Parafia w Nowym Mieście Lubawskim leży na samym obrzeżu diecezji toruńskiej. Liczy ponad 13 tys. parafian: część to mieszkańcy miasta, sporo jest też osób z pobliskich wsi. Na mapie
bezrobocia w Polsce ten obszar pokolorowany jest na czerwono, prawie najwyższy odsetek w kraju! Rzeczywiście jest to palący problem, coraz częściej spotyka się tu już nie biedę,
lecz skrajne ubóstwo!
„Są jednak miejscowości tzw. popegeerowskie, gdzie dużo rodzin pozostaje bez pracy, gdzie szerzy się bieda i zniechęcenie. Taka sytuacja udziela się szczególnie dzieciom. Nie można
pozwolić, by wychowywały się one w klimacie frustracji. Trzeba im dać możliwość życia w zdrowym środowisku psychicznym”. Ten apel biskupa toruńskiego Andrzeja Suskiego zamieszczony
w lokalnej gazecie, wydaje się, brzmi tu jak mrzonka, idealistyczna wizja, która w naszej rzeczywistości jest nie do zrealizowania. Wydaje się, a jednak...
„Na początku było... ciężko”
Jest godz. 14.00. W świetlicy przy ul. Kościelnej pojawiają się pierwsze dzieci, ale mogły przyjść tu już od 10.00. O tej godzinie rozpoczyna pracę p. Patrycja Kamińska, jest zatrudniona
jako wychowawca, zresztą jako jedyna ma etat. „Dzieci często dojeżdżają do szkoły lub idą pieszo np. na godz. 12.00 i wtedy przychodzą wcześniej, żeby sobie posiedzieć w świetlicy,
zawsze ktoś tu z nimi jest” - mówi ks. Wojciech Kiedrowicz, dyrektor placówki. W tym czasie p. Patrycja przygotowuje zajęcia na popołudnie, bo wtedy oficjalnie rozpoczyna
się tu praca.
Świetlica „Nazaret”, znana raczej jako „Wincentówka”, powstała 1 września 2000 r. Pomysłodawcą i założycielem był ks. Piotr Nowak - wikariusz tutejszej
parafii. To on z kilkoma przyjaciółmi zorganizował budynek, który znajduje się w najbliższym sąsiedztwie kościoła. Wcześniej był on własnością Urzędu Miasta, ale parafia dokonała
zamiany na inne grunty, by w ten sposób świetlica mogła znaleźć swoje miejsce. Jej patronem został bł. ks. Stefan Wincenty Frelichowski, od jego imienia pochodzi potoczna nazwa świetlicy. Mieści
się na pierwszym piętrze niedużego budynku, składa się z dwóch sal przeznaczonych do pracy z dziećmi, kuchni, pokoiku wychowawców, łazienki, szatni. Ks. Piotr razem z ministrantami
trzy lata temu wyremontował budynek: położono płytki, wymieniono część okien, wybudowano schody, tyle, ile się dało, żeby tylko jak najszybciej wystartować. I udało się. Choć początki były
niezwykle trudne. Założyciele raczej nie mieli konkretnego wzoru, choć tego typu placówek jest w diecezji kilkanaście. Polegali na intuicji, a pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę.
Przez pierwszy okres trwał nabór dzieci i pracowników. P. Katarzyna Wałdowska wie o świetlicy wszystko, pamięta, jak trudne były początki. Sama bardzo zaangażowała się w dzieło:
prowadzi kronikę, robi dzieciom zdjęcia, poświęciła się świetlicy w 100%. W końcu wykrystalizowała się grupa wolontariuszy: wychowawców i pracowników, razem jest 15 osób.
W trzecim roku działalności zmienił się dyrektor, ks. Piotr odszedł do innej parafii, a dzieło przejął ks. Wojciech Kiedrowicz - obecny dyrektor placówki. Okazało się, że wiele
rzeczy trzeba zmienić, bo nie spełniają wymogów, ciągle brakowało sprzętu, dopiero niedawno zakupiono nową kuchenkę, lodówkę. Świetlica wygląda coraz przyjemniej. Ostatnią inwestycją były krzesła i stoliki
dla dzieci, bo poprzednie były już w opłakanym stanie. Świetlica z dnia na dzień staje się coraz bardziej przytulna, coraz bardziej przypomina dom...
Pomóż w rozwoju naszego portalu