W niedzielę 23 marca mieliśmy okazję cieszyć się wielkim sportowym osiągnięciem. Po raz trzeci w karierze, a zarazem po raz trzeci z rzędu Adam Małysz zdobył Kryształową Kulę. Same zawody nieco kibiców
rozczarowały. Wszyscy liczyli, że sukces w Pucharze Świata Małysz podsumuje dwoma zwycięstwami w lotach narciarskich i tym samym przypieczętuje swój prymat wśród najlepszych skoczków. "Niestety, był tylko
drugi i czwarty...".
Sądzę jednak, że Adam Małysz udowadniać nie musi już nic. Stał się wielki od razu w momencie swojego pierwszego zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni. Wtedy na dobre wszedł do historii polskiego
sportu i nawet gdyby nic więcej nie osiągnął, znalazłby się wśród naszych najlepszych sportowców, nie mówiąc o tym, że być może należałoby go po samym tym sukcesie uznać za najwybitniejszego sportowca
reprezentującego Polskę w dyscyplinach zimowych w ogóle. Ale Małysz skakał dalej i dalej wygrywał.
Transmisję z zawodów mogliśmy obserwować w TVP1. I po raz kolejny TVP potwierdziła swój brak obiektywizmu i niekompetencję. Zawody komentował Włodzimierz Szaranowicz, przodownik polskich prounijnych
propagandzistów wśród komentatorów sportowych, dlatego nie mogło zabraknąć i tych akcentów. W podsumowującym komentarzu po zawodach sukces Małysza sprowadził w pierwszej kolejności do kwestii akcesji
Polski do Unii Europejskiej, czyniąc Małysza największym polskim orędownikiem przystąpienia do UE i wybitnym ambasadorem tego procesu. W podsumowaniu, które nadano po Wiadomościach, dodał już wprost,
że "sukces Adama Małysza to także sukces polityczny", zbliżający nas do Unii. Myślę, że trzeba naprawdę sporej fantazji, by wierzyć, że ideą przyświecającą Małyszowi w jego ciężkiej pracy nad tym osiągnięciem
była myśl o integracji europejskiej. Trzeba też dużego tupetu, by coś podobnego głosić publicznie.
Nie przypominam sobie, by Małysz przepytywany w trakcie relacji z zawodów wypowiadał swoje poglądy na temat zjednoczonej Europy. Moim zdaniem, o swej doniosłej politycznej roli ambasadora proeuropejskiego
nawet nie wiedział. Niejednokrotnie natomiast słyszałem Małysza, który odpowiadając na pytania dziennikarzy w czasie relacji z zawodów, deklarował swoją religijność; ot choćby wtedy, gdy indagowany przez
jednego z nich o, bodajże, niedzielny wypoczynek, bez zażenowania stwierdził: "W niedzielę powinno się przede wszystkim iść do kościoła". Szkoda, że nigdy nikt z redaktorów, wykazujących zainteresowanie
drobiazgami z życia Małysza, nie zainteresował się tym na pewno ważnym dla Pana Adama aspektem jego życia - religijnością...
Pod koniec swoich refleksji red. Szaranowicz podrzucił jeszcze problem: "Trzeba się zastanowić, co po Małyszu?". Cóż, o ile Małysz sportową postawą, ale także wspomnianą religijnością, o której to
bez skrępowania wspominał, zapracował na własną legendę (mam nadzieję, że dopisze do niej jeszcze wiele sukcesów), o tyle brak Szaranowicza nie będzie dla nas przykry. Tymczasem pozostaje żal, że polska
telewizja nie potrafi już nic radosnego nadać tak, aby nie pobrudzić tego polityczną agitacją, i tak, by nie trzeba było następnym razem oglądać relacji sportowych na innych, choćby obcojęzycznych kanałach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu