Jesień to pora roku bardzo smutna, zamiera życie w przyrodzie,
zamiera także i w wiosce. Przykro patrzeć na drzewa, które stoją
nagie, bez jednego liścia, posępne i zadumane. A jeszcze tak niedawno
pyszniły się różnymi odcieniami zieleni, a potem pobladły jakby w
chorobie, aby jeszcze na krótko błysnąć złotem. Tylko wiatr gra na
szarych gałęziach swoje smutne melodie, jakby ktoś z żalu płakał.
W takiej oprawie dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny przeżywa
się bardzo głęboko. Umarła przyroda przypomina o ludzkiej śmierci
i o tych, którzy odeszli. W kościołach już pod koniec października
wykładano na ołtarzach kartki wypominkowe, na których trzeba było
spisać imiona swoich bliskich zmarłych. Były one czytane w te ważne
święta, aby Boga prosić o miłosierdzie, o darowanie wszystkich ich
grzechów. To monotonne czytanie imion i nazwisk jest też jakby apelem
poległych, przypomnieniem dla żyjących, że tacy byli między nami,
pracowali, kochali, budowali, tańczyli, chorowali i odeszli. Kościół
w tych dniach mobilizuje wszystkie swoje siły w modlitwie, dobrych
uczynkach, odpustach i ten dar składa przed Tron Boży, aby zmarłym
dać to, co może, wyprosić im łaskę przebywania z Maryją i Świętymi.
Ludzie to dobrze rozumieli, dlatego gromadnie szli na nabożeństwa,
do spowiedzi i Komunii św. Przed świętami należało uporządkować groby
najbliższych, prawie wszystkie były usypane z ziemi, najczęściej
z drewnianym krzyżem. Tylko niektóre miały nagrobki w kształcie obelisku
lub jakiejś figury. Ziemne mogiły posypywano żółtym piaskiem, obrzeża
zaś czarną ziemią. Z barwniku lub świerka robiono wianek z kwiatkami
wykonanymi z kolorowej bibułki. Przynoszono też żywe fioletowe kwiaty
nazywane "mroziakami" lub "zimowym zielem". W centralnym miejscu
mogiły układano krzyż najczęściej z białych kulek śnieguliczki, przyozdabiany
jeszcze jagodami czerwonej kaliny i kasztanami. W tę dekorację wstawiano
ponadto świeczki lub małe lampki. Grób taki wyglądał przepięknie,
jeśli rodzina ubrała go starannie i pomysłowo. Niestety, z biegiem
lat "weszły" na cmentarze sztuczne kwiaty, wianki, ogromne światła,
murowane groby, lastriko i to wszystko, co dziś widzimy.
Każda gospodyni piekła mnóstwo pierogów na tę świąteczną
okazję. Najczęściej były one z serem, kaszą gryczaną, jabłkami, kapustą
i makiem. Idąc do kościoła lub na cmentarz, należało ze sobą zabrać
dużą torbę pełną pierogów i obdzielać nimi żebraków, których nazywano "
dziadkami". Zawsze byli pod kościołem, siedzieli na schodach i dopominali
się jałmużny. Każdy z nich pokazywał swoje kalectwo jak brak ręki
czy nogi i zapewniał, że jest najbardziej nieszczęśliwy. Zdarzył
się także kiedyś "cud". Dziadek bez nogi wrzeszczał bardzo głośno,
nie chciał pierogów tylko pieniędzy. Gdy do kościoła wchodził Wielgi
Jaśko, żebrak chwytał go za ręce i domagał się pieniędzy. Chłop dał
mu jakieś grosze, ale proszący uznał sumę za niewystarczającą i chciał
mu wyrwać portfel. Tego było za wiele. Jaśko zdenerwowany odepchnął
natręta, który potoczył się po schodach. Stał się "cud", wyrosła
mu druga noga i na dwóch kończynach żebrak się oddalił. Wszyscy głośno
się roześmiali, a ten już nigdy nie wrócił. Pozostali bardzo się
cieszyli, wiedzieli, że jest oszustem, a niektórzy po cichu mówili,
że to pracownik SB. Od tej chwili dziadkowie naprawdę gorliwie odmawiali
Różaniec i modlitwy za zmarłych. Ich zachrypłe, lecz mocne głosy
słychać było w najbliższej okolicy.
Kościół i szkoła zachęcały starszych i dzieci do dbania
o groby, szczególnie o te zapomniane i o żołnierskie. W pobliżu "
Gaci" pochowano w czasie I wojny światowej kilku żołnierzy, ale po
latach dokonano ekshumacji i ciała przeniesiono na miejscowy cmentarz.
Pani w szkole kazała dzieciom wyszukać takie mogiły i przystroić
je na święta. Piotrek i Kazik słyszeli o pochowaniu żołnierzy i znali
miejsce pogrzebania. Postanowili więc usypać z ziemi i piasku mogiłę,
postawili drewniany krzyż i przystroili gałązkami świerku, nasionami
kaliny i śnieguliczki. Mogiła została wykonana bardzo ładnie. Wyglądała
jakby została przyniesiona z cmentarza, dlatego stała się powodem
strachu kilku kobiet wracających wieczorem z miasteczka. Idąc rozmawiały,
śmiały się, a tu raptem zauważyły grób! Skąd się wziął? Nigdy w tym
miejscu grobu nie było. Może to jakaś diabelska sztuczka? Starzy
ludzie opowiadali, że tam straszyło, ale ostatnio nikt straszony
nie był. Czyżby mrożące krew w żyłach opowiadania były prawdziwe?
Na wszelki wypadek zaczęły się głośno modlić, ale grób wcale nie
znikał. Nie można go było ominąć, bo znajdował się przy samej drodze,
gdzie zaczynały się mokradła. Co robić? Nie poszły dalej, ale zawróciły,
nakładając ze dwa kilometry, aby obejść zaklęte miejsce. Wszystko
wyjaśniło się następnego dnia, mogiłę zniszczono, krzyż usunięto,
ale w ludziach jakiś lęk pozostał.
Przez kilka dni po Zaduszkach pogoda była raczej wrześniowa,
nie padały deszcze, ludzie mogli kończyć prace w polu. Tyka i Wis
wieczorem w miasteczku kupili flaszkę wódki i z kilo kiełbasy, szukając
miejsca, gdzie można by spokojnie wypić bez niechcianego towarzystwa.
Próbowali uczynić to w parku, ale tam nie byli sami, postanowili
więc pójść na cmentarz pod główną bramę. Miejsce to nadawało się
do spełnienia ich zamiarów, bo przed bramą był dość duży taras. Zadowoleni
z dobrego - jak sądzili - wyboru pomaszerowali uradowani i mocno
spragnieni. Nie wiedzieli, że są obserwowani przez innego amatora
alkoholu. Ten w mig zorientował się, w czym rzecz, i chyłkiem pobiegł
na cmentarz krótszą drogą. Położył się pod bramą od strony cmentarza
i niewidoczny czekał. Wkrótce przyszli obaj młodzieńcy, wybili korek
z zalakowanej butelki, następnie podzielili kiełbasę na dwie równe
części i zabierali się do wypicia z butelki. Tyka podał flaszkę Wisowi,
mówiąc: "Pij!". Ten chcąc być grzeczny, odpowiedział: "Ty pij!".
Tak butelczyna przechodziła z rąk do rąk i już Tyka zdecydował się
wypić, gdy spod bramy ukazała się wyciągnięta dłoń, a jakiś przeraźliwy
głos zawołał: "A mnie?". Tego było za wiele nawet dla nich. Przerażeni
zmykali do domu, zostawiając na miejscu alkohol i kiełbasę. Przez
kilka tygodni nie odważyli się wyjść wieczorem z domu. Nikt nie wiedział,
co ich tak odmieniło, za to rodzina miała spokój.
Pomóż w rozwoju naszego portalu