Choć dzisiejsza uroczystość liturgicznie kończy obchody Bożego Narodzenia, wciąż trwamy w ich atmosferze. Widzimy dziś Chrystusa, który zbliża się do Jana Chrzciciela, by przyjąć od niego chrzest.
Jezus nie potrzebował chrztu nawrócenia, jakim był chrzest Janowy. Poddanie się jednak temu obrzędowi było potwierdzeniem Bożego posłannictwa Chrzciciela. Choć sam Jan protestował, słusznie twierdząc,
że to on potrzebuje prawdziwego chrztu od Zbawiciela, Jezus przyjmuje ten znak. Jak słyszeliśmy już w liturgii Adwentu, wielu przychodziło nad Jordan, by wyznać grzechy i dostąpić
symbolicznego obmycia. Wśród pokutujących zabrakło jedynie faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Dlaczego? Bo uważali, że nie mają się z czego poprawiać, że są idealni, że
to inni mają grzechy, samego zaś Jana mieli za dziwaka, podejrzewając nawet, że jest opętany przez złego ducha.
Czytając Ewangelię wg św. Mateusza, znajdujemy opis wydarzenia, kiedy Jezusowi zostaje postawione pytanie, jakim prawem i z czyjego polecenia naucza i dokonuje znaków
(Mt 21,23-27). Nie uwierzyli Janowi, nie chcieli też przyjąć słów Zbawiciela. Chcieli jedynie wystawić Go na próbę. Chrystus postanawia jednak całą sytuację obrócić przeciw pytającym. „Skąd
pochodzi chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?” (Mt 21, 25) - Jezus odpowiada pytaniem na pytanie; od odpowiedzi uzależnia wyjaśnienie motywów swego postępowania. Adwersarze
nie wiedzą, co odpowiedzieć. Co prawda nie uwierzyli Janowi, boją się jednak do tego przyznać. Obawiają się reakcji tłumu, który w Chrzcicielu jednoznacznie rozpoznał posłańca Bożego. Nie mogą
też powiedzieć, że chrzest Janowy pochodził z nieba - wtedy na pewno Jezus zapytałby, dlaczego mu się nie poddali. Bojąc się przyznać do swych poglądów, a równocześnie widząc,
że przytaknięcie tłumowi postawi ich w bardzo niezręcznej sytuacji, odpowiadają: „Nie wiemy”. „Więc i ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię” (Mt 21,
27) - brzmi odpowiedź Jezusa. Oczywiście, można by pytać, czemu Chrystus wprost nie wyznaje, że jest Synem Bożym i z mandatu Ojca dokonuje znaków i cudów. On jednak
wie, iż pytający właśnie na tak brzmiącą odpowiedź czekają; czekają, by oskarżyć Go o bluźnierstwo. Wcale nie chodzi im o poznanie prawdy - nie dociekali jej również w przypadku
Jana Chrzciciela, zadowalając się pokrętną odpowiedzią. Po prostu - i Jan, i Jezus są postaciami niewygodnymi, dlatego trzeba znaleźć pretekst do pozbycia się ich, ale w sposób
na pozór zgodny z prawem.
Można podziwiać bystrość odpowiedzi Jezusa lub dziwić się przewrotności uczonych w Piśmie. Wydaje mi się jednak, że najgłębszy sens tego wydarzenia jest nieco inny. Świadczy o tym
przypowieść opowiedziana przez Jezusa tuż po wspomnianym wydarzeniu. Chrystus mówi o człowieku proszącym kolejno swych synów o pójście do pracy w winnicy. Jeden zapewnia,
że pójdzie, nie czyni tego jednak. Drugi odmawia, jednak po namyśle postanawia podporządkować się prośbie ojca. „Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?” (Mt 21, 31) -
kończy przypowieść pytaniem. „Ten drugi” - pada zgodna odpowiedź. I słyszymy słowa Zbawiciela będące nauką płynącą z całej sceny. Jezus mówi, że można dokonać złego
wyboru, jednak jest czas na zrozumienie błędu i naprawienie go. Faryzeusze zaś i uczeni w Piśmie otwarcie deklarują posłuszeństwo Bogu, w rzeczywistości jednak
nie tylko nie mają zamiaru Go słuchać, lecz także ani im w głowie zmiana podjętej wcześniej decyzji. Widząc swój ewidentny błąd, nie chcą się do niego przyznać; zapewne w obawie
utracenia opinii zawsze poprawnych w oczach tłumu. Postawa taka jest bardzo niebezpieczna i wielu ludzi doprowadziła do nieszczęścia. Jezus uczy, że przyznanie się do błędu nie jest
znakiem słabości, ale właśnie mądrości i odwagi. „Upaść jest rzeczą ludzką, ale trwać w upadku jest rzeczą diabelską” - mówi powiedzenie. Tym bardziej diabelską,
jeśli widzimy, że nasza decyzja była błędna, a mimo to nie chcemy przyznać się do błędu i jeszcze wmawiamy innym, że racja jest po naszej stronie. Tak rodzi się zakłamanie, obłuda
i hipokryzja, a tym wadom Chrystus wydał zdecydowaną walkę.
Pytajmy siebie często o słuszność podejmowanych decyzji i nie bójmy się ich korygowania. Lepiej na czas zawrócić z błędnej drogi, niż udając, że wszystko jest w porządku,
brnąć coraz dalej w zło, grzech i przewrotność.
Pomóż w rozwoju naszego portalu