Mija oto, trochę niepostrzeżenie, kolejna rocznica śmierci
jednego z najwybitniejszych polskich współczesnych poetów - Zbigniewa
Herberta. Twórca ten bardzo mocno zaznaczył swoje miejsce w naszej
literaturze. Ba, w sytuacji, gdy można dziś dostrzec pewien wyraźny
brak utalentowanych liryków, Herbert musiał i musi wypełniać pustkę.
Przybierał różne twarze. Raz stawał się sienkiewiczowskim
Petroniuszem, żądającym przywrócenia choć w pewnym stopniu poczucia
smaku. Kiedy indziej, jako Pan Cogito, zastanawiał się nad podstawowymi
problemami ludzkiego bytu, przybierając twarz dociekliwego wyznawcy
kultu empirii. Jako człowiek prawy, zawsze był bezwzględnym obrońcą
uczciwości i moralności, przez co pod koniec życia zajął zdecydowanie
określone miejsce w czasie ostrej dyskusji o roli i charakterze odrodzonej
Polski. Miłośnik starożytnej Grecji, miłośnik wiedzy...
Wszystkie wymienione oblicza poety są, oczywiście, ze sobą
zgodne. Jednakże warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno z nich, nieco
zapomniane. Otóż chyba najwyraźniej można je odczytać w wierszu Życiorys (
z tomiku Rovigo, Wydawnictwo Dolnośląskie). Przyjrzyjmy się niektórym
jego fragmentom: "Byłem chłopcem cichym trochę sennym - i o dziwo
- / inaczej niż moi rówieśnicy - rozmiłowani w przygodach - / na
nic nie czekałem - nie wyglądałem przez okno/ W szkole - pracowity
raczej niż zdolny posłuszny bez problemów (...) Czytałem to co pod
ręką: o socjalizmie naukowym/ o lotach kosmicznych maszynach myślących/
i to co lubiłem najbardziej: książki o życiu pszczół (...) Ktoś mi
polecił dzieło klasyka - jak mówił - / zmieniło ono jego życie i
życie milionów ludzi/ Przeczytałem - nie zmieniłem się - wstyd wyznać
- / zapomniałem doszczętnie jak nazywał się klasyk (...) To prawda
- byłem wiecznie blady. Przeciętny. W szkole wojsku/ biurze we własnym
domu i na wieczorkach tanecznych".
Powyższe słowa w literaturze pięknej są przypadkiem dosyć
oryginalnym. Otóż Balzak, Mickiewicz, Gogol, Dostojewski, Prus, Żeromski
i inni wybitni pisarze bardzo dużo miejsca w swoich pismach poświęcali
chwaleniu oryginalności i krytykowaniu, wręcz wyśmiewaniu "ludzi
przeciętnych". Herbert czyni zdecydowanie coś innego. On w przytoczonym
wyżej wierszu odważnie, acz z lekką ironią mówi, że sam uważa się
za kogoś zupełnie przeciętnego, normalnego. Przyznaje się do tego,
że wiedzie spokojne życie i że nie widzi w tym nic złego. Może właśnie
taka, a nie inna postawa pozwoliła mu godnie przetrwać najczarniejsze
czasy komunizmu? Może w prostocie i szczerości upatruje prawdziwą
wartość? Jest to ciekawa postawa intelektualna jednego z najoryginalniejszych
umysłów ostatnich lat.
Czy wielkość ukryta jest w prostocie? Wspomniana wypowiedź
Pana Cogito powinna skłaniać do poważnego zastanowienia się nad tą
tezą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu