Zarabianie na holokauście
Reklama
Od dłuższego czasu niektórzy autorzy żydowscy w Stanach Zjednoczonych (w tym kilku znanych rabinów) występują z publiczną krytyką tzw. Shoah-business,
czyli eksploatowania holokaustu w celach komercyjnych. Rzeczpospolita
z 26 kwietnia zamieściła bardzo ciekawy wywiad na ten temat ze znanym
żydowskim politykiem z USA, autorem wielu książek - Normanem G. Finkelsteinem.
Autorem przeprowadzonego w Nowym Jorku wywiadu pt. Kto czerpie korzyści
z holokaustu? jest Krzysztof Darewicz. Wywiad zawiera treści alarmujące
dla polskiego czytelnika. Dr Norman G. Finkelstein ostrzega bowiem,
że Światowy Kongres Żydów (WJC) za pośrednictwem swej agencji - Żydowskiej
Konferencji Roszczeniowej (JCC) chce doprowadzić do wyciągnięcia
z Polski kilkudziesięciu miliardów dolarów tytułem odszkodowań za
mienie żydowskie. Byłaby to praktyka rujnująca polską gospodarkę,
która i tak stanie, począwszy od 2001 r., przed koniecznością spłaty
coraz większych odsetek od długów zaciągniętych przez rządy komunistyczne.
Ostrzeżenia Finkelsteina pod adresem Polaków zasługują na bardzo
wnikliwe ich rozpatrzenie i natychmiastowe wyciągnięcie wniosków (zwłaszcza przez polskich parlamentarzystów). Pamiętajmy, że Finkelstein
dobrze zna się na tym temacie - przygotowuje właśnie książkę The
Holocaust Industry: The Abuse of Jewish Victims (Jak z odszkodowań
dla żydowskich ofiar holokaustu uczyniono dochodowy interes).
Finkelstein w oparciu o swoje badania wskazał na dość szczególne
metody postępowania WJC i JCC. Okazało się że, z wcześniej przyznanego
przez Niemcy miliarda dolarów odszkodowań dla osób, które nie kwalifikowały
się do dożywotnich rent JCC zatrzymała aż 85% dla celów nie związanych
z odszkodowaniami dla ofiar. Nawet zaś te 15% "JCC rozprowadziła
głównie wśród wybitnych żydowskich przywódców z czasów II wojny światowej
i rabinów, czyli faktycznie własnych działaczy", podczas gdy &
quot;zwykłe ofiary dostały jakieś promile".
Taktykę JCC dobrze ilustruje, według Finkelsteina, to, że
nie naciskała na żadne odszkodowania wobec Żydów ze strony banków
amerykańskich, choć Żydzi z Europy Środkowej ulokowali tam przed
wojną nie mniej oszczędności niż w bankach szwajcarskich. Wybrano
naciski na słabszych. Jak pisze Finkelstein, "cały atak skoncentrowano
na Szwajcarach. Najpierw z żądaniem odszkodowań wystąpiły WJC i JCC.
Następnie adwokaci z USA złożyli przeciwko bankom szwajcarskim pozwy
zbiorowe w sądach. Potem do działań tych dołączył rewident finansowy
Nowego Jorku - Alan Havesi, jedna z najbardziej wpływowych postaci
w świecie amerykańskiej finansjery, który zagroził Szwajcarii sankcjami
ekonomicznymi. Następnie odbyły się przesłuchania w komisjach bankowych
Kongresu i Senatu, a na końcu do akcji wkroczył zastępca sekretarza
stanu - Stuart Eizenstat, mający za sobą autorytet amerykańskiego
rządu. Pod taką presją Szwajcarzy bardzo szybko zgodzili się na audyt
kont (...). WJC i JCC domagają się odszkodowań w imieniu ofiar holokaustu,
ale pieniądze zostawiają sobie. W sierpniu 1998 r. WJC i adwokaci
zmusili banki szwajcarskie do podpisania ugody, na mocy której banki
zostały zobowiązane do wypłacenia odszkodowania o łącznej wartości
1,25 mld dol. Mamy kwiecień roku 2000 i żadna z ofiar nie dostała
jeszcze ani grosza. Dlaczego? Czy czeka się, aż wszystkie ofiary
umrą?"
Finkelstein wskazał na swoistą metodę postępowania Światowego
Kongresu Żydów (WJC), mówiąc: "Gdy WJC domagał się odszkodowań,
a Szwajcarzy proponowali poczekać na wyniki audytu kont, argumentem
strony żydowskiej było to, że nie ma czasu, bo potrzebujące ofiary
holokaustu wymierają z dnia na dzień. A kiedy już WJC osiągnął swój
cel, owa presja czasu znikła. WJC ma teraz mnóstwo czasu, bo ma już
pieniądze".
