BARBARA OLAK: - Powszechnie wiadomo, że brak pracy i lęk przed jej utratą są częstą przyczyną alienacji. O bezrobociu wiemy coraz więcej. Ale co dalej, gdy nagle dowiadujemy się, że sami utraciliśmy pracę?
PROF. JANUSZ CZAPIŃSKI: - To zależy. Jedni ją znajdą, inni nie zostaną zatrudnieni. Spośród prawie trzech milionów bezrobotnych około 20 procent pozostanie bez pracy do końca życia. Dalsze 20 procent dostanie pracę. Pozostałe 60 procent nie zna jeszcze wyroku, jaki otrzyma od losu.
- Kto jest bez szans i został skazany na bezrobocie?
- Pracownicy bez wykształcenia albo choćby nawet
z ukończoną szkołą zawodową, ale ze specjalizacją, na którą nie ma
zapotrzebowania. Na dodatek pozostają oni w złej kondycji psychicznej,
fizycznej i nierzadko nadużywają alkoholu. Oni tracą najczęściej
pracę raz na zawsze i nie mogą liczyć na powrót.
Czasami zabłyśnie przed nimi jakieś światełko, np. dorywcza
praca sezonowa, ale nawet i do tych prac są angażowani niechętnie.
Najczęściej do braku kwalifikacji dochodzi nierzetelność, niedotrzymywanie
terminów, alkoholizm. Tak oto wyłania się nam grupa polskich kloszardów,
różniąca się tym od paryskich, że choć mają dach nad głową, są już
wyrzuceni poza nawias. Owa grupa "skazańców z dożywotnim wyrokiem"
wcale nie jest mała - to prawie 600 tysięcy osób. I nad nimi trzeba
ubolewać.
- Kto ma szansę?
- Badania potwierdzają jednoznacznie, że wykształcenie
jest najpewniejszym czynnikiem warunkującym skuteczność przystosowania
się do życia w nowej rzeczywistości. Osoby wykształcone z optymizmem
patrzą w
przyszłość, rzadziej cierpią na depresję, czują się szczęśliwsze
i zadowolone z życia. Mówiąc o wykształceniu mam na myśli wiedzę,
którą nazywam oświeceniem, umożliwiającą szybką zmianą zawodu.
O sukcesie decyduje też mobilność. Człowiek mobilny nie
waha się opuścić miejsca zamieszkania. Jedzie tam, gdzie jest praca.
Nie czeka aż manna spadnie mu z nieba, tylko wyjeżdża z miejscowości
skazanej na wegetację, wymarcie i biedę. Są takie regiony w Polsce,
gdzie nikt nie inwestuje i nie ma pracy. To ściana wschodnia, środkowy
pas Pomorza Zachodniego, wioski utrzymujące się przy życiu dzięki
rolniczym emeryturom, wsie popegeerowskie. Tymczasem badania wykazują,
że Polacy nie są mobilni. Nie myślą, żeby wyprowadzać się z miejsca
zamieszkania, tylko liczą najpierw na zasiłek, potem na zapomogę
a w końcu lądują poza społeczeństwem.
- Pan Profesor pierwszy użył sformułowania "strategia lisa". Na czym ona polega?
- To najlepsza z możliwych sytuacja. "Lis" zawsze spadnie na cztery łapy. Jego największym kapitałem jest wykształcenie - owe oświecenie - oraz niezbędne predyspozycje psychiczne. "Lis" w sytuacji zagrożenia radzi sobie z trudnościami, aktywnie szuka pracy, bądź inwestuje we własną firmę. Aby podjąć "strategię lisa" należy wykazać się iskrą przedsiębiorczości, wiarą we własne siły. Na szczęście grupa "lisów" szybko rośnie. W 1991 r. "lisy" stanowiły zaledwie 24% społeczności, dzisiaj - jak wykazują badani - ponad 60%, co stanowi sytuację pocieszającą. Prawie 2/3 Polaków daje sobie radę. Zmianie uległa nasza filozofia życiowa. Już nie oczekujemy, że ktoś da pieniądze na przeżycie kolejnego dnia czy tygodnia, liczymy na siebie, na swoje siły, możliwości.
- A co z ludźmi, których nazwał Pan "jeżami"?
- "Jeż" w obliczu kłopotów zwija się w kłębuszek i pragnie jedynie przeczekać złe chwile, poczekać na lepsze czasy. Tylko, że te czasy nie przyjdą. Żeby wygrać los na loterii, trzeba go najpierw wykupić. Strategia jeża jest strategią prawie 40% badanych. Jeż ogranicza swoje wydatki, potrzeby, aspiracje, oszczędza na wszystkim. Szuka najtańszych artykułów, wycofuje się z życia towarzyskiego, nie uczestniczy w życiu kulturalnym, a z czasem staje się coraz bardziej bezradny. Strategia "jeża" jest najgorszą z możliwych.
- Przemiany społeczno-gospodarcze zachodzące w naszym kraju przysparzają naukowcom nowych problemów badawczych. Tymczasem z perspektywy bezrobotnego ważne jest, że utracił pracę i nie wie, co dalej robić?
- Moje badania wykazują, że wraz z utratą pracy gwałtownie topnieje grono przyjaciół. Ludzie przestają dzwonić, nie wpadają w odwiedziny. Nie zapraszają. Boją się utrzymywać kontakty z osobami bezrobotnymi, które utraciły pracę. Bo jeśli nawet bezrobotny nie prosi o pożyczkę, to wyrazem oczu da do zrozumienia, żeby go wspomóc finansowo. A prawda jest taka, że nie lubimy się dzielić. Człowiek bezrobotny pozostaje sam i może liczyć tylko na siebie.
