Trzeba było dobrze znać księdza proboszcza, by właściwie rozumieć sens niektórych jego wypowiedzi. Serdeczny, życzliwy, inteligentny, słynął z oryginalnych, czasem dosadnych określeń. Także wobec ludzi, których lubił i cenił.
Tak było w relacjach chociażby z ks. Popiełuszką, który w latach 1975-1878 był wikariuszem w parafii w Aninie. Gdy rozmawiałam o tym kiedyś z ks. Kalisiakiem, mówił, że były między nimi drobne nieporozumienia, np. o wspólne spożywanie posiłków przez księży, na czym bardzo zależało proboszczowi i czego ówcześni wikarzy nie zawsze przestrzegali. Kiedy po trzech latach ks. Jerzy otrzymał nominację na inną parafię, wyjechał z Anina bez pożegnania. Rozstali się bez złości, ale zadra pozostała. - Potem po czterech latach, kiedy ks. Popiełuszko już działał na Żoliborzu i było o nim już bardzo głośno, przyjechał do mnie - opowiadał ks. Kalisiak - podszedł do mnie, rzucił mi się na szyję i płakał jak dziecko. Powiedziałem mu: „Jurek, to są normalne, ludzkie rzeczy, cieszę się, żeś przyjechał, obserwuję twoją działalność, chodzę nawet na Msze św. za Ojczyznę”. A on wyjął wtedy z kieszeni sutanny drobny upominek i mi wręczył. Rozpłakałem się także - mówił ks. Kalisiak.
Teraz, gdy oddajemy do druku ten numer „Niedzieli” i kilka godzin po śmierci ks. Kalisiaka rozmawiam z wikariuszem parafii Matki Bożej Królowej Polski w Aninie, wyraźnie łamie mu się głos. - Z trudem obserwowaliśmy, jak przez dwa lata proboszcz zmagał się z ciężką chorobą i cierpieniem. Odszedł bardzo spokojnie, zdając sobie sprawę, że umiera - mówi ks. Dariusz Marczak.
Przed śmiercią ks. Kalisiak kilka razy dzwonił do bp. Romualda Kamińskiego, wieloletniego kanclerza Kurii praskiej. - Z pasją opowiadał mi o planach, jakie ma jeszcze wobec parafii - opowiada ksiądz biskup. Bo rzeczywiście sprawy parafii pochłaniały go bez reszty. - Był twórcą wielkiej anińskiej rodziny, bardzo zintegrował tamtejszą społeczność - twierdzi bp Kamiński. - Naprawdę był oddany Kościołowi, rozumiał i kochał człowieka.
Ks. Kalisiak, aniński dziekan, był też inicjatorem budowy kościoła św. Benedykta - Patrona Europy w Warszawie - Wawrze - Sadulu. Właśnie o budowie tej świątyni podyktował przed śmiercią kilka zdań, jako ostatnią wolę, zachęcając ludzi, by trwali w tworzeniu podjętego dzieła.
Był wymagający, także dla księży. Ale bardzo też cenił kontakty z ludźmi i z księżmi. Dlatego jako proboszcz przestrzegał na przykład zasady, by posiłki na plebanii wszyscy księża spożywali przy stole razem.
Miał 70 lat, w kapłaństwie przeżył 48.
Pomóż w rozwoju naszego portalu