są maryjne sanktuaria. Zachwycają jeszcze bardziej w maju. Żadne miejsca na kuli ziemskiej, żadne wydarzenia nie gromadzą takich tłumów, jakie są rokrocznie w Lourdes, Fatimie, Guadelupe czy na Jasnej Górze. Jest w tym fenomenie poniekąd wyraz ludzkiej niemocy w potyczce z problemami życia, uznania potrzeby Bożej pomocy, ale i schronienie się pod matczyny płaszcz, bo tam - jak to u Matki - zawsze najlepiej i najbezpieczniej.
I w naszych kościołach, przy ikonach Matki Bożej, z okazji różnych nabożeństw czy nawet dziękczynienia po Mszy św. nietrudno dostrzec ludzi, którzy przechodzą przez świątynię, aby wpatrzeć się w oblicze Bożej Rodzicielki. Tak jest chyba w każdym kościele. I tam, gdzie kult wychodzi poza parafię i zatacza szerszy krąg, jak również tam, gdzie pochwalna cześć oddawana Maryi ma wymiar autentycznie i jedynie parafialny. I tak, jak przekonują sanktuaria, jest na całym świecie. Nasza wiara ma taki swoisty koloryt, maryjny, matczyny. Our Lady - szepczą anglosasi, Madonna - śpiewają w zachwycie Włosi, Matuchna - odczytujemy z ust czułe słowa wypowiadane przed naszymi ikonami.
Czasem z tej pobożności maryjnej czynią nam zarzut, mówiąc, że deifikujemy Maryję. Ale z doświadczenia wiemy, że to nieusprawiedliwiona krytyka. My po prostu przez Maryję trafiamy do Chrystusa i prawdziwą wiarę odczytujemy z Jej wskazań. Przede wszystkim tego z Kany, które najpełniej odsłania istotę pobożności maryjnej: Uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu