W ostatnich dniach tematem numer jeden stały się przeprowadzone przez lotnictwo amerykańskie i brytyjskie naloty bombowe na stolicę Iraku - Bagdad. Powodem ich są, według źródeł amerykańskich i brytyjskich, naruszenia przez reżim Saddama Husajna postanowień ograniczających Irak w dziedzinie militarnej, a wprowadzonych po wojnie w Zatoce Perskiej w 1991 r. Wojna ta była rezultatem najazdu wojsk irackich na Kuwejt i próby aneksji tego "naftowego państwa" przez Irak; zakończyła się wyparciem wojsk irackich z Kuwejtu i nałożeniem na Irak sankcji międzynarodowych pod auspicjami Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Waszyngton o nalotach na Bagdad
W komentarzach rozpowszechnianych pod tytułem CNN Transcripts przez amerykańską sieć telewizji informacyjnej CNN 17 lutego br. korespondent tej sieci w Waszyngtonie - M. Garrett stwierdził ostrożnie, że to, czy nalot na Bagdad był rzeczywiście "akcją rutynową", jak nazwał ją prezydent George W. Bush, stanie się niebawem przedmiotem oceny ze strony innych państw, zwłaszcza państw Środkowego Wschodu. Obserwują one bardzo uważnie działania USA wobec Iraku. Garrett napisał, iż należy otwarcie powiedzieć, że nowa administracja amerykańska ma inne spojrzenie na zapalne punkty Środkowego Wschodu niż administracja Clintona. Zasadnicza różnica polega na tym, że Bush zamierza poświęcić więcej uwagi Irakowi i Iranowi, a mniej zajmować się codziennymi aktami przemocy i jednoczesnymi rokowaniami w Izraelu i Palestynie. Garrett przypuszcza, że jednym z powodów takiego przesunięcia zainteresowań Białego Domu jest dawniejsze zaangażowanie głównych współpracow ników prezydenta Busha: Collina Powella i Condoleezzy Rice oraz doradcy handlowego Roberta Zoellicka w sprawy irackie od czasu wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r. Drugim (i zapewne ważniejszym - J.W.S.) powodem jest to, że Irak jest bardziej niż jakiekolwiek inne państwo tego regionu zdolny zagrozić bronią masowego rażenia: chemiczną bądź biologiczną i - prawdopodobnie - jądrową. Jednocześnie nowa administracja amerykańska zdaje sobie sprawę z tego, że niektóre państwa europejskie chciałyby już (z uwagi na własne interesy handlowe) złagodzić sankcje ONZ-owskie przeciw Irakowi. Podejmując ostre działania przeciw Saddamowi Husajnowi, Amerykanie chcą temu zapobiec. Według wiadomości kursujących w Waszyngtonie, najnowsze wydarzenia związane z Irakiem nie spowodują zmiany planów sekretarza stanu (ministra spraw zagranicznych) USA - Collina Powella, zapowiadającego odbycie podróży do krajów Środkowego Wschodu: Egiptu, Izraela, Zachodniego Brzegu Jordanu i Strefy Gazy, Jordanii, Syrii, Arabii Saudyjskiej i Kuwejtu.
Naloty na Bagdad wywołały rozdźwięki między państwami zachodnimi
W serwisie tekstowym radia i telewizji brytyjskiej "BBC Online" 18 lutego br. ukazał się komentarz pt. Alianci zachodni podzieleni w sprawie Iraku. Czytamy w nim, że dwa państwa członkowskie NATO: Francja i Turcja potępiły ostatnie naloty na Bagdad. W Paryżu stwierdzono, że utrudni to poszukiwanie rozwiązań pokojowych. Premier Turcji Bulet Ecevit posunął się nawet do upomnienia Waszyngtonu i wezwania USA, aby zrewidowały swoją politykę wobec Iraku. BBC podkreśla, że tym razem dwa państwa NATO-wskie przemówiły jednym głosem z państwami arabskimi, gdzie krytyka nalotów jest szczególnie ostra; minister spraw zagranicznych Egiptu powiedział: "Naloty są poważnym krokiem negatywnym, którego nie możemy zaakceptować i którego powodów nie rozumiemy". Krytyczny głos odezwał się również z Rosji. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało oświadczenie stwierdzające, że naloty " obciążają i tak niepewną sytuację na Środkowym Wschodzie i w Zatoce Perskiej".
Pomóż w rozwoju naszego portalu