Finkelstein ostro napiętnował również oszukańcze metody
stosowane przez Żydowską Konferencję Roszczeniową (JCC), świadomie
zawyżającą liczbę byłych robotników przymusowych narodowości żydowskiej,
którym należą się odszkodowania od Niemiec - według JCC, ma ich żyć
ok. 135 tys. Finkelstein podkreśla, że "historycy holokaustu
szacują, że w maju 1945 r. ocalałych Żydów, którzy wykonywali pracę
niewolniczą, było od 50 do maksimum 100 tys. Skąd więc wzięła się
liczba 135 tys.?" (dodajmy - w 45 lat po 1945 r. gdy w międzyczasie
tak wiele byłych ofiar umarło). Zdaniem Finkelsteina, gdy JCC wezwie
poprzez ogłoszenia uprawnionych do pobrania odszkodowań to "
osób takich dziś nie będzie więcej niż 20 tys., a jeśli do tego JCC
odrzuci część podań pod różnymi pretekstami, np. niepełnej dokumentacji,
to faktycznie wypłaty dotrą może do 10 tys. osób. Reszta pieniędzy
zostanie dla WJC. Dlatego uważam, że żydowskie organizacje robią
z holokaustu intratny interes. Jestem temu zdecydowanie przeciwny. (...) to uwłacza pamięci i godności milionów Żydów, którzy padli ofiarą
zagłady".
Według Finkelsteina: "Polacy są kolejni na liście.
Strategia, która została przetestowana w przypadku Szwajcarii i Niemiec,
będzie wykorzystana do wyłudzenia od Polski gigantycznych odszkodowań.
To ma być <wielki finał>. <Wielki> dlatego, że organizacje
żydowskie zażądają o wiele większych pieniędzy niż od kogokolwiek
dotąd (podkr. - J.R.N.). (...) W przypadku Polski mówi się już o
mieniu żydowskim wartym kilkadziesiąt miliardów dolarów. Ta akcja
już się zaczęła. Złożone zostały pozwy, do polskich władz płyną listy
od kongresmanów, o ile wiem, do Warszawy wybiera się też wkrótce
Alan Havesi. Wniosek o przesłuchania w Kongresie został już złożony,
a potem znów do działania przystąpi Stuart Eizenstat itd.
Ojciec mojej matki miał przed wojną w Polsce sklep tytoniowy,
a ojciec ojca mały tartak. (...) choć teoretycznie jestem legalnym
spadkobiercą, nigdy by mi do głowy nie przyszło domagać się zwrotu
tego mienia. Powiem szczerze - moi rodzice nienawidzili Polaków,
tak samo jak Niemców (...). Wiem jednak, że moi rodzice nigdy nie
zgodziliby się, żeby w imię zadośćuczynienia wyrzucić z ich dawnych
majątków mieszkających tam teraz Polaków. (...) Oczywiście, jest
w Polsce niewielka społeczność żydowska i bez żadnych wątpliwości
ludziom tym należy się zwrot części dawnego mienia żydowskich gmin,
synagog, cmentarzy, szkół. Ale czy każdej synagogi, szkoły czy szpitala?
Czy kilku tysiącom ludzi potrzebna jest infrastruktura, która kiedyś
służyła kilku milionom polskich Żydów? Co zaś do prywatnego mienia,
to z wyjątkiem niezbicie udokumentowanych roszczeń ten rozdział powinien
być zamknięty. Ogromna większość byłych właścicieli i tak już nie
żyje, jakim prawem więc WJC i adwokaci mówią o kilkudziesięciu miliardach
dolarów, skoro ocalała garstka?
Polskie władze nie powinny podejmować negocjacji z szantażystami.
Zwłaszcza że oni w dużym stopniu blefują i czekają, jaka będzie reakcja.
Gdy raz się ustąpi, to wcześniej czy później pojawią się kolejne
roszczenia. Niemcy już wcześniej zapłaciły ponad 100 mld dol. Żydom
i teraz znów musiały zapłacić. Jeśli Polska pójdzie na jakieś ustępstwa,
to jestem pewien, że za jakiś czas, gdy Polska stanie się zamożniejsza,
WJC ponownie zjawi się z wyciągniętą ręką. Przewodniczący WJC Edgar
Bronfman lata swym prywatnym odrzutowcem i twierdzi, że potrzebuje
pieniędzy dla <biednych> ofiar. Ja bym mu odpowiedział: <
Proszę pana, ma pan własny majątek o wartości ponad 3 mld dol., dlaczego
się pan nie podzieli nim z ofiarami, starczy aż nadto. Niech pan
zostawi Polskę w spokoju>".
Inteligencja po Katyniu
W Życiu z 13 kwietnia - ogromnie interesująca rozmowa Cezarego Michalskiego z prof. Jackiem Trznadlem pt. Inteligencja po Katyniu. Michalski, mówiąc o pewnych różnicach w podejściu Niemiec i Rosji do Polaków, stwierdził, że "Niemcy chcieli stworzyć społeczność bez odrębnej kultury i własnych elit. Tymczasem Rosjanie postanowili dokonać gruntownej wymiany polskiej elity inteligenckiej". Odpowiadając na te uwagi, Michalskiego, prof. Trznadel ocenił, iż "pomysł rosyjski był o wiele bardziej brutalny. Niemcy bardzo wcześnie zaczynają przeprowadzać rozstrzeliwania ludzi z łapanek, albo spośród więźniów podejrzewanych o współudział w ruchu oporu, w którym był wysoki udział inteligencji. Natomiast polscy oficerowie wzięci do niewoli przez Niemców przeżyli wojnę w oflagach. W tym samym momencie, kiedy mordowano oficerów w Katyniu, deportowano spod okupacji rosyjskiej - do Kazachstanu i na północ - rodziny tych ludzi. Wywieziono zatem jednocześnie kilkadziesiąt tysięcy członków rodzin polskiej inteligencji; żony, rodziców, dzieci ofiar Katynia. Co najmniej jedna czwarta tych ludzi nie przeżyła wywózki. A nie mówię w tym momencie o innych falach deportacji, które sięgnęły liczby miliona osób. (...) Proszę też zważyć, że ofiary Katynia (Kozielsk), Charkowa (Starobielsk), Tweru (Ostaszków) to nie byli tylko zawodowi wojskowi, ale oficerowie i podoficerowie rezerwy, czyli właśnie inteligenci. Czapski wspominał, że tylko w jednej grupie więźniów selekcjonowanych do egzekucji doliczył się 50 profesorów wyższych uczelni; uniwersytetów, akademii medycznych, wyższych szkół technicznych. Był taki warszawski instytut naukowy, którego kadrę rozstrzelano wówczas prawie w całości, bo ci ludzie, jako oficerowie i podoficerowie rezerwy, znaleźli się w jednostkach polskich wycofujących się na Wschód. Tam byli adwokaci, lekarze, pisarze. (...) Zlikwidowano warstwę, którą Florian Znaniecki nazwał warstwą przywódców duchowych. A później poprzez działania w kulturze, wypełniano intensywnie miejsce <zwolnione> przez ofiary Katynia zupełnie innymi ludźmi i treściami. Już od 1939 r. we Lwowie, a od 1945 r. w całym kraju, różne grupy w rodzaju <Kuźnicy> zajmowały się udowadnianiem, że wszystko to, co reprezentowała sobą polska inteligencja do 1939 r., powinno iść na śmietnik historii. (...) Poza tym istniały rodziny tych tysięcy zamordowanych. Te rodziny się bały. (...) Cała ta inteligencja staje się warstwą drugiej kategorii. Bowiem, jeśli ci ludzie się boją, to nie pchają się do różnego typu aktywności publicznej, starają się ukryć, pozostać na uboczu, żeby uniknąć dalszych prześladowań. (...) A kto dochodzi do głosu? Poprzez odpowiednie filtry awansu społecznego promuje się ludzi posłusznych. (...) Wykorzeniono w polskiej inteligencji poczucie odpowiedzialności wobec społeczeństwa, aktywizm, poczucie zobowiązania, spójni z własną wspólnotą historyczną - to wszystko, co cechowało ją przez wiek XIX i aż do 1939 r.".
Młodzi Wielkorusi
A jak wygląda stosunek młodych moskwian do tradycji imperialnych, w imię których popełniono zbrodnię katyńską? Szokującą odpowiedź na ten temat przyniósł niedawny sondaż Rosyjskiego Centrum Socjologii i Badań, przeprowadzony wśród 1600 licealistów w wieku 14-17 lat. Według Rafała Kosinia: Kto czyta nie błądzi (Najwyższy Czas z 15 kwietnia), ponad połowa moskiewskiej młodzieży chciałaby powrotu do dawnych granic swego państwa - z czasów Związku Radzieckiego lub carskiej Rosji. Najwięcej młodych moskwian, trochę ponad jedna czwarta (28,7%), pragnie powrotu Wielkiego Cesarstwa, obejmującego również Polskę i Finlandię. Co o tych danych powiedzą specjaliści z SLD-owskiej Trybuny na czele z b. premierem PRL - M. F. Rakowskim, tak skorzy do obciążania Polaków winą za złe stosunki z Rosją?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
