Reklama

Droga do źródła

Opowieść o życiu Danuty Michałowskiej - aktorki, która debiutowała w latach okupacji i zaprzyjaźniła się wówczas z Karolem Wojtyłą, z którym występowała w konspiracyjnym Teatrze Mieczysława Kotlarczyka - zajęłaby setki stron. Naszym Czytelnikom prezentujemy nieco wspomnień związanych z kilkoma zdjęciami wybranymi z jej albumu

Niedziela Ogólnopolska 14/2007, str. 18-20

Kraków 1938 r.
Archiwum aktorki

Kraków 1938 r.<br>Archiwum aktorki

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zdjęcie pierwsze

Reklama

Pięć gimnazjalistek w jednakowych beretach i obowiązkowych ciemnych płaszczykach spaceruje po krakowskim Rynku. Rok 1938. Danuta Michałowska jest uczennicą Gimnazjum im. Królowej Wandy na Oleandrach, uważanego za najlepsze w Krakowie. Ma już pomysł na życie.
- Aktorstwo fascynowało mnie od dzieciństwa, chociaż, oczywiście, nie mogłam przypuszczać, że w moim życiu zdarzy się coś takiego, jak aktorstwo rapsodyczne - mówi. - Dla mnie aktorstwo to był Teatr Słowackiego, gdzie od dziecka zabierano mnie na spektakle. Widziałam legendy polskiej sceny - wielkie aktorki: Wandę Siemaszkową i Stanisławę Wysocką, a także Stefana Jaracza. Miałam 10 czy 11 lat, kiedy zobaczyłam Zofię Jaroszewską i Juliusza Osterwę w „Sułkowskim” Żeromskiego. Od tamtej chwili mój los był przesądzony.
Gimnazjalistka ze zdjęcia jest zdecydowana, że zostanie aktorką. Ponieważ w Krakowie nie ma szkoły dramatycznej, pisze list do Instytutu Reduty w Warszawie, z pytaniem, czy będzie mogła kształcić się pod kierunkiem Juliusza Osterwy, i dostaje zachęcającą odpowiedź: Trzeba zdać maturę, potem można zostać adeptką.
Miłość do poezji i dramatu trwała od lat. Jej wyrazem były wielokrotnie czytane dramaty Słowackiego z szafki w ojcowskim gabinecie; szkolne uroczystości, gdzie prezentowała ukochanych poetów - od Konopnickiej, przez Staffa, Wyspiańskiego, Tetmajera, po Tuwima; rola Isi w „Weselu” i konkursy recytatorskie, na których zbierała laury.
- Pamiętny okazał się zwłaszcza konkurs recytatorski z czasów klasy I c - rok 1936. Wykonywałam monolog Sławy z „Legionu” Wyspiańskiego i „Dwa wiatry” Tuwima, za co przyznano mi pierwszą nagrodę ex aequo z Zygmuntem Estreicherem (ze znanej rodziny Estreicherów) uczniem klasy ósmej - maturalnej - gimnazjum im. Nowodworskiego. Dzięki temu sukcesowi weszłam w środowisko pisma „Szkolne czasy” i krąg młodych krakowskich poetów, którzy zapraszali mnie na swoje wieczory poetyckie. Na jednym z takich wieczorów po raz pierwszy zobaczyłam studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego - Karola Wojtyłę.
Mianowicie 15 października 1938 r. odbył się wieczór autorski młodych poetów, studentów polonistyki: m.in. Tadeusza Kwiatkowskiego, Juliusza Kydryńskiego, Jacka Stwory i Karola Wojtyły. Na zawsze pozostał w jej pamięci, podobnie jak wrażenie, które głosem i niezwykłą siłą wyrazu wywarł czytający swoje wiersze 18-letni student - Karol Wojtyła.

Zdjęcie drugie

Reklama

Danuta Michałowska nie rozpoczęła wymarzonych studiów w szkole dramatycznej. Na zdjęciu z 1942 r. ma za sobą konspiracyjnie zdaną maturę i uczestniczy w polonistycznych studiach tajnego UJ. Względne bezpieczeństwo gwarantuje jej „arbeitskarte”, bo pracuje w Centrali Związku Spółdzielni „Społem” jako maszynistka, ale marzeń o teatrze nie porzuciła. Ona i widoczne na zdjęciu koleżanki: Krystyna Dębowska i Halina Królikiewiczówna działają w konspiracyjnym zespole teatralnym Mieczysława Kotlarczyka.
- Zaczęło się w sierpniu 1940 r. Byliśmy załamani psychicznie niedawną klęską Francji - mówi Danuta Michałowska - I oto nagle pojawiło się jakieś światło. Przyszli do mnie Tadeusz Kwiatkowski i Juliusz Kydryński, mówiąc, że zawiązuje się grupa teatralna, którą będzie się opiekował Juliusz Osterwa. Dodali, że na początek chcą wystawić „Przepióreczkę” Żeromskiego, a mnie proponują rolę Doroty Smugoniowej. Już następnego wieczoru Julek przyszedł po mnie, bo spotkanie miało się odbyć w mieszkaniu rodziny Kydryńskich przy ul. Felicjanek 10. Tam czekał jeszcze jeden kolega, którego mi wtedy oficjalnie przedstawiono. Był to Karol Wojtyła, którego pamiętałam z przedwojennego wieczoru młodych poetów oraz z przedstawienia „Kawalera księżycowego” - sztuki Mariana Niżyńskiego wystawianej w czerwcu 1939 r. na „Dni Krakowa”. Spotykaliśmy się codziennie o 6 po południu. Już we wrześniu odbył się pokaz „Przepióreczki”. Karol Wojtyła był świetny jako twardy, chłopski nauczyciel Smugoń (prapremierowa rola Jaracza), patetyczny w późniejszej roli Wernyhory w „Weselu”, przekonujący jako Konrad w „Wyzwoleniu”.
W 1941 r. powstał teatr, który po wojnie nazwano Rapsodycznym. Jego idea była związana z osobą Mieczysława Kotlarczyka, który w tym czasie uciekł przez „zieloną granicę” z Wadowic do Krakowa. Na budynku przy ul. Komorowskiego 7 widnieje dziś tablica upamiętniająca pierwsze konspiracyjne spotkanie, które odbyło się tutaj 22 sierpnia 1941 r. Wśród pamiątek Danuty Michałowskiej jest też egzemplarz „Króla-Ducha” z pierwszej premiery w tym teatrze. Książkę tę trzymał w rękach Karol Wojtyła, recytując fragmenty wielkiej epopei Słowackiego. Kolejne konspiracyjne premiery to: „Beniowski” tego samego poety, „Hymny” Kasprowicza, „Pan Tadeusz” Mickiewicza, „Portret artysty” Norwida, „Godzina Wyspiańskiego” i „Samuel Zborowski” Słowackiego - z Karolem Wojtyłą w roli tytułowej.
Okupanci niemieccy opuścili Kraków 17 stycznia 1945 r. Wiosną 1945 r. Teatr Rapsodyczny wyszedł z podziemia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zdjęcie trzecie

Reklama

Tatiana w „Eugeniuszu Onieginie” - tę rolę Danuta Michałowska zalicza do najważniejszych. Premiera odbyła się w 1948 r. na scenie TR przy ul. Warszawskiej (- Tatianę grałam 482 razy - wspomina aktorka). Z tego okresu pochodzi też jej kronikarska notka z zebrania zespołu, które się odbyło 31 sierpnia 1948 r.: „Całe zebranie przybrało niespodziewany obrót dzięki nieoczekiwanej wizycie pierwszego rapsodyka - Karola Wojtyły, obecnie ks. dr. Karola Wojtyły, który przed miesiącem wrócił ze studiów teologicznych za granicą. Uroczystość zamieniła się w gorącą dysputę teologiczną, której nicią przewodnią był temat: «Religia a sztuka»”.
Rapsodycy są jednak w bardzo trudnej sytuacji. To lata, w których wiele czołowych postaci życia kulturalnego aresztowano, pisma o orientacji chrześcijańskiej zamykano, w atakach prasowych na dyrektora Kotlarczyka i jego teatr pojawiał się zarzut „mistycznego mętniactwa”. W spisanych po latach, z okazji 50. rocznicy powstania Teatru Rapsodycznego, wspomnieniach jego członków, zatytułowanych „…trzeba dać świadectwo”, są informacje o działalności współpracowników UB wewnątrz zespołu. Los Mieczysława Kotlarczyka już na początku 1953 r. był przesądzony. Pretekstem do wręczenia dymisji stało się jego wystąpienie na zjeździe teatralnym w Warszawie. Danuta Michałowska oprócz wypowiedzenia otrzymuje również wilczy bilet i przez długi czas pozostaje bez pracy. Teatr przestaje istnieć 30 kwietnia 1953 r.

Zdjęcie czwarte

Reklama

Po październiku 1956 r. następują zmiany. Na skutek wielu publicznych manifestacji i starań przyjaciół w końcu kwietnia 1957 r. Ministerstwo Kultury i Sztuki wydaje zgodę na reaktywowanie Teatru Rapsodycznego, Danuta Michałowska zostaje zaangażowana jako zastępca kierownika artystycznego i, oczywiście, aktorka. Prymas Wyszyński w liście do Mieczysława Kotlarczyka pisze: „Podjęcie pracy w TR w Krakowie (…) witam z radością, życząc, by przyczynił się do pogłębienia kultury narodowej i duchowości młodzieży polskiej”. Premierowym spektaklem jest adaptacja „Króla-Ducha” zatytułowana teraz „Legendy złote i błękitne”. Danuta Michałowska wraca na scenę. Trwają serdeczne kontakty bp. Karola Wojtyły z zespołem i jego dyrektorem, który jest jednym z pierwszych czytelników dramatu „Przed sklepem jubilera”.
- Niestety - wspomina Danuta Michałowska - od pewnego czasu narastał konflikt między mną a dyrektorem Kotlarczykiem. Było kilka przyczyn, których wymieniać nie będę. W pewnym momencie otrzymałam ultimatum: albo podporządkuję się całkowicie dezyderatom dyrektora, albo odejdę z teatru. Odbyłam długą rozmowę z bp. Wojtyłą, przeanalizowaliśmy sytuację. Efektem była decyzja, której bp Wojtyła nie podważał: muszę odejść. Miał tę mądrość, której mnie brakowało: dostrzegał, że tak będzie lepiej.
Ten rozdział w życiu aktorki zamyka zdjęcie zrobione na wieczorze jubileuszowym 9 września 1961 r., po premierze „Dziadów” Mickiewicza, którą uczczono 20-lecie Teatru Rapsodycznego. Obok Danuty Michałowskiej, która już wie, że ostatniego września definitywnie rozstaje się z rapsodykami, siedzi bp Karol Wojtyła.

Zdjęcie piąte

Reklama

To był wielki przełom. Nieoczekiwanie przychodzi propozycja prowadzenia zajęć z wymowy aktorskiej w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Początkowe kilka godzin zajęć tygodniowo urasta do 43 lat pracy dydaktycznej, profesury i kierowania uczelnią jako prorektor i rektor. Te lata pracy Danuta Michałowska podsumowuje: - Byłam aktywnym uczestnikiem egzaminacyjnych przesłuchań ok. 15 tys. kandydatów do zawodu aktorskiego i obserwatorem zmagań z zadaniami scenicznymi blisko dziewięciuset studentów. Wielu z nich należy dziś do ścisłej czołówki artystów sceny i filmu.
Równolegle rozwija Teatr Jednego Aktora. Sama jest reżyserem, scenarzystą i wykonawcą. - Teatr spotykał się z wielkim uznaniem, jednak mimo świetnych recenzji i znakomitej frekwencji nigdy nie udało mi się uzyskać w Krakowie stałego miejsca - wspomina. - Pracowałam we własnym niewielkim mieszkaniu, w wyobraźni ustawiając sytuacje. Potem na wynajętej na jeden dzień takiej czy innej scenie odbywałam próbę aktorską i techniczną, a wieczorem grałam. Tak powstało 13 prapremier. Nie było kamer wideo, jedynym materialnym śladem po spektaklach są fotosy z wielu programów: „Bram raju” Andrzejewskiego, Szołem Ałejchema „Pieśni nad Pieśniami”, która była grana w Krakowie, Londynie, Szkocji i Izraelu, „Teatru Pana Sienkiewicza”, wystawionego na scenie Teatru Kameralnego w Krakowie, ze wspaniałymi rekwizytami wypożyczonymi z Wawelu, oraz kilkanastu innych pozycji i własnych adaptacji z wielkiej literatury polskiej i światowej.
16 października 1978 r. zastaje Danutę Michałowską w Łodzi, gdzie miała grać „Wybrańca” Tomasza Manna, spektakl uznany przez dyrektora Kazimierza Dejmka za największe osiągnięcie tamtego sezonu w Teatrze Nowym w Łodzi. „Wybraniec” Manna to żartobliwa apokryficzna opowieść o dziwnych losach wyboru największego z papieży. Następnego dnia dyrektor Dejmek, bardzo poruszony wydarzeniami watykańskimi, mówi: - No, to dopiero teraz będziemy grać „Wybrańca”! Aktorka odpowiada: - Panie dyrektorze, ja już nigdy nie będę grać „Wybrańca”. Kazimierz Dejmek przyjął tę decyzję ze zrozumieniem.

