopanem przez cały rok, korzystając z niego tylko latem i zimą.
Na stałe mieszkali w Warszawie przy ulicy Grottgera. We wrześniu 1939 r. w róg domu trafiła bomba. Zniszczyła cenne obrazy, wiele książek i rękopisów.
Makuszyńscy przenieśli się na Sadybę, zabierając część wyciągniętych z ruin skarbów. Do nowej siedziby też nie mieli szczęścia. Po upadku powstania warszawskiego zostali zabrani stąd do obozu
w Pruszkowie. Tymczasem szabrownicy dokonali kolejnego spustoszenia. Gdy wrócili, nie było domu, zginął bogaty, liczący kilka tysięcy egzemplarzy, księgozbiór. Wynieśli się z Warszawy
i zamieszkali w zakopiańskiej "Opolance" przy ulicy Tetmajera 15 (adres dzisiejszego muzeum pisarza).
Była to już inna Polska, inne Zakopane i inny Makuszyński. Kraj był zniszczony, miasto opuszczone. Makuszyński chory na cukrzycę. O tym okresie życia pisarza, znajdującego się
przez szereg powojennych lat na indeksie, opowiadała mi gospodyni Makuszyńskich, przewodniczka w muzeum w latach osiemdziesiątych, Genowefa Wątorek.
- Państwo Makuszyńscy - przypomina, podkreślając zawsze słowo: pan, pani lub państwo - znaleźli się w trudnej sytuacji. - Pan Makuszyński, wówczas już po sześćdziesiątce, nie pracował na
żadnej posadzie. Nie otrzymywał też renty ani emerytury. Żył tylko z honorariów za felietony drukowane w "Przekroju" i "Kurierze". (...) Pani Makuszyńska przez
jakiś czas pracowała w zakopiańskiej szkole muzycznej. Chorego na cukrzycę pana Kornela ratowała z biedy dawna znajoma, przysyłając mu regularnie insulinę.
- Zaraz po wojnie pan Makuszyński zaciągnął pożyczkę u Gebethnera z myślą o spłaceniu w chwili wznowienia książek. Ale pan Kornel chwili tej nie doczekał.
Książki jego zaczęto drukować dopiero po śmierci, nie licząc dwóch lat tuż po wojnie. Pani Makuszyńska spłacała pożyczkę wydawcy. Nie musiała spłacać, ale pani Janina była taka honorowa...
Tomasz Ławecki, Szlakami sławnych Polaków. Różnorodne oblicza wielkości, Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna i Reklamowo-Handlowa "Adam", Warszawa 1994, s. 69-70.
Pomóż w rozwoju naszego portalu