- Czyżby nie było wśród nas dobrych Samarytan?
- Nie twierdzę, że nie ma, ale większość ludzi nie lubi patrzeć na cudze nieszczęście. To także pewien rodzaj strategii - unikanie cudzej biedy. Po co tam chodzić i patrzeć na ich dramat.
- Mało solidarna to postawa...
- Podtrzymywanie przyjaźni, solidarności z ludźmi, którzy utracili pracę i znaleźli się w biedzie zobowiązuje tych zamożniejszych, pracujących, do udzielania pomocy czy też bezterminowych pożyczek. Tylko że już do nas dotarło, że dla większości bezrobotnych czas pozostawania bez pracy nie będzie stanem przejściowym, ale może utrzymywać się dłużej, do końca życia. A ludzie, jeśli chcą pomagać innym, to na ogół wtedy, gdy efekty pracy są widoczne.
- A może mamy grubą skórę?
- Zapewne jesteśmy mniej wrażliwi na biedę i przestaliśmy przejmować się tymi, którzy nie potrafią przystosować się do nowych warunków. Nie bez znaczenia jest i fakt, że coraz więcej jest koło nas naciągaczy. Ktoś, kto dzwoni do drzwi i prosi o wsparcie, częstuje nas przedziwną opowieścią. A nikt nie lubi być naciągany, zresztą wielość próśb też nie jest tutaj bez znaczenia. Cóż, topnieje pomoc, bo potrzebujących coraz więcej, a wszystkich nie sposób obdzielić.
- Masowe bezrobocie, prawie 3 milionowe, uznać należy za najważniejszą kwestię społeczną. Czy traktowanie bezrobotnych jak trędowatych to jedyna postawa, na jaką może zdobyć się nasze społeczeństwo?
- Najlepiej poradzą sobie z polską biedą i związanym z tym bezrobociem społeczności lokalne, na szczeblu gmin.
- Tylko są gminy bogate i gminy biedne...
- Biedne nie są w stanie wysupłać na pomoc dla potrzebujących
i tam przymierający głodem zostaną pozostawieni własnemu losowi.
Uważam, że biedne gminy powinny być dotowane przez te bogate. Powinien
być uruchomiony mechanizm wyrównawczy. Żadna wielka instytucja nie
jest w stanie oszacować potrzeb wszystkich potrzebujących pomocy.
Mogą jedynie zrobić to ludzie, którzy mieszkają na miejscu i wiedzą,
gdzie bieda piszczy i gdzie dzieci chodzą głodne.
Nie apelowałbym do sąsiedzkich odruchów miłosierdzia,
tylko do władz gminy i do państwa, by tak konstruowali budżety gmin,
żeby dysponowały odpowiednimi środkami na rzecz potrzebujacych. Uważam,
że powinny powstać komisje z udziałem księży, którzy znają swoich
parafian i mogą wskazać, komu pomoc jest najpotrzebniejsza.
- Dziękuję za rozmowę.
* * *
Według Centrum Badania Opinii Społecznej w lutym 1999 r. zagrożenie
biedą połączone z poczuciem bezradności deklarował prawie co szósty
Polak (16%).
W początkach 1999 r. lęk przed utratą pracy odczuwała
połowa ogółu badanych. Najrzadziej obawy te występują wśród młodych,
najczęściej wśród osób w wieku od 45-54 lat, częściej są udziałem
kobiet niż mężczyzn. Lęk występuje tym częściej, im niższe są dochody
ankietowanych i gorsza ocena warunków materialnych rodziny.
Bezrobocie to także zagrożenie dla psychiki człowieka.
W jego życiu pojawia się pustka, która staje się źródłem niepokoju.
Degradacja pozycji społecznej, obniżenie poziomu samooceny, nieumiejętność
zagospodarowania nadmiaru wolnego czasu, to wszystko grozi utratą
poczucia sensu życia, apatią czy depresją.
Anna Sowińska w pracy Człowiek w sytuacji przemian ekonomicznych;
psychologiczne koszty adaptacji pisze: "Charakter kosztów psychologicznych
bezrobocia determinuje również faza tego procesu. W I fazie oczekiwania
na wymówienie towarzyszy silny stan pobudzenia i zaburzenia nastroju,
paniczny strach przez smutek do uczucia nienawiści. W II fazie szok
po utracie pracy, pojawia się poczucie klęski i porażki życiowej,
uczucie pokrzywdzenia, wstyd, upokorzenie, lęk przed przyszłością,
stany przygnębienia. III faza - najmniej obciążona kosztami - to
wchodzenie w sytuację bezrobocia i optymizmu. Obecna sytuacja traktowana
jest jako przejściowa, rodzaj urlopu. Aktywnemu poszukiwaniu pracy
towarzyszy wiara w sukces. Jeżeli jednak poszukiwania kończą się
fiaskiem pojawia się faza IV - pesymizmu i rezygnacji. Towarzyszą
jej negatywne reakcje emocjonalne, kłopoty zdrowotne i finansowe
w efekcie bezskutecznych starań o pracę. V faza to fatalizm i apatia,
dopasowanie się do przedłużającego się bezrobocia, gdzie dominuje
poczucie beznadziejności, dążenie do izolacji społecznej, redukcja
oczekiwań życiowych, zainteresowań i dążenia do celu".
Oprac. Barbara Olak
Pomóż w rozwoju naszego portalu