Eksponowanie niemieckiego polakożercy
Reklama
W Magazynie Tygodniowym dziennika Trybuna z 20 grudnia 2003 r. czytamy prawdziwie szokujący tekst Piotra Zaborowskiego pt.: Śmigło z mózgu o tym, jak się w Polsce
popularyzuje skrajną polakożerczą brechtę. Chodzi o wystawioną w centrum Wrocławia przy ulicy Świdnickiej w witrynie jednej z największych księgarni miasta
książkę zapamiętałego wielbiciela Hitlera, niemieckiego pilota Heinza Knokego: Walczyłem dla Führera. W polskiej księgarni nie wahano się eksponować książki jednoznacznie oszczerczej i kłamliwej,
zrzucającej winę za wywołanie drugiej wojny światowej na Polaków i ich niebywałe „okrucieństwo” wobec Niemców. Autor Trybuny przytoczył skrajne polakożercze fragmenty
książki Knokego, który twierdził, że okrucieństwa Polaków w 1939 r. „względem niemieckiej mniejszości stanowią dziś przerażającą lekturę. Codziennie na terytorium, które było kiedyś
częścią Niemiec, masakrowane są tysiące Niemców. Kolejne tysiące napływają każdej godziny do Rzeszy, każdy uchodźca z kolejną straszliwą relacją (...). Wyzwalaniu terroryzowanych obywateli
niemieckich w Polskim Korytarzu towarzyszą głęboko wzruszające sceny. Nasze armie wyciągają na światło dzienne przerażające okrucieństwa, zbrodnie przeciwko wszelkim prawom ludzkości. Niedaleko
Bydgoszczy i Torunia odkrywają masowe groby kryjące ciała tysięcy zmasakrowanych przez polskich komunistów”. Tego typu opisy służą Knokemu do usprawiedliwiania „wyzwoleńczych działań”
niemieckich agresorów na Polskę we wrześniu 1939 r.
Polakożerca Knoke nie zadowala się tym, lecz otwarcie wysławia w swej książce „zachwycającego” Führera, za którego walczył z bezgranicznym oddaniem. Pisze
o Hitlerze: „Nie przypuszczam, żeby świat miał kiedykolwiek wcześniej znakomitszego mówcę od tego człowieka. Nie sposób oprzeć się magnetyzmowi jego osobowości (...). Słuchamy jego słów
jak zaczarowani i zgadzamy się z nimi całym sercem. (...) Nigdy nie zapomnę zachwytu i uniesienia, które widziałem dziś na twarzach wokół mnie”.
Szokuje fakt, że tak polakożercza i wysławiająca Hitlera książka doczekała się we wstępie do polskiego wydania nader przychylnej noty polskich wydawców, przytoczonej we wspomnianym
tekście Trybuny. Andrzej Ryba i Krzysztof Grynder z wydawnictwa L&L, wchodzącego w skład Trójmiejskiej Grupy Wydawniczej, anonsują we wstępie książki Knokego:
„Z największą przyjemnością oddajemy Państwu w ręce pierwszą książkę z nowej serii wydawniczej”. „Największej przyjemności” obu panów: Ryby i Gryndera
nie zamąciły, jak widać, ani przez chwilę upiorne antypolskie brechty Heinza Knokego. Polaków przyzwyczajono już bowiem do godzenia się z największymi nawet upokorzeniami ich kraju. Zapytajmy
jednak, czy tego typu godzenia się z nagłaśnianiem najbardziej ohydnych polakożerczych bredni nie zasługuje na wytoczenie sprawy przez prokuratora. Są przecież jednoznaczne prawne regulacje
w takich sprawach...
Polska - krainą pogromów
A oto inny przykład dziwnej „tolerancji”. Parę tygodni temu, przechodząc ulicami Szczecina, zobaczyłem w witrynie wystawowej jednej z księgarń książkę, która w Polsce
powinna być obiektem śledztwa prokuratorskiego, a nie szczególnego eksponowania w witrynie - Miłą 18 Leona Urisa. Autor książki jest najbardziej osławionym polakożercą z USA.
Nazywany przez niektórych „żydowskim Sienkiewiczem” - Uris jest autorem licznych grafomańskich czytadeł wydawanych w milionowych nakładach. Część z nich wyróżniała
się jadowitą, patologiczną wprost nienawiścią do Polaków (Miła 18, OB VII, Exodus). Z tak reklamowanej na wystawie szczecińskiej księgarni książki Miła 18 można by długo, bardzo długo cytować
jawne antypolskie oszczerstwa. Oto parę próbek tych kalumni (tłumaczonych przez Andrzeja Szydłowskiego) w książce Miła 18, wydanej w 1999 r. w Warszawie przez Wydawnictwo
Adamski i Bieliński. Na s. 57 czytamy m.in.: „I tak Andrzej dowiedział się, że kolejni królowie Polski przyznawali przybywającym z Czech Żydom różne przywileje, gwarantujące
im swobodę religijną i bezpieczeństwo. Ten stan nie trwał jednak długo. Wkrótce rozpoczęły się trwające niemal od tysiąca lat prześladowania Żydów (podkr. J. R. N.), które od czasu do czasu
przybierały lub traciły na sile, ale nigdy całkowicie nie ustały. Zaczęły się one od chwili, kiedy znaczenie Kościoła katolickiego wzrosło, a katolicyzm stał się religią państwową. W średniowieczu
jezuici wywoływali w Krakowie i Poznaniu pogromy Żydów (...). Właśnie w Polsce doszło do utworzenia jednego z pierwszych na świecie gett, czyli specjalnych,
otoczonych murami dzielnic, w których przymusowo osiedlano Żydów. Nie mogąc brać równoprawnego udziału w życiu społecznym i gospodarczym kraju, skazani byli na izolację
od reszty społeczeństwa”.
Przypomnijmy tu więc, że tak szkalowaną przez Urisa Polskę nazywano przez stulecia paradisus Judeorum (rajem dla Żydów). Tak nazwano ją m.in. w Wielkiej Encyklopedii Francuskiej w XVIII
wieku. Słynny żydowski myśliciel, rabin krakowski Mojżesz Isserless pisał w XVI wieku: „Jeśliby Bóg nie dał nam tego kraju (tj. Polski - J. R. N.) za schronienie, los
Izraela byłby nie do zniesienia”. Największy XIX-wieczny historyk żydowski Heinrich Graetz, chwaląc Polskę jako wyjątkowe schronienie dla Żydów z całej Europy, pisał: „Ku Polsce
jako pewnemu schronieniu zwracały się oczy Żydów prześladowanych w innych krajach”.
Współczesny historyk żydowski Barnett Litvinoff ocenił w monumentalnym dziele: The Burning Bush. Antisemitism and World History (London 1988), że w czasach średniowiecza i odrodzenia
„przypuszczalnie Polska uratowała Żydów od całkowitego wyniszczenia”.
À propos gett - w Wielkiej Encyklopedii Powszechnej, wydawanej w latach 60. pod kierownictwem Adama Bromberga (emigranta po marcu 1968 r.), pisano w tomie
4. (Warszawa 1964 s. 209), pod hasłem „getto”: „Tendencja przymusowego izolowania Żydów, mimo nacisku mieszczaństwa, nie znalazła jednak w Polsce oficjalnej sankcji prawnej,
zarówno ze względu na tolerancyjną politykę władców Polski (przywileje Bolesława Pobożnego - 1264 r., Kazimierza Wielkiego 1334 r.), jak i poparcie szlachty, korzystającej
z pośrednictwa Żydów między miastem a folwarkiem”.
Na s. 60 przekładu książki Urisa czytamy inne skrajne oszczerstwo, tym razem o roli Piłsudskiego wobec Żydów: „Ale marszałek Piłsudski zdradził polskich Żydów, chłopów i robotników,
aby zdobyć władzę dyktatora (...). Żydzi przeżyli kolejne gorzkie rozczarowanie. Pogromy, represje i restrykcje przybrały na sile”. Przypomnijmy więc, że Piłsudski jest powszechnie uważany
w obiektywnych książkach autorów żydowskich za nader przychylnego dla Żydów. Natychmiast po jego zamachu stanu (za rządu Bartla) podjęto liczne działania dla porozumienia z Żydami,
m.in. likwidację pochodzących jeszcze z czasów zaborów godzących w Żydów ograniczeń prawnych. Przyznano prawa obywatelskie dla ok. 600 tys. Żydów, uciekinierów z Rosji
po 1917 r. Po śmierci Piłsudskiego, wdzięczni za jego politykę wobec Żydów, syjoniści uchwalili zasadzenie na jego cześć lasu w Palestynie!
Pomimo tych i licznych innych tendencyjnych polakożerczych bredni wydawcy polskiego przekładu książki Miła 18 nie zdobyli się nawet na jedno zdanie prostujące kłamstwa Urisa. Przeciwnie,
na tylnej okładce książki zamieścili tylko notkę reklamującą jej „ogromny sukces” za oceanem. Wydawcom, jak widać, zabrakło choćby odrobiny polskiej narodowej godności, nie mówiąc
o zwykłej trosce o prawdę! Dlaczego jednak sprawa polakożerczych kalumni Urisa i propagujących go polskich wydawców nie trafiła do żadnej z prokuratur, tak
skwapliwie zajmujących się donosami na książki broniące prawdy o Polsce i polskiej godności (np. do dwóch kolejnych prokuratur: tyskiej i warszawskiej, wszczynających
zakończone fiaskiem śledztwa w sprawie mojej książki 100 kłamstw J. T. Grossa). Przypomnijmy tu, że jedna z naszych prokuratur „wsławiła się” umorzeniem śledztwa wobec
komiksu Maus Spiegelmana, w którym Polacy zostali przedstawieni jako świnie, uznając to za wyraz nieszkodliwej fikcji literackiej.
Mógłbym bardzo długo wskazywać rozliczne świadome oszczerstwa na temat Polaków w zakresie tematyki polsko-żydowskiej, oszczerstwa, za które winię zarówno autorów, jak i polskich
wydawców, nie troszczących się o usunięcie nieprawdy. Oto na przykład w wydawnictwie noszącym szumną nazwę Polska Oficyna Wydawnicza w 1995 r. ukazała się książka
byłego niszczyciela polskiej nauki w czasach stalinowskich - filozofa Adama Schaffa (emigranta po marcu 1968 r.): Notatki kłopotnika. Na s. 257 tej książki znajdujemy zarzut,
jakoby Polacy wydali w ręce gestapo historyka S. Askenazego, gdy się ukrywał. Przypomnę tu, że Askenazego nikt nie wydał w ręce gestapo, bo zmarł już 22 czerwca 1935 r. w Warszawie
(!), co bez trudu można znaleźć w każdej encyklopedii. Na s. 260 Schaff upowszechnia inną antypolską brednię, twierdząc: „Wiem, że po wyzwoleniu z hitlerowskiej okupacji
było w kraju jakieś 350 mniejszych lub większych pogromów” (!)
Usprawiedliwianie zbrodni katyńskiej i rzezi wołyńskich
Antypolskie oszczerstwa upowszechniane są bezceremonialnie w przeróżnych dziedzinach, nie tylko w odniesieniu do stosunków polsko-niemieckich czy polsko-żydowskich. W 1992 r. na przykład w Warszawie nakładem autora ukazała się szokująca, pełna zoologicznej wprost nienawiści do Polski i Polaków książka ukraińskiego autora żyjącego w Polsce Mikołaja Siwickiego - Dzieje konfliktów polsko-ukraińskich (t. I i II). Ze zdumieniem pisał o tej książce Józef Lewandowski w paryskiej Kulturze ze stycznia-lutego 1994 r., akcentując, że dla Siwickiego: „Cokolwiek Polacy by nie robili, to zawsze są zbrodniarzami, natomiast Ukraińcy toczą wyłącznie sprawiedliwą walkę”. Siwicki posunął się nawet do usprawiedliwiania zbrodni katyńskiej na polskich oficerach, pisząc w tomie I (s. 68): „Rzecz jasna - w «tępieniu wystąpień zagrażających porządkowi publicznemu» osadnicy (polscy - przyp. J. R. N.) strzelali do szowinistów i komunistów. Czy można się dziwić, że niebawem ten «wyselekcjonowany, wartościowy element» bolszewicy wystrzelali w Katyniu?”. Na s. 19 drugiego tomu swej książki Siwicki usprawiedliwiał ukraińskie rzezie na Polakach (a zginęło co najmniej 100 tys. niewinnych, bezbronnych osób, w tym tysiące kobiet i dzieci), pisząc m.in. „Głównym zadaniem społeczności wołyńsko-galicyjskiej musiała stać się obrona, wypieranie z pola walki - za Bug i San - chociażby najsłabszego wroga, który zajął tę ziemię siłą dwukrotnie - w latach 1349 i 1919. Musiało nabrać mocy rosyjskie przysłowie: «Jeśli wrag nie sdajotsia, jewo unicztożajut» (...). Tu się toczyła normalna walka dwóch narodów o istnienie, w której silniejszy - gospodarz zwyciężał słabszego w tej chwili najeźdźcę”. Normalną walką Siwicki nazywał okrutne rzezie na Polakach! Stronę dalej (s. 20) Siwicki twierdzi, że: „akcja wyrzucenia Polaków za Bug i fizyczna likwidacja opornych, prowadzona w obronie praw gospodarza tych ziem - narodu ukraińskiego, była słuszna i nieunikniona”. Warszawska prokuratura początkowo w ogóle odmówiła podjęcia postępowania przeciw Siwickiemu za taką pochwałę ludobójstwa na Polakach (!). Dopiero po licznych zażaleniach podjęto sprawę (prokurator apelacyjny uchylił odmowę prokuratury). Z dotychczasowych, nie w pełni potwierdzonych informacji wynika, jakoby w końcu sprawa Siwickiego była umorzona. Bardzo proszę czytelników o dokładniejszą informację w tej sprawie - można przesyłać do Niedzieli. Szczególnym skandalem jest fakt, że sprawa oszczerczych polakożerczych działań, usprawiedliwiania ludobójstwa na Polakach, była tak ogromnie wyciszona. Porównajmy to z jakże odmiennym traktowaniem różnych najbardziej nawet błahych przypadków oskarżeń o rzekomy antysemityzm!
Pomóż w rozwoju naszego portalu