Antykatolicka prowokacja
Daniel Pawłowiec w tekście Antykatolicka prowokacja (Nasz Dziennik z 17 czerwca) opisał oburzający, bluźnierczy wyskok Gazety Wyborczej z 16 czerwca. Dla celów reklamowych i merkantylnych (reklamy Plus GSM) Gazeta Wyborcza wykorzystała motyw serca otoczonego cierniową koroną z płomieniami miłości, umieszczając je na niewłaściwym miejscu, jako wytatuowane na ramieniu. Stanowczo potępił metody Wyborczej bp Edward M. Frankowski (por. Protest, Nasz Dziennik z 17 czerwca), pisząc m.in.: "Skonstruowanie takiej reklamy jest prowokacją i obrazą uczuć religijnych wszystkich katolików. (...) Najwidoczniej liberałowie spod znaku Gazety Wyborczej chcą nas stopniowo przyzwyczajać do lekceważenia największych naszych świętości. Dla nich Najmiłosierniejsze Serce Jezusa nic nie znaczy. Najwyżej może posłużyć do nabijania kasy Gazecie Wyborczej, Plus GSM i Grafitti Plus". Wiceprezes wydawnictwa Agora SA, wydającego Wyborczą - Piotr Niemczycki próbował zaprzeczać w swej odpowiedzi faktowi świadomego obrażania uczuć wiernych. Zmuszony był jednak do przeproszenia za umieszczenie tego typu "reklamy" i obiecania, że redakcja będzie starała się uniknąć "podobnego błędu" w przyszłości.
Jak "Wyborcza" walczy z religią
Reklama
Krystian Brodacki w Tygodniku Solidarność z 7 lipca (tekst Nabijanie w religię) obszernie opisał perfidne metody systematycznego " podgryzania" religii i Kościoła na łamach Gazety Wyborczej. Pisał, że w Wyborczej szeroko opisuje się wszystkie pielgrzymki papieskie, przedrukowuje niektóre homilie i ważniejsze dokumenty kościelne tak, że: "W natłoku tych tekstów czytelnik-nowicjusz nie zauważa być może, iż sąsiadują one z artykułami czy recenzjami antychrześcijańskimi, antykościelnymi, antypapieskimi". Brodacki pisał o stosowanej w GW metodzie przeciwstawiania jednych duchownych, księży i hierarchów - innym, popularyzowania głosów otwarcie przeciwstawiających się stanowisku Papieża wobec celibatu, aborcji czy teologii wyzwolenia, głosów bagatelizujących zagrożenia ze strony sekt (m.in. tekst T. Boguckiej z 24/25 czerwca Nie sekujmy sekt). Według Brodackiego: " Przez stosowny dobór tematów, bohaterów i cytatów Gazeta otwarcie występuje przeciw chrześcijaństwu i Kościołowi, zwłaszcza w artykułach poświęconych kulturze. (...) Zachwyt Gazety budzi poezja, w której Bóg występuje jako ´nic, które jest w górze´; proza, w której na Boże Narodzenie bohater udziela ślubu psom, mówiąc: ´co człowiek złączył, pies niech nie rozdziela´".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Oszczerstwa "Wyborczej" obalone przez prokuraturę
Waldemar Moszkowski w artykule Oszczerstwa "Wyborczej" według "
Wyborczej" (Nasz Dziennik z 1-2 lipca) skomentował werdykt prokuratury
toruńskiej w sprawie oskarżeń wysuniętych przeciw prof. Ryszardowi
Benderowi z powodu jego audycji w Radiu Maryja z 13 stycznia br. (zarzut rzekomego "kłamstwa oświęcimskiego").
Prokuratura uznała, że przytoczone przez oskarżycieli cytaty
z wypowiedzi prof. Bendera zostały zafałszowane, "wyrwane z kontekstu
i ich sens był w rzeczywistości inny". Podstawą fałszywych oskarżeń
przeciw prof. Benderowi były uprzednie deformacje i oszczerstwa Wyborczej.
Według Moszkowskiego, "redaktorzy gazety Michnika (wg Naszego Dziennika)
byli wyłącznie zainteresowani takim kontynuowaniem oszczerstw, aby
wywołać ostracyzm ´towarzysko-intelektualny´ wokół cenionego w środowisku
światłych Polaków profesora".
Przeciw nadużywaniu oskarżeń o "antysemityzm"
Reklama
Ostatnie parę miesięcy to prawdziwa "czarna seria" Gazety Wyborczej,
coraz częściej wpadającej w ton oszczerstw i kalumni. Typowym produktem
tego typu był publikowany na łamach GW z 21 maja tekst Sergiusza
Kowalskiego ze Stowarzyszenia "Otwarta Rzeczpospolita - Idą, idą,
krzycząc ´Polska´, pełen oszczerczych zarzutów antysemityzmu pod
adresem różnych czasopism i paru znanych intelektualistów (m.in.
prof. Ryszarda Legutki i Cezarego Michalskiego). Krytyki skierowane
w związku z tym do Wyborczej zmusiły S. Kowalskiego do przeproszenia
obu intelektualistów oraz Życia i Nowego Państwa za bezpodstawne
oskarżenie ich o antysemityzm. Postępowanie Wyborczej spowodowało
list - protest grupy 19 intelektualistów (m.in. abp. J. Życińskiego,
bp. Pieronka, o. dr. M. Zięby, prof. J. Kieniewicza, prof. M. Dzielskiej),
stwierdzający m.in., iż: "publikowanie tekstów, które zawierają ewidentne
pomówienia, odwoływane następnie pod naciskiem krytyki, podważa wiarygodność
nie tylko autora, ale także publikującej jego teksty gazety". Cała
sprawa zyskała szeroki rezonans. Piotr Semka pisał w komentarzu Zabawa
w pastuszka (Życie z 1 lipca): "List intelektualistów protestujących
przeciw instrumentalnemu wykorzystywaniu oskarżeń o antysemityzm
to wydarzenie, które wymaga specjalnej uwagi. (...) Po raz pierwszy
w polskim życiu publicznym zwrócono uwagę na to, że troska związana
z występowaniem antysemityzmu może wiązać się z pomówieniami i atmosferą
polowania na czarownice. (...) Czy walka z antysemityzmem nie bywa
wygodną formą dla walki idei lewicowo-liberalnych z konserwatywnymi?
Historia znała już podobny casus: walkę z faszyzmem. (...) W imię
walki z faszyzmem tworzono atmosferę terroru moralnego, dzięki której
tak niewielu intelektualistów zadawało pytania o terror w ZSRR".
Problem ten podniósł również Rafał A. Ziemkiewicz na
łamach Życia z 3 lipca w tekście Łowcy antysemitów.
Ziemkiewicz pisał: "Stowarzyszenie ´Otwarta Rzeczpospolita´
wybrało sobie nazwę nader perfidnie. W istocie bowiem powstało ono
po to, by zamykać. Na razie zamierza zamykać tylko redakcje, ale,
jak uczy historia, stąd już prosta droga do zamykania redaktorów...". Komentując oszczercze wystąpienie S. Kowalskiego na łamach Gazety
Wyborczej przeciw prof. R. Legutce i C. Michalskiemu, Ziemkiewicz
przypomniał: "Przeciwko insynuacjom Kowalskiego wystąpiło z protestacyjnym
listem kilkanaście szacownych osób, w tej liczbie jeden arcybiskup,
jeden biskup, ceniony duchowny-publicysta oraz kilku profesorów.
Wyborcza, bynajmniej tym nie speszona, piórem niejakiego Maleszki
stwierdziła u protestujących ´złą wolę´ i powtórzyła insynuacje raz
jeszcze. Rzecz oczywista! Wiadomo, że cały przydział uczciwości i
racji na Polskę znajduje się w posiadaniu redaktora Michnika, którego
moralna wyższość nad otoczeniem udziela się współpracownikom. Kto
się ośmiela z nimi polemizować, musi być z zasady nikczemny, kimkolwiek
by był. (...) ludzie pokroju pana Kowalskiego... rozszerzają listę
wrogów do absurdu, by ubabrać w antysemityzmie ideowych przeciwników".
Tropiciele antysemityzmu
Metody Gazety Wyborczej i reprezentanta Stowarzyszenia "Otwarta Rzeczpospolita" Sergiusza Kowalskiego ostro potępił Bronisław Wildstein w tekście Inkwizytorzy antysemityzmu (Nowe Państwo z 7 lipca). Wildstein pisze, że działania publicystów Wyborczej "skłaniają do podejrzenia, że antysemityzm staje się orężem do walki z prawicą (...) pojęcie antysemityzmu zostaje tak rozmyte, że traci swój złowrogi wymiar, a co więcej - staje się oczywiste, że zaczyna ono odgrywać rolę młota do rozbijania głowy przeciwnikom (...). Mamy w Polsce iluś specjalistów od tropienia antysemityzmu, dla których jest on jedynym zagrożeniem współczesnej Polski, a poszukują go z iście inkwizycyjnym żarem. Potrafię zrozumieć takie działanie wśród ludzi, którzy przeżyli holocaust (...). Tylko że działanie ufundowane na najsłuszniejszych nawet urazach jest najgorsze z możliwych. W Polsce może ono przynieść skutki odwrotne do zamierzonych".
Milczenie o napaściach na kościoły
Zajadłe tropienie "antysemityzmu" idzie w parze z przemilczaniem
najskrajniejszych nawet wybryków antypolonizmu czy antychrześcijańskiego
wandalizmu. Pamiętamy, jak wielki rezonans nadano parę miesięcy temu
sprawie antyżydowskiego napisu na domu Marka Edelmana w Łodzi. W
związku z napisem publicznie protestował premier RP Jerzy
Buzek, protestował PEN-Club i różne inne szacowne gremia. Napis przypuszczalnie
został wykonany przez jakiegoś prowokatora dla odwrócenia uwagi od
skrajnych przejawów fanatyzmu antychrześcijańskiego w Izraelu w czasie
ówczesnej wizyty Ojca Świętego (ohydne antychrześcijańskie napisy
na płycie "dobrze strzeżonego" przez izraelską policję lotniska,
publiczne wyklinanie Papieża przez żydowskich fanatyków etc.). Podejrzenie
budzi już sam fakt rzekomego podpisania obelżywego napisu na domu
Edelmana przez NOP (Narodowe Odrodzenie Polski). Anonimowi sprawcy
na ogół nie podpisują się pod nikczemnymi tekstami. NOP zdecydowanie
zaprzeczył uczestniczeniu w tym procederze i wezwał prokuraturę do
wykrycia prawdziwych sprawców napisu. Bezskutecznie! Parę tygodni
temu dokonano haniebnej napaści na kościół Księży Salezjanów w tejże
samej Łodzi. Czterech sprawców zbezcześciło świątynię, w biały dzień
pobiło tamtejszego księdza i paru wiernych. Sprawcy byli znani, na
szczęście schwytano ich na gorącym uczynku. A jaki był rezonans całej
sprawy w mediach? Na próżno szukałem śladowej choćby informacji na
ten temat w tak gorliwie nagłaśniających wszelkie najdrobniejsze
nawet przejawy domniemanego antysemityzmu (vide np. sprawa rzekomego
incydentu w Majdanku) Programach Pierwszym i Drugim publicznej telewizji.
O sprawie poinformowały gazety codzienne, od Rzeczpospolitej po Nasz
Dziennik i Życie, choć znów nie doszukałem się nawet śladu informacji
na ten temat w mającej największy nakład Gazecie Wyborczej. Sprawę
ilustrującą podobnie szokujące zachowanie najbardziej popularnych
polskich mediów opisał ks. Andrzej Turek w Tygodniku Powszechnym
z 2 lipca (tekst Boży maklerzy). Według jego artykułu: "Od początku
obecnego roku na Sądecczyźnie miało miejsce już osiem brutalnych
napadów na plebanie. Mieszkania duchownych są plądrowane, a sami
księża poddawani fizycznym i psychicznym torturom: wiązanie, kneblowanie,
bicie, łamanie kończyn, polewanie żrącą substancją, groźby trwałego
okaleczenia lub spalenie żywcem. Sprawcy owych napadów pozostają
nieznani. Zdaniem niektórych duchownych, jest symptomatyczne, iż
zwykle tak gorliwe w tropieniu wszelkiej sensacji media nie okazują
w tym przypadku większego zainteresowania (...). Sami księża, zwłaszcza
starsi, twierdzą, że (...) za napadami kryją się przeważnie byli
ubowcy, którzy chcą dalej poniewierać swoich naturalnych ´wrogów´".
Murzyni przelicytowują Żydów
Rafał A. Ziemkiewicz opisuje w Gazecie Polskiej z 28 czerwca
2000 r. w artykule pt. Kunta Kinte chcieć kasy, jak Murzyni zaczynają
przelicytowywać amerykańskich Żydów rozmiarami swych roszczeń finansowych: "
Dobry biznes znajduje naśladowców. Kilka amerykańskich organizacji
żydowskich pokazało, że można zarobić wielkie pieniądze na wymuszaniu
haraczu od banków, firm ubezpieczeniowych oraz rządów za to, że się
ich nie nazwie antysemitami. Oczywiście, nie zostało to tak sformułowane
- formalnie chodzi o odszkodowania dla ofiar holocaustu. Tylko prawie
nikt nie ma odwagi rzec na głos, że owych odszkodowań domagają się
i je wymuszają ludzie nie mający do nich żadnego prawnego ani moralnego
tytułu, wprawdzie tego samego pochodzenia, co ofiary narodowego socjalizmu,
ale zupełnie z nimi nie związani, raczej będący spadkobiercami tych,
którzy cierpienia swych współplemieńców zza oceanu starali się w
czasie wojny oraz długi czas po niej tuszować i bagatelizować.
Skoro udaje się Żydom, czemu nie miałoby się udać i nam,
pomyślało paru nie w ciemię bitych Murzynów i wystąpiło do Kongresu
Stanów Zjednoczonych o odszkodowanie za dziesięciolecia niewolnictwa
oraz dyskryminacji. Podobno wstępnie rzucono sumę czterech bilionów
dolarów (...). W każdym innym kraju na świecie autorów podobnego
pomysłu pewnie by zignorowano, w najlepszym razie wysłano do psychiatry.
Ale nie w Ameryce. Po pierwsze, jest precedens w postaci owej kasy
wyduszonej przez Żydów. Po drugie, Amerykanie współcześni od małego
wychowywani są w atmosferze histerycznego samobiczowania się za krzywdy
wyrządzone czarnym, czerwonoskórym, kobietom, pederastom, lesbijkom
i każdemu, kto tylko zażąda przeprosin. (...) A pomysł, żeby wszystkich
białych obciążyć jakimś specjalnym podatkiem na rzecz czarnych, zyskał
- oczywiście - wśród miejscowych Murzynów szerokie poparcie".