Było nam dane być blisko niezwykłego człowieka. Mogliśmy przyglądać się najróżniejszym etapom życia Jana Pawła II i cieszyć się nimi. Mogliśmy iść krok w krok, być blisko. Dzisiaj przypominam sobie jak 26 lat temu, w czasie Mszy św. pontyfikalnej, byłem jako pielgrzym na Placu św. Piotra z ks. Orzechowskim i z całą gromadą jego podopiecznych z duszpasterstwa akademickiego. Byliśmy na tej pierwszej Mszy papieskiej! Pamiętam trud, który musieliśmy podjąć, aby tam dotrzeć, bo to były przecież zupełnie inne czasy! Ale byliśmy. Ja jako student Politechniki, dawno temu.
Całe seminarium duchowne i cała moja posługa kapłańska upływała pod znakiem nauczania, obecności i świadectwa Jana Pawła II. To świadectwo nie było ciągle jednakowe, ono zmieniało się w czasie. Kiedyś zachwycano się młodzieńczą werwą i energią Papieża, jego zdolnościami komunikowania się, nawet talentem aktorskim, który rozwinął w czasie młodzieńczych lat.
W tych dniach trzeba się zachwycać świadectwem innym, większym. Oto ktoś, kto, chcąc przemówić, nie może wypowiedzieć ani jednego słowa, a mimo do samego końca daje świadectwo o tym, co jest celem naszej wiary.
Pismo Święte mówi: „Osiągniecie cel waszej wiary - zbawienie dusz”. Cele cząstkowe też są ważne i warto modlić się o te, które chcemy w życiu osiągnąć i którym Pan Bóg błogosławi, ale jest też cel ostateczny - zbawienie dusz. I albo droga do tego celu prowadzi, albo drogę trzeba zmienić tak, żeby do celu naszej wiary zaczęła prowadzić.
Warto pamiętać o słowach starca Symeona, które przypomnieli luterańscy biskupi w Polsce w kondolencjach przesłanych katolickiemu Episkopatowi. Nie jakieś żałośliwe słowa, ale wyrazy współczucia, współodczuwania, współ-modlitwy. Biskupi luterańscy napisali, że przeżywając śmierć Jana Pawła II, przypomnieli sobie słowa starca Symeona z Ewangelii Łukasza: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela” (Łk 2,29-32). Słowa starca, który tak żegnał się z życiem: Boże, już domykasz drzwi i jestem zadowolony, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, ujrzały, że przygotowałeś je wobec wszystkich narodów, ujrzały, że rozpaliłeś światło na oświecenie pogan i na chwałę ludu Twego, Izraela. To wszystko moje oczy ujrzały i dlatego pozwól odejść słudze twemu w pokoju.
Z niezwykłą mocą spełniło się w nim powołanie papieża. Każdy człowiek ma powołanie, własne, inne. Rodzice mają swoje, pracownicy mają swoje, księża.
Papież też ma swoje powołanie, a powołanie to brzmi: „Szymonie, prosiłem za Tobą, żeby nie ustała Twoja wiara. Ty ze swojej strony utwierdzaj swoich braci” (Łk 22,32).
Można w jakiś sposób zmierzyć wypełnienie tego powołania tym, jak bardzo wielu ludzi uważa się za współbraci Papieża, który odszedł, ilu ludzi się uważa za przejętych tą śmiercią. Na pewno bardzo wielu katolików, którzy zapełniali kościoły (wczoraj miałem okazję zajrzeć o godzinie 24.00 do katedry, która była pełna ludzi), ale rzecz ciekawa, że to poczucie braterstwa promieniuje także dalej. To też znalazłem w orędziu Synodu polskiego Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce, protestantów, którzy napisali tak: „Łączymy się z siostrami i braćmi z Kościoła rzymskokatolickiego w modlitwie o łaskę dla naszego Brata w Chrystusie, Jana Pawła II”. Znalazłem też słowa żydów z Izraela, zarówno polityków, jak i rabinów, którzy przypominali, że Jan Paweł II za Janem XXIII mówił o nich: „starsi bracia w wierze”. Teraz właśnie to sobie przypomnieli.
To jest miara spełnienia powołania: kiedy odchodzi taki człowiek, miliony, dziesiątki milionów, setki milionów czasem nieoczekiwanych ludzi przypomina sobie: Tak właśnie od Niego doświadczyliśmy braterstwa.
Na różne sposoby, w różnym stopniu, a jednak upominają się o braterstwo ze zmarłym Papieżem. Myślę, że jest w tym dowód spełnienia z niezwykłą mocą powołania: „Szymonie, prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara, a ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci”.
Niedziela Miłosierdzia Bożego, niedziela modlitw za zmarłego Papieża - to pewnie znaczy przede wszystkim: niedziela dziękczynienia, dziękczynienia za dar, który się właśnie skończył.
Pewnie będą nowe dary, ale ten dar się skończył. Wznosimy modlitwę dziękczynienia, która jest modlitwą z żalem, bo się skończyło, ale z żalem przeżywanym bardzo specyficznie: „Radujcie się, choć musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń, bo przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa”.
Oprac. Agnieszka Bugała
Fragmenty homilii ks. Andrzeja Siemieniewskiego wygłoszonej 3 kwietnia 2005 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu