Jak pozwolić rządzić komuś, kto nie potrafi rządzić samym sobą, a słucha tylko samego siebie?
Przez wieki dziecko było w cieniu. Ostatnie kilkadziesiąt lat to czas wydobycia dziecka z tego cienia, a nawet czynienia z niego kapryśnego monarchy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ledwie gość wszedł do tego domu, już wiedział, kto w nim rządzi. 5-letni Maciuś zignorował jego powitalny gest i uśmiech, mówiąc: „Po coś tu przyszedł? Nie chcę cię!”. „Ależ, Maciusiu...” jego mamy nie zawierało tonu szczególnej nagany, po prostu wypadało tak zganić, nie ganiąc. Po tacie było widać, że dawno już abdykował na rzecz malca i jego mamy. A malec roztaczał teraz swoją władzę także nad gościem rozkazami: „Patrz! Nie rusz! Nie wchodź! Zostaw! Weź! Rusz się!”. Gość nie bardzo na nie reagował, uśmiechając się, co doprowadzało malca do histerycznych skarg kierowanych do mamy, która z kolei reagowała swoim: „Ależ, Maciusiu...”. Pokazywała z dumą, jakie Maciuś sam wybrał sobie w sklepach książeczki, zabawki czy gry. W końcu malec zapytał gościa: „Czemu mnie nie słuchasz?”. Na to gość: „Bo tylko patrzę na ciebie”. A malec: „I co?”. A gość: „Jesteś jak Czarodziej Oz, władca Szmaragdowego Grodu. Nikt nie wiedział, jak on wygląda, bo przemieniał się: to w wielką głowę, to w płonącą kulę, to w potwora...”. „Babcia mówi na mnie «mały potworze» - wtrącił malec, ale słuchał bajki. „Aż w końcu okazało się, że jest małym, słabym, zalęknionym staruszkiem” - kończył gość. Na to malec już mniej pewnie: „Ja się nie boję... i nie jestem staruszkiem”. Gość roześmiał się, mówiąc: „A ja myślę, że tak” i przykucnął robiąc minę i pozę bezradnego, przestraszonego karzełka. Maciuś roześmiał się (pierwszy raz od godziny) i powiedział: „Pobawimy się? Ty będziesz Czarodziejem Ozem, a ja, a ja... byle kim... może strachem na wróble...”. „Ależ, Maciusiu...” - powiedziała mama z wyczuwalnym zawodem w głosie.
Wymyślony przez Janusza Korczaka Król Maciuś I był pierwszym monarchą w państwie, gdzie dzieci z dorosłymi zamienili się rolami. Smutno się to skończyło. Dziś rządy niektórych dorosłych, prawdziwych władców, przypominają miotanie się na tronie nieszczęsnego Maciusia I. Jednak wielu dorosłych, może uwiedzionych utopijną postacią Małego Księcia, zaczyna teraz abdykować na rzecz swoich małych książąt i księżniczek. Może coraz bardziej są zmęczeni rządzeniem innymi, ale i sobą? Może coraz bardziej ciąży im odpowiedzialność? Może wstydzą się braku mądrości, więc zaczynają słuchać swoich dzieci, powierzając im prawo wybierania sobie książeczek, zabawek czy gier, ale również prawo do swoistej hegemonii w domach i nie tylko. Czy tym dzieciom jest z tym do twarzy i do... szczęścia? Czy nie tracą one przedwcześnie dzieciństwa, przemieniając się w zalęknionych, więc bardziej bezczelnych lub już tylko znudzonych (czasem okrutnych) starych maleńkich?
W Ewangelii Jezus stawia dziecięctwo jako punkt dojścia dojrzałości (nie mylić z infantylizmem). Jednak bez właściwego dzieciństwa owa dziecięcość będzie nieosiągalna zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. A rozbrykanych niedorosłych i dorosłych dzieciuchów jest coraz więcej (nawet w parlamencie), co raczej źle rokuje rządzącym i rządzonym.