Latem 1991 r. Rada Najwyższa Ukrainy (parlament) proklamowała „pełną niepodległość”. Zdelegalizowano istniejącą partię komunistyczną, a jesienne wybory prezydenckie wygrał Leonid Krawczuk
- „komunista orientacji niepodległościowej”, jak określała go prasa. Powszechne referendum zatwierdziło niepodległość, a nowe, przedterminowe wybory prezydenckie wygrał Leonid Kuczma
(którego powtórna kadencja skończyła się niedawno). W 1996 r. Ukraina przyjęła konstytucję, ustanawiającą ustrój prezydencko-gabinetowy: rząd podporządkowany jest prezydentowi, który ma silne, rozległe
uprawnienia. W grudniu 1991 r. na spotkaniu w Puszczy Białowieskiej Rosja, Ukraina i Białoruś podpisały umowę o „rozpadzie ZSRR i utworzeniu Wspólnoty Niepodległych Państw”, do której
przystąpiły rychło także Azerbejdżan, Armenia, Kazachstan, Kirgistan, Mołdawia, Tadżykistan, Turkmenistan i Uzbekistan. W ramach WNP, która konserwuje wpływy rosyjskie w tworzących ją państwach, doszło
do dwóch ściślejszych jeszcze porozumień: o „pogłębionej integracji gospodarczej w ramach WNP” (Rosja, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan) oraz o „powołaniu Wspólnoty Suwerennych Republik”
(Rosja, Białoruś).
Pośród licznych doniesień z Ukrainy, które zdominowały w ostatnich dniach czołówki gazet, dzienników radiowych i telewizyjnych, rzuca się w oczy brak konkretów dotyczących różnic programowych, jakie
dzielą obydwu kandydatów na nowego prezydenta Ukrainy. Opinia publiczna musi kontentować się ogólnikami: Juszczenko jest więc „prozachodni”, tudzież opowiada się za „wolnością i demokracją”,
natomiast Janukowycz jest „prorosyjski” i opowiada się za „ładem i porządkiem”. Można więc ostrożnie wnioskować, że Juszczenko jest za istotnymi reformami gospodarki ukraińskiej,
zaś jego rywal - za kontynuowaniem gospodarczego status quo, obydwaj natomiast nie kwestionują porządku polityczno-ustrojowego.
Gospodarcze status quo Ukrainy jest z grubsza takie, że dokonuje się tam dzika prywatyzacja w wykonaniu postkomunistycznej nomenklatury, gruntująca skorumpowaną formę „politycznego kapitalizmu
państwowego”, rezerwującego uwłaszczenie się z majątku narodowego tejże nomenklaturze. Znamy to zjawisko dobrze z Polski, przy czym na Ukrainie - dysponującej, zwłaszcza we wschodniej części,
wielkimi bogactwami naturalnymi i silnym przemysłem (80 proc. przemysłu krajowego) - rozkradanie majątku państwowego przez postkomunistyczną nomenklaturę przybiera szczególnie drapieżne, pazerne
i skorumpowane formy.
Czy „prozachodni” Juszczenko ma program zahamowania tych procesów, naprawy państwa, uczciwej prywatyzacji - czy też buduje tylko własny „obóz władzy”, który w oparciu
o kapitały zachodnie („otwarcie na Zachód”) odepchnąć chce od władzy obóz rywala? My w Polsce, bogatsi o doświadczenie i rozczarowanie „umowy okrągłego stołu”, możemy też patrzeć
na Ukrainę z takiego właśnie punktu widzenia.
Tak już jest w polityce, że słabość wewnętrzna państwa wykorzystywana jest bezwzględnie... Dla Rosji Ukraina jest jej zapleczem rolniczym i ważnym centrum surowcowo-przemysłowym (zwłaszcza wschodnia
Ukraina); dla Unii Europejskiej, której gospodarka przeżywa postępującą stagnację, Ukraina jest łakomym, wielkim i chłonnym rynkiem zbytu. Bez względu więc na spontaniczność obywatelskich manifestacji,
mających przede wszystkim charakter wielkiego słusznego protestu przeciw postkomunistycznemu „ładowi i porządkowi” (będącego de facto osłoną dla nomenklaturowego rozkradania majątku państwowego)
- wypadki na Ukrainie przypominają przeciąganie liny, którą z jednej strony ciągnie Moskwa, z drugiej - Waszyngton i Bruksela.
Czy to napięcie spowoduje pęknięcie kraju, jego podział, czy też wypracowany zostanie kompromisowy modus vivendi, zachowujący integralność kraju? I czy będzie to kompromis tylko polityczny, czy też
przyspieszy reformy gospodarcze Ukrainy? Wydaje się, że najbliższe dni rozstrzygną przynajmniej tę pierwszą kwestię.
Pomóż w rozwoju naszego portalu