Reklama

Świadectwo Ojca Duvala (1)

Niedziela Ogólnopolska 8/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

"Przed wejściem do paryskiej Olimpii zamieszczono wielką fotografię o. Aime Duvala. Na scenie zwykłe krzesło, gitara i mikrofon. Koncert był bezpłatny. Napisałem wtedy - mówi
ks. Adam Boniecki - w moim dzienniku: ´Było to wielkie kazanie o miłości Pana Jezusa i o miłości człowieka, z którym Jezus się utożsamiał. Jezuita z gitarą mówił w najprostszych słowach o ludziach, których spotkał, o dzieciach, o alkoholikach, o modlitwie, w której trzeba prosić, bym zrobił dla mego nawrócenia tyle, ile zrobić mogę, a czego nie mogę, to już On...´ Na tym koncercie byłem z moją matką i kiedy zamyśleni wychodziliśmy z sali, mama powiedziała, że były to najlepsze rekolekcje w jej życiu".

* * *

Kim był Ojciec Duval? Nazywał się Lucien, a w domu wołano na niego Aime - Kochany. Mówił o sobie: jestem śpiewakiem, poetą, jestem jezuitą. Kiedy rozpoczął swą działalność apostolską w 1954 r., nazwano go misjonarzem barów. W 1957 r. Ojciec Duval osiągnął niebywały sukces. Tłum wypełniający do ostatniego miejsca paryską Gaumont Palace zgotował mu długotrwałą owację. W ciągu 23 lat przebył ok. 2 mln km, odwiedził 40 krajów, śpiewał w największych teatrach świata, pełen ewangelicznej prostoty. Jego orędzie nadziei wszędzie znajdowało wspaniały oddźwięk. A potem słynny Ojciec Duval zniknął ze sceny. Prasa milczała, jezuici coś bąkali o chorobie. On sam, który dobrze wiedział, co mówi, gdy wrócił znów na scenę, alkoholizm swój nazywał chorobą duszy.
W książce spisanej na podstawie zwierzenia jednej nocy Ojciec Duval mówi o swoim dramatycznym doświadczeniu i o tym, jak uratowali go ludzie z AA. Resztę życia poświęcił braciom alkoholikom. Zmarł w Metzu 30 kwietnia 1984 r. Niech fragmenty jego zwierzenia pomogą nam, ulegającym różnym słabościom, pokonać je. Byleśmy przekroczyli próg trwożliwego zakłamania, jak on, gdy wobec ludzi pokornie wyznał: " Nazywam się Lucien, jestem alkoholikiem."

Jest godzina 17.00. Nad miastem Metz zapada zimowa noc. Jutro wystąpię z koncertem w Genui. Przede mną magnetofon. Będzie mi potrzebny tej nocy. Od 23 lat, odkąd zawód włóczęgi i śpiewaka zajmuje mi noce, odczuwam przy pierwszych obrotach kół odrobinę wzruszenia. To zanurzenie w mrok i samotność podczas 12 nadchodzących godzin jazdy nie pozostawi mej duszy nietkniętej. Dusza wyjdzie z tego obciążona fragmentami odkrytych prawd.
Od 4. do 12. roku życia zaznałem wiele samotności. Jedyny spośród ośmiorga dzieci chodziłem do szkoły. Godzina samotności w jedną stronę i godzina w drodze powrotnej. Ta samotność była dla mnie dobrodziejstwem, ponieważ miałem czas wytworzyć w sobie kilka własnych przekonań. Przekonania te miały możliwość osadzać się powoli i służyć mi przez całe życie. Przekonanie, że Bóg jest dobry, przychylny dzieciom, że Jezus jest Jego dotykalną postacią. Tego przekonania, gdy nadszedł czas nieszczęść, nic nie zdołało zachwiać.
Dzisiejszej nocy zwierzę się Wam: jestem alkoholikiem, to znaczy, że nie istnieje już dla mnie od 14 lat wino, ani piwo, ani wódka. Opowiem Wam, jak się to stało i proszę Was, wierzcie mi, tak było w moim przypadku.
Był w mojej chorobie etap euforii w latach 1958-65. Alkohol pomagał mi w śpiewie, rozmyślaniu, modlitwie. Wino pomagało mi także w komponowaniu pieśni. Alkohol wyważał bramy milczenia, dawał mi odwagę, by wołać na cały głos. Nie mogłem pogodzić się z nędzą wielu ludzi, z ich poniżeniem, z ubóstwem. Miałem głębokie współczucie dla pokrzywdzonych. Natomiast na swoją nędzę i samotność miałem Jezusa i doskonale sobie radziłem przy Jego pomocy. Dziękuję, proszę się mną nie zajmować! Nieposkromione pragnienie, by wyprowadzać ludzi z nędzy, głupawa zuchwałość stawiania czoła nieszczęściu pod wszystkimi jego postaciami kazały mi przebyć dwa miliony kilometrów w 40 krajach.
Nie dostrzegłem zbliżania się choroby alkoholowej, gdy nadchodziła. Czułem, że coś zmienia się w moim umyśle, w moim zachowaniu się wobec alkoholu. Byłem na coś chory, ale nie wiedziałem, na co. Ta choroba rozwija się w ukryciu, w całkowitej nieświadomości. Podam przykład. Aż do 1968 r. pracowałem nad moimi pieśniami przy biurku. Podniecony komponowaniem. By sobie pomóc, popijałem od czasu do czasu łyk wina. Po upływie godziny butelka była pusta. Wtedy schodziłem do piwnicy po drugą butelkę. Po kilku godzinach, gdy dobrnąłem do końca, mogłem się położyć zadowolony z uczciwie wykonanej pracy. Urodziła się nowa piosenka! Nie myślałem o czterech pustych butelkach, które sprzątaczka rano wynosiła.
Ale nadszedł czas, gdy po pierwszej wypitej butelce odnosiłem ją pustą na dół, by zabrać drugą. W ten sposób przy końcu dnia znajdowała się tylko jedna pusta butelka w moim pokoju. Ta zmiana nawyku dokonała się zupełnie bezwiednie. Uprzytomnię sobie tę anomalię dopiero 10 lat później. Wszystkie racje, by mi przeszkodzić w wejrzeniu w siebie, były uzasadnione: możesz pić dużo, bo napocisz się w czasie koncertu. Nie musisz się troszczyć o swoją osobę. Twoim zadaniem jest uszczęśliwiać innych. Nie wiedziałem wówczas, że obojętnienie w stosunku do siebie (zdrowie, reputacja) jest oznaką poważnego zachwiania równowagi duchowej. Poza tym zbyt dużo spraw zabierało mi czas. Tyle listów. Listy przyjazne, wzruszające, błagalne, nieraz i złośliwe. Płakałem naprawdę. Mam wrażliwą duszę. Matko, ojcze, nie przygotowaliście mnie do znoszenia tego! Nie, to nie głupota innych sprawiła, że piłem, ani zmęczenie koncertami, ani osamotnienie uczuciowe. Powody picia są dużo głębsze i będę potrzebował lat, by się o tym przekonać.
W 1964 r. następuje bardzo poważne ostrzeżenie. Dałem trzy koncerty w Olimpii paryskiej w trudnych okolicznościach. W nocy trzeba było nagrywać A Bilbao, żeby płyta mogła być sprzedawana następnego wieczoru. A nazajutrz koncert. Był naprawdę piękny. Dziennikarze i przyjaciele uniemożliwili mi jedzenie i spanie. Byłem u kresu sił. Jak to wytrzymałem? Ponieważ jestem głupi i uparty, wytrzymałem tego trzeciego wieczoru w Olimpii, dlatego że wypiłem butelkę rumu. Wynik: na drodze do Hamburga, gdzie miał odbyć się koncert, wywiązało się ostre przesilenie krwotocznego zapalenia trzustki. O trzeciej nad ranem znalazłem się w szpitalu w Kolonii. Tam miałem przez cztery dni halucynacje. Mój impresario Anton powiedział: "Lucien, widziałem się z lekarzem. Ty jesteś poważnie chory". Na pożegnanie usłyszałem od lekarza: "Teraz koniec z alkoholem". A życie potoczyło się dalej.
Pewnego razu w Lucernie (Szwajcaria) poprosiłem lekarza o coś na uśmierzenie bólu w prawym boku. Zrobił mi zastrzyk z palfium. Koncert był piękny. Czy lekarz powiedział mi, że to alkohol? Nie. Innym razem w drodze na koncert znów znalazłem się w szpitalu. Wysiadło mi serce. Umieszczono mnie pod tlenem. Wszystkie moje złe stany fizyczne kładłem na karb przemęczenia. W 1965 r. zostałem umieszczony w szpitalu w Genewie z powodu zawału. Nie przychodziło mi na myśl, biorąc pod uwagę tę drobinę, którą wypiłem, że to alkohol jest przyczyną moich niedomagań. Potem znów koncerty. Poganiałem siebie. Kiedyś, stojąc za kurtyną, czułem, że ogarnia mnie dziwne zdenerwowanie. Podrażnienie dochodziło do kończyn. Lekarz dał mi dwa proszki. Czy powiedział mi, że to alkohol? Nie. Czy nie było przyjaciół, którzy mogliby mi powiedzieć prosto w oczy, że za dużo piję? Oczywiście, miałem przyjaciela, który nazywa się Noir. Towarzyszył mi w kilku krajach. Sądzę, że domyślał się. To był człowiek, któremu zależało na istnieniu ludzi wolnych. Odruchowo ukrywałem się przed nim, a on unikał tego tematu. Moim przyjaciołom jezuitom moja zła reputacja związana z chorobą alkoholową przeszkadzała, ale nie zdobyli się na to, by powiedzieć: Skończ z tym! Im bardziej milczeli, tym bardziej czułem się osamotniony i więcej piłem. Nie miałem wewnętrznej siły, oni również nie, żeby się uśmiechnąć i wciągnąć mnie do swego grona.
Musiałby się znaleźć głos obiektywny, neutralny, kompetentny, by powstał choć cień szansy, że zostanie usłyszany. Opowiem Wam, że istnieje przypadek, w którym te warunki występują łącznie i głos drugiej istoty ludzkiej może być dosłyszany.

CDN.

Na podstawie książki pt. "Dziecko i księżyc". Wydawnictwo Księży Marianów. Warszawa 1995.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Gietrzwałd: spotkanie rzeczników diecezjalnych

2024-04-24 11:09

[ TEMATY ]

rzecznik

BP KEP

W dniach 22-24 kwietnia br. w Gietrzwałdzie, w archidiecezji warmińskiej, spotkali się rzecznicy diecezjalni. Głównym tematem spotkania była dyskusja nad tworzeniem informacji o Kościele dla mediów oraz sposobem reagowania na aktualne wyzwania Kościoła w Polsce.

Sesje robocze dotyczyły przede wszystkim sposobu reagowania na aktualne wyzwania Kościoła w Polsce w zakresie komunikacji medialnej. Rzecznicy mieli również okazję zapoznać się szerzej z przepisami prawa prasowego dzięki ekspertom z tej dziedziny. Obrady odbywały się w Domu Rekolekcyjnym „Domus Mariae” w Gietrzwałdzie, przy Sanktuarium Matki Bożej Gietrzwałdzkiej.

CZYTAJ DALEJ

Bp Artur Ważny o swojej nominacji: Idę służyć Bogu i ludziom. Pokój Tobie, diecezjo sosnowiecka!

2024-04-23 15:17

[ TEMATY ]

bp Artur Ważny

BP KEP

Bp Artur Ważny

Bp Artur Ważny

Ojciec Święty Franciszek mianował biskupem sosnowieckim dotychczasowego biskupa pomocniczego diecezji tarnowskiej Artura Ważnego. Decyzję papieża ogłosiła w południe Nuncjatura Apostolska w Polsce. W diecezji tarnowskiej nominację ogłoszono w Wyższym Seminarium Duchownym w Tarnowie. Ingres planowany jest 22 czerwca.

- Idę służyć Bogu i ludziom - powiedział bp Artur Ważny. - Tak mówi dziś Ewangelia, żebyśmy szli służyć, tam gdzie jest Jezus i tam gdzie są ci, którzy szukają Boga cały czas. To dzisiejsze posłanie z Ewangelii bardzo mnie umacnia. Bez tego po ludzku nie byłoby prosto. Kiedy tak na to patrzę, że to jest zaproszenie przez Niego do tego, żeby za Nim kroczyć, wędrować tam gdzie On chce iść, to jest to wielka radość, nadzieja i takie umocnienie, że niczego nie trzeba się obawiać - wyznał hierarcha.

CZYTAJ DALEJ

Poligon świata i pokój serca

2024-04-25 07:30

[ TEMATY ]

felieton (Łódź)

Adobe Stock

Sporo jeżdżę po Łodzi: odwożę wnuczki ze szkoły do domu albo na zajęcia muzyczne. Dwa, trzy razy w tygodniu. Lubię to, chociaż korki i otwory w jezdniach dają nieźle popalić. Ale trzeba jakoś dzieciom pomóc; i na stare lata mieć z żoną poczucie przydatności. Poza tym: zakupy, praca – tak jak wszyscy. Zatem: jeżdżę, widzę i opisuję.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję