Jest już coś takiego w naturze człowieka, że lubi świętować. Może
po to, by jakoś urozmaicić swoją nie najciekawszą codzienność; może
po to, by przypomnieć sobie o sprawach ważnych, które jednak mogą
zostać zapomniane wśród trosk powszednich. Świętujemy więc różne
wydarzenia i ich rocznice, wracamy wspomnieniami do przeszłości;
nieraz uczymy się na popełnionych błędach. Takie powroty do wydarzeń
sprzed lat sprzyjają najróżniejszym przemyśleniom i podsumowaniom.
Jubileusz to słowo bardzo często związane właśnie ze świętowaniem.
Obchodzimy więc rocznice urodzin, zakończenia szkoły, jubileusze
małżeńskie czy wspomnienia innych wydarzeń, które wywarły poważny
wpływ na nasze życie. I dobrze, że się tak dzieje. Wszelkie jubileusze
są bowiem dobrą okazją do dokładniejszego przyjrzenia się sobie i
swojej przeszłości. Mogą nas skłaniać do wdzięczności, a także do
jakichś konkretnych postanowień na przyszłość.
Przed dwoma laty obchodziliśmy Rok Jubileuszowy - świętowaliśmy
dwa tysiąclecia chrześcijaństwa. Było wiele nabożeństw, rozważań
o tym, co za i przed nami. Były odpusty, postanowienia. Może warto
by wrócić myślą do tych wydarzeń; może warto by zapytać, czy ten
czas łaski wydał w moim życiu konkretne owoce.
Umieszczając jednak w tytule dzisiejszego felietonu słowo
jubileusz myślałem o innym wydarzeniu. Dwadzieścia pięć lat - to
dużo i mało; zależy, czy myślimy o życiu jednego człowieka, czy historii
świata. Ale ten "srebrny jubileusz" to dwadzieścia pięć lat pielgrzymowania
z Rzeszowa na Jasną Górę. Już za kilka dni po raz kolejny - dwudziesty
piąty właśnie - sprzed rzeszowskiej fary wyruszą pielgrzymi, by asfaltowymi
drogami i polnymi szlakami zdążać do tronu Jasnogórskiej Pani, naszej
Matki i Królowej. Dziesięć dni - może w słońcu i spiekocie, może
w chłodzie i deszczu - będą wędrować rozważając wszelkie dary i łaski,
jakich było dane nam doświadczyć przez to ćwierćwiecze właśnie dzięki
temu, że wciąż nie brakowało ludzi gotowych ofiarować Maryi i Jej
Synowi swój trud pielgrzymi. Wiele się przez te lata zmieniło i w
kraju i w Kościele; może wystarczy wspomnieć choćby to, że w tym
czasie Rzeszów stał się siedzibą biskupią, powstała diecezja rzeszowska.
Ile pokoleń niosło swoje radości, troski i nadzieje tam, gdzie jest "
Matka, która wszystko rozumie, która sercem ogarnia każdego z nas"
. Jakich owoców orędownictwa Maryi doświadczyli w swym życiu ci,
którzy zawierali małżeństwo w dniu rozpoczęcia pielgrzymki? Jak bardzo
pielgrzymowanie zmieniło losy tych, którzy nie bali się wędrować
z Bogiem? Ile zaniesionych do Częstochowy trudnych spraw znalazło
szczęśliwe rozwiązanie? Trudno jest znaleźć odpowiedzi na te pytania;
na zawsze pozostaną one tajemnicą serc. Ale mamy tę pewność, że ofiara
pielgrzymowania nie pozostaje bez odpowiedzi; Matka nie zapomina
o dzieciach, które z ufnością do Niej zdążają.
Przypomnijmy, że pielgrzymowanie ma bardzo starą tradycję
sięgającą czasów Starego Testamentu. Każdy Izraelita miał obowiązek
w określone święta stawić się w świątyni Pańskiej. W czasach Nowego
Przymierza bardzo rozpowszechniło się pielgrzymowanie do miejsc związanych
z życiem i działalnością Jezusa, a później świętych. Pielgrzymowano
do ich grobów, jak również do miejsc słynnych ze szczególnych łask
- cudów, które były tam udzielane wiernym. Szczególnie w czasach
średniowiecza pielgrzymowanie stało się jedną z bardzo popularnych
form pobożności. Włączając się dziś w ruch pielgrzymkowy nawiązujemy
do wielkiej tradycji Kościoła powszechnego.
Jeśli wybieramy się więc na pielgrzymi szlak, bądźmy ufni
we wstawiennictwo Niepokalanej; jeśli pozostajemy w domach, towarzyszmy
pielgrzymom naszą modlitewną pamięcią; wspierajmy duchowo tych, którzy
idą orędować za nami wszystkimi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu