Przed siedzibą TVP przy ul. Woronicza kilkadziesiąt osób pikietowało przeciwko likwidacji programu „Misja specjalna”. Do tej pory nie protestowały tam miliony abonentów, których nowa ustawa medialna pozbawia konstytucyjnych wolności - środków społecznego przekazu, wyrażania poglądów i korzystania z dóbr kultury. Będzie tak, gdy dysponentem środków dla mediów publicznych stanie się rząd (rządząca większość sejmowa). Abonentom, którzy - wnosząc opłatę - mieli dotychczas prawo do ustawowo gwarantowanych programów misyjnych - rząd proponuje teraz „usługi medialne”.
Obowiązująca jeszcze ustawa precyzuje powinności mediów publicznych, które - kierując się odpowiedzialnością - mają rzetelnie ukazywać różnorodne wydarzenia, sprzyjać formowaniu się opinii publicznej i krytyki społecznej, służyć rozwojowi kultury, nauki i oświaty, respektować chrześcijański system wartości i umacniać rodzinę, jak również służyć zwalczaniu patologii społecznych. Nowa ustawa zdejmuje z mediów tak liczne obowiązki i odpowiedzialność. Wystarczy, jeśli będą „wspierać budowę społeczeństwa obywatelskiego i kultury demokratycznej”. Jak wygląda owa „budowa”, można się już przekonać po blisko 2-letnich rządach PO. Media publiczne muszą natomiast „promować postawy propaństwowe, sprzyjać tożsamości narodowej”, choć ustawa nie określa, o jakie państwa i narody chodzi. Widać, że w dobie globalizmu brukselskiego nie ma to znaczenia.
Oczywiście projektodawcy nie byliby sobą, gdyby nie wpisali do ustawy tzw. kierownicy (tak nazywano zapis o kierowniczej roli PZPR, warunkujący rejestrację NSZZ „S”), którą są dyrektywy brukselskie. Zakazują one wszelkiej dyskryminacji, co jednak w praktyce oznacza uprzywilejowanie hałaśliwych mniejszości, sprzyjające demoralizacji społecznej. Poza tym media publiczne - nie wiedzieć dlaczego - mają wspierać integrację brukselską, co przecież nie ma konstytucyjnego uzasadnienia.
Przygotowujący ustawę wybrańcy ludu ani myślą o referendum. Tak po prostu pozbawiają abonentów praw słusznie nabytych. W zamian rząd funduje im „usługi medialne”. Rzecz w tym, że w działalności usługowej - klient, konsument - to nasz pan. Tymczasem w rządowych mediach nie ma on nic do gadania. Jest tylko przedmiotem oddziaływania propagandowego. Być może dostąpi kiedyś łaski uczestniczenia w „debacie publicznej w kluczowych kwestiach społecznych”, ale przecież zapraszający go nie zaryzykuje, by wygłaszał poglądy wykraczające poza ustawową, polityczną poprawność.
Pomóż w rozwoju naszego portalu