Zdjęcie szóste

- Papieżem został Polak, a ja, nieprawdopodobnym zrządzeniem losu jestem osobą znającą go od dawna. - Ta myśl doprowadziła mnie do postanowienia, że powinnam, na miarę moich możliwości, włączyć się w dzieło ewangelizacyjne. Przyszła też refleksja, że przecież już w programie artystycznym, nakreślonym przez Kotlarczyka w czasie okupacji, były słowa: „Nadejdą czasy, kiedy na scenie będzie się grać teksty z Pisma Świętego”. Po październikowym konklawe postanowiłam utworzyć własny teatr religijny.
Pierwszą premierą był program pt. „Medytacje nad poezją Andrzeja Jawienia”, była to odpowiedź na ogromne zainteresowanie twórczością Papieża. - To trudna poezja, sama potrzebowałam dużo czasu, aby do niej dojrzeć - przyznaje Danuta Michałowska - jednak zainteresowanie było tak ogromne, że przygotowałam program, w którym wiersze ks. Wojtyły wiązałam słowem - komentarzem pozwalającym wejść w ich specyficzny, duchowy klimat.
Potem przyszedł czas na realizację tekstów największej wagi: Ewangelia wg św. Marka (w przekładzie Miłosza), Listy świętych apostołów Jana i Pawła, Apokalipsa wg św. Jana. Współczesne określenie „hit” jest całkowicie odpowiednie w odniesieniu do spektaklu przygotowanego według pism św. Teresy z Avila. Aktorka wspomina: - Kiedy kilka lat wcześniej zetknęłam się z jej postacią, przeżyłam coś w rodzaju iluminacji; w ciągu kilku tygodni, zachwycona i oszołomiona, przeczytałam wszystko, co napisała wielka mistyczka. W 1982 r. trwał jeszcze stan wojenny, ale ja, natchniona słowami Papieża: „Nie lękajcie się”, przygotowałam „Świętą”, chcąc o niezwykłej drodze modlitwy wewnętrznej Matki Teresy od Jezusa - wielkiej reformatorki Karmelu - mówić ludziom wątpiącym, poszukującym, błądzącym.
Po entuzjastycznym przyjęciu opowieści o św. Teresie w Krakowie rozpoczęła się ewangelizacyjno-artystyczna wędrówka spektaklu po kościołach, salach katechetycznych, piwnicach całej Polski od Szczecina i Gdańska, po Wrocław, Przemyśl i Zakopane. - Potem w teatrze, który nazwałam obecnie „Godziną Słowa”, zrealizowałam program „Gloria in excelsis”, według objawień Anny Katarzyny Emmerich - wspomina Danuta Michałowska. - W 100. rocznicę śmierci Cypriana Norwida przygotowałam jego poemat „Rzecz o wolności słowa”. Ku mojemu zdumieniu, po przesłaniu nagrania Ojcu Świętemu do Rzymu otrzymałam list, że obrał on „mojego Norwida” jako przedmiot swoich wielkopostnych rekolekcji.
Były występy dla Polonii w Niemczech, Szwecji, we Włoszech, dziewięciotygodniowe tournée na drugiej półkuli, poprzedzające papieską pielgrzymkę do Australii i Nowej Zelandii. Największym przeżyciem były jednak zawsze występy przed Janem Pawłem II. - Pierwszy raz przed Ojcem Świętym wystąpiłam podczas poświęcenia Domu Polskiego na via Cassia w Rzymie. Wybrałam na tę okazję m.in. Bogurodzicę z „Króla-Ducha” Słowackiego, pamiętną z krakowskiego, konspiracyjnego spektaklu w 1941 r. oraz „Pieśń od ziemi naszej” Norwida.
W zbiorze zdjęć Danuty Michałowskiej jest jej fotografia w roli Elissy z jednego ze spektakli w piwnicy przy ul. Kanoniczej 1 w Krakowie. Elissa to bohaterka napisanego przez nią monodramu pt. „Ja, bez imienia”, według „Wyznań” św. Augustyna. Prapremiera odbyła się w watykańskim salonie w obecności kilkunastu osób, a spektakl zrobił na Papieżu ogromne wrażenie, odnotowane nawet w monografii George’a Weigla „Świadek nadziei”. Kilka lat później w prywatnym salonie Jana Pawła II Danuta Michałowska przedstawiła swój kolejny monodram „Gołębica w rozpadlinach skalnych”, oparty na wątkach biblijnej I Księgi Królów oraz „Pieśni nad Pieśniami Salomonowej”.
- Setki, a może już tysiące razy dzieliłam się tymi wspomnieniami, wszak jestem na liście osób, które prywatnie znały Papieża - podsumowuje naszą wielogodzinną rozmowę Danuta Michałowska. - Czasem jestem tym zmęczona, ale kiedy zaczynam opowiadać, czuję, jakby On stawał tuż obok i wspomagał mnie swoją duchową energią: Karol Wojtyła, Kardynał, Papież. Ktoś, kto przerasta wszelkie znane mi określenia. Sługa Boży, a wkrótce na pewno wyniesiony na ołtarze - oficjalnie - Święty. Także autor „Tryptyku rzymskiego”.
Bardzo kocham ten poemat wraz z jego wielkim pytaniem: „Gdzie jesteś, źródło?”. Dziś wiem, że - inaczej niż ja i większość z nas - odpowiedź na to pytanie Jan Paweł II znał już wtedy, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy w Krakowie, jako osiemnastoletniego studenta polonistyki.

„Gwiazda sceny krakowskiej - Danuta Michałowska”

W Muzeum Historycznym Miasta Krakowa została otwarta 27 marca br. wystawa pt. „Gwiazda sceny krakowskiej - Danuta Michałowska”, która przypomina wybitne kreacje sceniczne artystki oraz inne dziedziny jej twórczości. Wystawa zorganizowana w Galerii Teatralnej, mieszącej się w Domu pod Krzyżem przy ul. Szpitalnej 21, będzie czynna do 9 września br. Szczegóły na stronie: www.mhk.pl

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Najnowsze dane: Liczba chrześcijan w Izraelu rośnie

2025-12-26 17:55

[ TEMATY ]

Izrael

chrześcijanie

Vatican Media

Według danych opublikowanych przez Centralne Biuro Statystyczne Izraela w przeddzień Bożego Narodzenia, chrześcijanie w tym kraju stanowią około 185 tysięcy, czyli niecałe 2 procent całkowitej populacji kraju. To oznacza nieznaczny wzrost.

Prawie 80 proc. chrześcijan w Izraelu to Arabowie, stanowiący 6,8 proc. całej arabskiej populacji kraju. Większość arabskich chrześcijan mieszka w Dystrykcie Północnym (68,3 proc.) i Dystrykcie Hajfy (14,7 proc.). Chrześcijanie niebędący Arabami są bardziej skoncentrowani w dystryktach Tel Awiwu i Centralnym (42 proc.), a 34 proc. z nich mieszka w regionach Północnym i Hajfy.
CZYTAJ DALEJ

Benedykt XVI: uczmy się modlitwy od św. Szczepana - pierwszego męczennika

Drodzy bracia i siostry, W ostatnich katechezach widzieliśmy, jak czytanie i rozważanie Pisma Świętego w modlitwie osobistej i wspólnotowej otwierają na słuchanie Boga, który do nas mówi i rozbudzają światło, aby zrozumieć teraźniejszość. Dzisiaj chciałbym mówić o świadectwie i modlitwie pierwszego męczennika Kościoła, św. Szczepana, jednego z siedmiu wybranych do posługi miłości względem potrzebujących. W chwili jego męczeństwa, opowiedzianej w Dziejach Apostolskich, ujawnia się po raz kolejny owocny związek między Słowem Bożym a modlitwą. Szczepan został doprowadzony przed trybunał, przed Sanhedryn, gdzie oskarżono go, iż mówił, że „Jezus Nazarejczyk zburzy...[świątynię] i pozmienia zwyczaje, które nam Mojżesz przekazał” (Dz 6, 14). Jezus podczas swego życia publicznego rzeczywiście zapowiadał zniszczenie świątyni Jerozolimskiej: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo” (J 2,19). Jednakże, jak zauważył św. Jan Ewangelista, „On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus” (J, 21-22). Mowa Szczepana przed trybunałem, najdłuższa w Dziejach Apostolskich, rozwija się właśnie na bazie tego proroctwa Jezusa, który jako nowa świątynia inauguruje nowy kult i zastępuje ofiary starożytne ofiarą składaną z samego siebie na krzyżu. Szczepan pragnie ukazać, jak bardzo bezpodstawne jest skierowane przeciw niemu oskarżenie, jakoby obalał Prawo Mojżesza i wyjaśnia swoją wizję historii zbawienia, przymierza między Bogiem a człowiekiem. Odczytuje w ten sposób na nowo cały opis biblijny, itinerarium zawarte w Piśmie Świętym, aby ukazać, że prowadzi ono do „miejsca” ostatecznej obecności Boga, jakim jest Jezus Chrystus, a zwłaszcza Jego męka, śmierć i Zmartwychwstanie. W tej perspektywie Szczepan odczytuje też swoje bycie uczniem Jezusa, naśladując Go aż do męczeństwa. Rozważanie Pisma Świętego pozwala mu w ten sposób zrozumieć jego misję, jego życie, chwilę obecną. Prowadzi go w tym światło Ducha Świętego, jego osobista, głęboka relacja z Panem, tak bardzo, że członkowie Sanhedrynu zobaczyli jego twarz „podobną do oblicza anioła” (Dz 6, 15). Taki znak Bożej pomocy, przypomina promieniejące oblicze Mojżesza, gdy zstępował z góry Synaj po spotkaniu z Bogiem (por. Wj 34,29-35; 2 Kor 3,7-8). W swojej mowie Szczepan wychodzi od powołania Abrahama, pielgrzyma do ziemi wskazanej przez Boga, którą posiadał jedynie na poziomie obietnicy. Następnie przechodzi do Józefa, sprzedanego przez braci, którego jednak Bóg wspierał i uwolnił, aby dojść do Mojżesza, który staje się narzędziem Boga, aby wyzwolić swój naród, ale napotyka również wielokrotnie odrzucenie swego własnego ludu. W tych wydarzeniach, opisywanych przez Pismo Święte, w które Szczepan jest, jak się okazuje religijnie zasłuchany, zawsze ujawnia się Bóg, który niestrudzenie wychodzi człowiekowi naprzeciw, pomimo, że często napotyka uparty sprzeciw, i to zarówno w przeszłości, w chwili obecnej jak i w przyszłości. W tym wszystkim widzi on zapowiedź sprawy samego Jezusa, Syna Bożego, który stał się ciałem, który - tak jak starożytni Ojcowie - napotyka przeszkody, odrzucenie, śmierć. Szczepan odwołuje się zatem do Jozuego, Dawida i Salomona, powiązanych z budową świątyni Jerozolimskiej i kończy słowami proroka Izajasza (66, 1-2): „Niebiosa są moim tronem, a ziemia podnóżkiem nóg moich. Jakiż to dom możecie Mi wystawić i jakież miejsce dać Mi na mieszkanie? Przecież moja ręka to wszystko uczyniła” (Dz 7,49-50). W swoim rozważaniu na temat działania Boga w historii zbawienia, zwracając szczególną uwagę na odwieczną pokusę odrzucenia Boga i Jego działania, stwierdza on, że Jezus jest Sprawiedliwym zapowiadanym przez proroków; w Nim sam Bóg stał się obecny w sposób wyjątkowy i ostateczny: Jezus jest „miejscem” prawdziwego kultu. Szczepan przez pewien czas nie zaprzecza, że świątynia jest ważna, ale podkreśla, że „Najwyższy jednak nie mieszka w dziełach rąk ludzkich” (Dz 7, 48). Nową, prawdziwą świątynią, w której mieszka Bóg jest Jego Syn, który przyjął ludzkie ciało. To człowieczeństwo Chrystusa, Zmartwychwstałego gromadzi ludy i łączy je w sakramencie Jego Ciała i Krwi. Wyrażenie dotyczące świątyni „nie zbudowanej ludzkimi rękami” znajdujemy także w teologii świętego Pawła i Liście do Hebrajczyków: ciało Jezusa, które przyjął On, aby ofiarować siebie samego jako żertwę ofiarną na zadośćuczynienie za grzechy, jest nową świątynią Boga, miejscem obecności Boga żywego. W Nim Bóg jest człowiekiem, Bóg i świat kontaktują się ze sobą: Jezus bierze na siebie cały grzech ludzkości, aby go wnieść w miłość Boga i aby „spalić” go w tej miłości. Zbliżenie się do krzyża, wejście w komunię z Chrystusem oznacza wejście w to przekształcenie, wejście w kontakt z Bogiem, wejście do prawdziwej świątyni. Życie i mowa Szczepana nieoczekiwanie zostają przerwane wraz z ukamienowaniem, ale właśnie jego męczeństwo jest wypełnieniem jego życia i orędzia: staje się on jedno z Chrystusem. W ten sposób jego rozważanie odnośnie do działania Boga w historii, na temat Słowa Bożego, które w Jezusie znalazło swoje całkowite wypełnienie, staje się uczestnictwem w modlitwie Pana Jezusa na krzyżu. Rzeczywiście woła on przed śmiercią: „Panie Jezu, przyjmij ducha mego!” (Dz 7, 59), przyswajając sobie słowa Psalmu 31,6 i powtarzając ostatnią wypowiedź Jezusa na Kalwarii: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23,46); i wreszcie, tak jak Jezus zawołał donośnym głosem wobec tych, którzy go kamienowali: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu!” (Dz 7, 60). Zauważamy, że chociaż z jednej strony modlitwa Szczepana podejmuje modlitwę Jezusa, to jest ona skierowana do kogo innego, gdyż jest ona skierowana do samego Pana, to znaczy do Jezusa, którego uwielbionego kontempluje po prawicy Ojca: „Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga” (w. 56). Drodzy bracia i siostry, świadectwo św. Szczepana daje nam pewne wskazania dla naszej modlitwy i życia. Możemy się pytać: skąd ten pierwszy chrześcijański męczennik czerpał siłę do stawiania czoła swoim prześladowcom i aby dojść do daru z siebie samego? Odpowiedź jest prosta: ze swej relacji z Bogiem, ze swej komunii z Chrystusem, z rozważania Jego historii zbawienia, dostrzegania działania Boga, które swój szczyt osiągnęło w Jezusie Chrystusie. Także nasza modlitwa musi się karmić słuchaniem Słowa Bożego w komunii z Jezusem i Jego Kościołem. Drugi element to ten, że św. Szczepan widzi w dziejach relacji miłości między Bogiem a człowiekiem zapowiedź postaci i misji Jezusa. On - Syn Boży - jest świątynią „nie zbudowaną ludzkimi rękami”, w której obecność Boga stała się tak bliska, że weszła w nasze ludzkie ciało, aby nas doprowadzić do Boga, aby otworzyć nam bramy nieba. Tak więc nasza modlitwa powinna być kontemplacją Jezusa siedzącego po prawicy Boga, Jezusa jako Pana naszego, mojego codziennego życia. W Nim, pod przewodnictwem Ducha Świętego, możemy także i my zwrócić się do Boga, nawiązać realny kontakt z Bogiem, z zaufaniem i zawierzeniem dzieci, które zwracają się do Ojca, który je nieskończenie kocha. Dziękuję. tlum. st (KAI) / Watykan
CZYTAJ DALEJ

Najstarszy zachowany do dziś opłatek został znaleziony w książce należącej do polskiego szlachcica

2025-12-26 18:14

[ TEMATY ]

opłatek

_Alicja_/pixabay.com

Najstarszy zachowany do dziś opłatek został znaleziony w książce należącej do polskiego szlachcica Władysława Konstantego Wituskiego (1605-1655). O odkryciu tym oraz bibliotece polskiego podróżnika, zagrabionej przez Szwedów w XVII wieku, opowiada w rozmowie z PAP dr Joanna Zatorska-Rosen.

Badaczka z Uniwersytetu Sztokholmskiego jest autorką rozprawy na temat biblioteki Wituskiego, wywiezionej z Polski przez wojska szwedzkie podczas potopu szwedzkiego i przechowywanej do dziś na Zamku Skokloster pod Uppsalą.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję