Reklama

Polityka i media

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tego upalnego przedpołudnia każdy, kto z jakichś powodów pozostał w Warszawie, przeklinał swój los. W hallu gmachu Radia było nieco chłodniej i moja pretensja do przeznaczenia trochę zelżała. Redaktorka czekała na mnie i wspólnie narzekając na aurę, poszliśmy na górę do studia. Miałem mówić o literaturze współczesnej w kontekście własnej powieści, którą moja gospodyni zauważyła i teraz uprzejmie chwaliła; być może szczerze. Nad tym ostatnim aspektem zresztą specjalnie się nie zastanawiałem - wolałem jej komplement brać za dobrą monetę. Właśnie byliśmy w środku tak zwanej kulturalnej rozmowy, gdy nagle coś przerwało mi tok gładkich zdań. Pośrodku kolistej klatki schodowej rozpięta była wielka siatka - na sekundę znalazłem się znowu w więzieniu (gdzie spędziłem krótki okres w stanie wojennym).
Pani redaktor spojrzała na mnie pytająco - ja zaś, nie wiem czemu, poczułem się w obowiązku podzielić z nią tym wspomnieniem.
- Ale - zażartowałem - tu chyba nie ma kandydatów na samobójców?
Ku mojemu zdziwieniu moja gospodyni nie uśmiechnęła się.
- Wie pan - powiedziała z wahaniem - ja tego nie pamiętam, ale podobno założyli ją po Marcu 1968 r. Słyszałam, że było wtedy zebranie partyjne, na którym zniszczono jednego z dziennikarzy żydowskiego pochodzenia. Gdy już się wszystko rozstrzygnęło, on wstał bez słowa, wyszedł i skoczył. Tam są jeszcze dwa poziomy pod ziemią, bo to miało być więzienie, kiedy je budowano za Bieruta. Nie przeżył.
Zamilkliśmy. Korytarz jakby się wydłużył, a mnie nawiedził obraz zakrwawionych zwłok. Pani redaktor też straciła ochotę do rozmowy - a może tylko przypominała sobie, o co ma mnie spytać.
Doszliśmy w końcu do studia, ale tu musieliśmy się zatrzymać. Ktoś ciągle je zajmował. Moja przewodniczka westchnęła z irytacją i poszła się dowiedzieć, jak długo mamy czekać.
Jej nieobecność przedłużała się i już miałem sięgnąć po papierosy, gdy drzwi studia otworzyły się i stanął w nich profesor O.
Zastygłem. Profesor O. był niegdyś grubą szychą, członkiem wszystkiego, łącznie z KC; uprawiał też publicystykę, szeroko propagowaną. Co się robi, gdy człowiek bez ostrzeżenia stanie twarzą w twarz ze wszystkim, czym pogardza? Nikt mnie tego nie nauczył, więc nie zrobiłem nic. Pani redaktor właśnie się pojawiła, profesor minął nas spokojnie, a my weszliśmy do studia, gdzie przed chwilą dzielił się swoją wiedzą i doświadczeniem. Próbie mikrofonu poddałem się machinalnie: ...nagle zadałem sobie pytanie, co ja tu robię. Usiłowałem na powrót się skoncentrować, słysząc jak moja gospodyni odczytuje krótkie zagajenie. Potem spojrzała na mnie.
- Czy podziela pan opinię o kryzysie we współczesnej prozie realistycznej?
Naprawdę nie wiem, czy był to upał, czy efekt opowieści o partyjnym samobójcy, czy może spotkanie profesora tak na mnie podziałało. Nagle poczułem, że nie mam najmniejszej ochoty tu siedzieć i odstawiać elokwentnego pisarza.
- Nie - powiedziałem. - Nie podzielam.
Moja rozmówczyni nic po sobie nie pokazała.
- Nie ma żadnego kryzysu - wyjaśniłem - bo nie ma żadnej literatury realistycznej godnej tego miana.
Zapadła cisza. Pani redaktor wyprostowała się, zapewne nieświadomie.
- Widzi pani, literatura to sprawa uczuć i przekonań. Trzeba przeżywać świat i być przekonanym, iż ma on jakiś ukryty sens. Nasi literaci stracili jedno i drugie.
Pani redaktor zwilżyła wargi, ale nie odezwała się. Jej spojrzenie mówiło: Jeśli chcesz się wygłupiać, to na swój koszt. Ja w tym udziału nie wezmę. Musiałem to sam ciągnąć, skoro już zacząłem.
- Pisarze muszą pisać dla czytelników, nie dla sponsorów czy kolegów. Ale nikt ich nie będzie czytał, jeśli już na pierwszej stronie autor wyznaje, że nic nie ma sensu. Bo jeśli tak, to po co czytać cokolwiek?
Umilkłem. Cisza była przerażająca. W odruchu tonącego spojrzałem ku reżyserce, ale w spojrzeniu technika zauważyłem tylko ciekawość. To było lepsze niż nic - w każdym razie lepsze od nieruchomej twarzy redaktorki.
- Opowiedziała mi pani na korytarzu wstrząsającą historię o dziennikarzu-komuniście, który w marcu 1968 r. przeskoczył przez balustradę na klatce w tym gmachu. Czy nie zastanawia się pani, czemu dotąd nikt tego nie opisał? Czy nie dlatego, że nasi literaci nie są zainteresowani realnym życiem? - znów się zatrzymałem. Opuściłem wzrok: było jasne, że trochę przesadziłem; w końcu, ile osób mogło wiedzieć o tej historii? Niemal czułem ciężar ich wzroku - w radiu nie wolno milczeć, cisza to śmierć.
Moja gospodyni postanowiła w końcu się wtrącić: to miała być jej audycja.
- Czy nie jest to jednak uproszczenie?
- Nie - odparłem z takim zdecydowaniem, że technik oderwał wzrok od konsolety. - Widzi pani, życie jest w istocie proste i tylko my je komplikujemy, bo nam się wydaje, że wtedy będzie łatwiej. Jestem pewien, że twórca - nie, nie twórca, ale każdy - powinien się kierować czterema głównymi zasadami. Pierwsza to sumienność - to znaczy dokładność i uczciwość. Druga to pamięć o tym, że życie jest płynne, że formy mogą być różne - że trzeba zmieniać naszą reakcję na różne bodźce, żeby nie zeskorupieć. Trzecia...
Zawahałem się. Nikt mnie tu nie zaprosił, żebym wykładał swoją filozofię życia. Jak do tego doszło?...
Tym razem moja rozmówczyni nie zamierzała mi pomagać. Zdaje się, że chciała po prostu dotrwać jakoś do końca.
- Trzecia to dystans do siebie i innych. Mam na myśli to, że nie jesteśmy najważniejsi, że nasza sytuacja może być tylko sposobem... sposobem na dalszy rozwój.
Musiałem zaczerpnąć powietrza - i utknąłem. Cała niespodziewana energia, która aż do tej chwili mnie wypełniała, nagle się ulotniła. To były trzy reguły. A czwarta? No tak, czwarta to był Bóg. Jak mogłem o tym zapomnieć?! Dopiero teraz z przeraźliwą jasnością uświadomiłem sobie moment, gdy ostatni raz zastanawiałem się nad tym - było to blisko dziesięć lat temu. Co mnie nagle napadło, by głosić tu kazanie?
Przygryzłem wargi i odetchnąłem głęboko.
- Przepraszam: zapomniałem, jaka była czwarta.
W jej spojrzeniu rezygnacja zmieszała się ze słabo ukrywaną ulgą.
- No cóż, to ciekawe podejście. Mam nadzieję, że po następnej książce znajdzie pan czas, by przypomnieć sobie tę ostatnią zasadę. Gościliśmy dziś...
Nagranie dobiegło końca. Zapewniłem ją, że nie musi mnie odprowadzać - nie nalegała. Nie mogła sobie jednak odmówić drobnej złośliwości:
- Czy pana następna powieść będzie miała tytuł Tetralogia?
Wolałem już nie odpowiadać. Pożegnałem się i wyszedłem.
Jak to możliwe - myślałem, idąc długim korytarzem - że przez tyle lat nie myślałem o moich czterech regułach? Gdy ujrzałem siatkę, zatrzymałem się na chwilę. Nie, nie to było ważne - ważne było to, że nie pamiętałem o czwartej. Czy nie dlatego właśnie, że o niej nie pamiętamy, decydujemy się na skok w czeluść klatki dawnego więzienia?
I kiedy zacząłem schodzić chłodną, przyjemną klatką, pomyślałem, że może to nagranie nie było tak całkiem nieudane.

Czwarta władza

TADEUSZ J. REGIEWICZ


Dawno minęły te czasy, gdy w cywilizowanych państwach, a więc opierających swe rządy na prawie, funkcjonowały obok siebie względnie niezawiśle trzy ośrodki władzy: władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Do tradycji sięgającej czasów, kiedy to lud rzymski wyrażał swymi nastrojami poparcie lub niezadowolenie z władzy patrycjuszy, nawiązuje w swych korzeniach kolejna - czwarta władza - reprezentująca, jak się zwodniczo określa - tzw. opinię publiczną, posiadająca od co najmniej dwóch stuleci swój potężny oręż w postaci prasy. Dziś mówimy raczej o mediach, bowiem oprócz prasy i radia największy wpływ na świadomość ludzi posiadła bez wątpienia telewizja.
Można domniemać, że to od czasu pojawienia się słowa drukowanego zachwiał się tradycyjny podział władzy, ustępując nowemu porządkowi - który określany bywa jako: "rząd, kasa, prasa".
Gdy po władzę w Rosji sięgnęli bolszewicy, prasa stała się podstawą ich władzy. Dowodzi tego choćby fakt, że dekret Lenina o prasie (27 października 1917 r.) poprzedzały zaledwie trzy wcześniejsze, mianowicie: dekret o ziemi, o pokoju i o utworzeniu rządu robotniczo-chłopskiego. Zatem był to, co warto zapamiętać, czwarty dekret (!). Może to przypadek, ale dowodzi wagi sprawy, tym bardziej, że już wcześniej Lenin całą swoją kontrabandę złota, które przywiózł w zapieczętowanym przez Niemców wagonie, przeznaczył nie na zakup armat, lecz na zakładanie nowych tytułów prasowych, których na etapie przejmowania władzy bolszewicy posiadali ok. 70, zaś ich nakład przewyższał znacznie nakład prasy związanej ze starym porządkiem. Zauważmy przy tym, że robotnicy i chłopi byli na ogół niepiśmienni. Gdyby ktoś się jeszcze dziwił, jak to było możliwe, że garstka wywrotowców mogła rozłożyć legalną władzę, mającą na usługach bodaj najbardziej restrykcyjny system policyjny - słynną Ochranę, warto wiedzieć, że zanim wybuchła rewolucja francuska (pierwowzór bolszewickiej rewolty) i rozszalał się terror gilotyny, Francję zalały miliony pism i broszur, w których z upodobaniem i na własną zgubę rozczytywała się szczególnie szlachta.
Z własnego doświadczenia wiemy, że w systemach tzw. sprawiedliwości społecznej prasa stanowiła tubę propagandową reżimów i służyła jednomyślnie utrwalaniu władzy ludowej. Szczęśliwie jednak mamy to już za sobą, bowiem komunizm upadł i większość tytułów prasowych III Rzeczypospolitej, które utrzymały się na rynku, ogłosiło swą niezależność. Jednak fakt, że pozostali w niej w większości ci sami dziennikarze, w dużym procencie powiązani niegdyś ze służbami specjalnymi i z mentalnością wysługiwania się za pieniądze, sprawia, że ową "niezależność" można spokojnie między bajki włożyć.
Wiarygodność polskiej prasy dodatkowo komplikuje fakt przejęcia wielu ogólnopolskich tytułów i dużych gazet lokalnych przez międzynarodowe koncerny prasowe, co stworzyło kategorię prasy polskojęzycznej - czyli zalegalizowanej i oficjalnej agentury wpływu ("piątej kolumny"). Ich status niewiele różni je w charakterze od niegdysiejszych organów partyjnych, realizujących w gruncie rzeczy "linię" towarzyszy radzieckich.
Pluralizm polityczny, który zawdzięczamy rodzącej się demokracji, podzielił precyzyjnie sympatie żurnalistów. Uprawiana zatem na łamach prasy namiętna krytyka, mająca świadczyć o normalnieniu rzeczywistości i funkcjonowaniu demokratycznych procedur kontrolnych opinii publicznej, to najczęściej wymiany razów rywalizujących między sobą lobby finansowych, partii i agentur. Lokalnie zaś, na łamach gazet obserwujemy niekończące się porachunki miejscowych grup interesu i zupełnie bezkarne dorabianie " gęby" niewygodnym bądź samodzielnie myślącym; i tu nie ma "zmiłuj się" - bowiem majątek gmin jest ogromny, jest zatem o co walczyć, a ludziom można wmówić prawie wszystko.
Wobec okoliczności, iż wydawanie liczących się pism wiąże się z ogromnymi pieniędzmi, a te - jak powszechnie wiadomo - nie leżą na ulicy, swobodne organizowanie nagonek prasowych na osoby publiczne, w tym na sprawujących władzę, choć czasem potrzebne - może wskazywać, kto tu rzeczywiście rządzi i kto pociąga sznurki.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

1999-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Auksencjusz, biskup

2025-12-17 21:41

[ TEMATY ]

patron dnia

Domena Publiczna

Święty Auksencjusz

Święty Auksencjusz

Auksencjusz pochodził z Mopsuestii, miasta, które obok Tarsu, rodzinnego miasta św. Pawła Apostoła, należało do głównych miast Cylicji.

Ta rzymska prowincja stanowiła łącznik między Małą Azją a Syrią i Libanem (Fenicją). Z tego względu stanowiła ważny punkt strategiczny i handlowy. Chrześcijaństwo przyjęło się tu już w kilkanaście lat po śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa. Auksencjusz był na dworze cesarza Licyniusza (306-323) dowódcą jego przybocznej straży. Był więc zaufanym cesarza.
CZYTAJ DALEJ

Dlaczego człowiek tak bardzo boi się Boga?

2025-12-17 08:49

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Adobe Stock

Nie bój się – mówi do Józefa anioł Pański. Z podobnym wezwaniem zwracał się wcześniej do Maryi. Nie bój się, Maryjo – mówił, zwiastując Jej, że została wybrana, by stać się Matką Jezusa Chrystusa.

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto Anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów». A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: «Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel», to znaczy Bóg z nami. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił Anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie.
CZYTAJ DALEJ

Opłatek UPJPII w Krakowie

2025-12-18 23:31

Biuro Prasowe AK

Podczas spotkania opłatkowego społeczności Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie abp Marek Jędraszewski mówił o tajemnicy wcielenia i odpowiedzialności środowiska akademickiego za dawanie świadectwa prawdy.

Rektor Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, ks. prof. dr hab. Robert Tyrała powitał kapłanów, siostry zakonne, pracowników i studentów, zapraszając do wspólnej modlitwy. Zauważył, że wcielenie Syna Bożego staje się punktem odniesienia, a święta przypominają o miłości Boga. Życzył arcybiskupowi „pewności wiary, fundamentu pogłębienia dotknięcia łaski Bożej poprzez przeżywane wcielenia Syna Bożego”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję