Kto za, a kto się wstrzymał
Na Podbeskidziu jako pierwszy do strajku przystąpił Specjalistyczny Szpital Chorób Gruźlicy w Bystrej. 23 maja zdecydowano się tam poprzeć postulaty wysuwane przez pracowników służby zdrowia w całym kraju. Chodziło o zwiększenie wydatków na lecznictwo i podwyżkę pensji. Choć nie we wszystkich jednostkach szpitalnych decyzje były tak radykalne, to z pewnością nie dotyczyło to nastrojów. W Szpitalu Wojewódzkim w Bielsku-Białej aż 97 proc. załogi wyraziło gotowość podjęcia akcji strajkowej. Taka postawa świadczy o wyjątkowej determinacji całego personelu. Za okres objęty strajkiem nie wypłacane są bowiem żadne pieniądze. Mimo to, także inne placówki rozważają przystąpienie do gólnopolskiego protestu. Tak jest w szpitalach w Cieszynie i w Żywcu. Nawet w Centrum Onkologii w Bielsku-Białej brano pod uwagę podobną możliwość. Dwudziestu kilku lekarzy zdecydowało się wejść w spór zbiorowy, lecz jak uspokaja Piotr Zdunek, dyrektor placówki, nie grozi to przekształceniem się protestu w strajk absencyjny. - Po prostu nie wyobrażam sobie, żeby przy takim charakterze pracy, jak to ma miejsce w naszym szpitalu, mogło być inaczej. Nie możemy szafować zdrowiem chorego - twierdzi dyrektor.
Mniej nerwowo
Po tym, jak minister Zbigniew Religa przekonał rząd do wzrostu nakładów na służbę zdrowia z niespełna 4 do 5 proc. PKB, w wielu szpitalach nastroje się nieco ostudziły. Swoje zrobiła także zapowiedź podniesienia od 1 października pensji o 30 proc. W Szpitalu Wojewódzkim protest czasowo zawiesiła „Solidarność” i Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych. Deklaracjom złożonym przez polityków towarzyszy jednak duży sceptycyzm. - One troszeczkę uspokajają, szkoda tylko, że padają tak późno - mówi Elżbieta Grześkowiak, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Cieszynie. Są jednak i tacy, którzy nie pozostawiają na nich suchej nitki. - Zdaję sobie sprawę, że są to propozycje na papierze, które nie mogą wejść w życie. Dla mnie równie dobrze mogliby nam przekazać Niderlandy - wyznaje Piotr Zdunek.
Tu leży granica
Pogotowia strajkowe, tak powszechne ostatnio w publicznych placówkach zdrowia, zupełnie nie dotyczą placówek prywatnych. Tam nikt o sporach zbiorowych z rządem nawet nie myśli. Powód: pensja lekarza wraz z dyżurami wynosi ok. 6 tys. zł brutto. Dla porównania, lekarz drugiego stopnia specjalizacji, pracujący na państwowym etacie zarabia 1200 zł netto, a pielęgniarka średnio o 200 zł mniej. Tak niskie apanaże lekarzy w sektorze publicznym, Adam Roślewski, prezes spółki Know How, tłumaczy słabym poziomem zarządzania, nadmierną rozbudową pionu administracyjnego, złą organizacją pracy i niejasnymi powiązaniami finansowymi. O tym, że na kontraktach z NFZ można zarabiać przekonuje na przykładzie szpitala w Ozimku, przejętego przez Know How z długami, a teraz przynoszącego zyski. Według dyrektorów publicznych placówek, tych dwóch sektorów, prywatnego i państwowego, nie można nawet porównywać. - Dzieje się tak dlatego, że są inne zasady kontraktowania usług - ripostuje Grażyna Puzoń, dyrektor ds. lecznictwa w Szpitalu Ogólnym w Bielsku-Białej. - U nas leczy się przede wszystkim ciężkie przypadki. Tego nie ma natomiast w niepublicznych placówkach. Tam operuje się pacjentów o niedużym ryzyku powikłań, a tych o znacznym stopniu możliwych komplikacji odsyła do nas. W związku z czym, pełno jest w prywatnych szpitalach operacji nieskomplikowanych np. pęcherzyka żółciowego, bo i koszty tego zabiegu są niewielkie, a i pacjent nie musi długo leżeć na oddziale. Z drugiej strony, nie wiedzieć czemu, taki model szpitala jest preferowany przez NFZ. Od nas wymaga się na dyżurze dwóch anestezjologów, a w niepublicznych placówkach, nie ma o tym ani słowa - wymienia G. Puzoń. W bardzo podobnym tonie wypowiada się P. Zdunek. - Jeśli ośrodki niepubliczne zaczną przyjmować wszystkich pacjentów, także tych z chorobami wymagającymi specjalistycznej opieki, to wtedy będzie można mówić o rzeczywistej konkurencyjności. Póki co, nie ma tam oddziałów, które są bardzo potrzebne, a niezwykle kosztowne w utrzymaniu. Jeżeli w sprzęcie wartości 5 mln zł muszę usunąć awarię za 940 tys. zł, to już wiadomo skąd biorą się problemy finansowe placówek publicznych. W szpitalach prywatnych rezygnuje się z drogich usług i drogiej aparatury, bo to nieopłacalne. Między nami nie może więc istnieć konkurencyjność - przekonuje Piotr Zdunek.
Pomóż w rozwoju naszego portalu