Końcowe zdjęcia do filmu „Popiełuszko”. Ostatnie wyzwanie dla reżysera i operatorów. Premiera w październiku, a jak dobrze pójdzie, to nawet we wrześniu - obiecuje reżyser Rafał Wieczyński. Ostatnie ujęcia zaplanował w wiosennej scenerii Placu Zamkowego w Warszawie. W rzeczywistości jest koniec kwietnia 2008 r., na planie filmowym mamy 3 maja 1982 r. Wychodzący z nabożeństwa w katedrze św. Jana ludzie próbują na placu uformować patriotyczną manifestację. Upomnieć się o wolność. Biało-czerwone sztandary mieszają się z flagami zdelegalizowanej „Solidarności” i transparentami z napisem: „Uwolnić internowanych”. Trwa stan wojenny. Powtórka z historii. Bierze w niej udział ponad 700 statystów.
Od strony kościoła św. Anny na Krakowskim Przedmieściu - niebiesko. Na interwencję czeka milicja i uzbrojone po zęby ZOMO. Spacerowicze i przyjezdne wycieczki zatrzymują się i robią zdjęcia. Tylko starsi czują się nieswojo. Przywołują wspomnienia. Niektórzy mają łzy w oczach, gdy słyszą, że kręcony jest film „Popiełuszko”. Innych ponoszą nerwy, mylą im się dwa plany czasowe: stanu wojennego i współczesności. Zakasują rękawy, rwą się do bitki „z tymi draniami”. Tak bliskie są im jeszcze tamte dramatyczne przeżycia.
Widać jak na dłoni, że za chwilę dojdzie do konfrontacji. ZOMO już ćwiczy zaplanowane natarcie. Szykują puszki z gazem łzawiącym. W gotowości czeka naładowana do pełna armatka wodna - wodna broń do rozpędzania tłumów. Statyści ubrani na niebiesko, w kaskach na głowie, z chroniącymi oczy przyłbicami, uderzają miarowo gumowymi pałkami w grube plastikowe tarcze. Na razie idą „na kamerę”. Straszny łomot. Wkrótce dojdzie do ataku. Ale zanim reżyser krzyknie przez megafon: - Uwaga! Akcja! - statyści powtarzają sceny wielokrotnie. Współczesnym młodym ludziom, nieznającym tamtych realiów, trudno jest zagrać szarżujące oddziały ZOMO i patriotyczny tłum. Rafał Wieczyński pokazuje, jak wywijać flagą i jak maszerować. Taka jest jego rola.
- Uwaga! Akcja! Natarcie! Odbezpieczone puszki z gazem toczą się po bruku. Syk, potem wybuchy i pałowanie manifestantów w kłębach dymu. Gestapo! Gestapo! - krzyczy atakowany, bezbronny tłum. Do akcji wkracza armatka wodna, odrzucając siłą strumienia wody ludzi do tyłu. Niektórych ścina z nóg. Potem bitwa przenosi się na ul. Piwną, gdzie chronią się manifestanci. ZOMO tłucze ze wszystkich sił. Wśród manifestantów jest niewyróżniający się z tłumu młody człowiek - ubrany po cywilnemu ks. Jerzy Popiełuszko. I on poznał tego dnia, jaka jest cena obrony wolności.
Dla Adama Woronowicza, który gra postać głównego bohatera, to też lekcja historii. -Zastanawiam się, dlaczego musiało do tego wszystkiego dojść - mówi. Zanim wejdzie w tłum, siedząc na stopniach kolumny Zygmunta, długo i uważnie obserwuje ćwiczenia scen zbiorowych, reżyserowanych przez Wieczyńskiego. „Wącha czas.”
Dla statystów udział w tym filmie to przeżycie, które na długo zapadnie im w pamięć. Przyznają to w rozmowie. - Najbardziej podobały mi się sytuacje, w których musieliśmy uciekać, bo były najbardziej emocjonujące - przyznaje jeden z nich.
Wieczyński przypomina dziennikarzom, że film „Popiełuszko” będzie opowieścią o tym, jak młody chłopak z podlaskiej wsi stał się przywódcą swojego pokolenia oraz symbolem wolności i odwagi. - Wiem, że ludzie, którzy pamiętają tamte czasy, przyjdą na ten film, by zobaczyć i przeżyć to jeszcze raz. Ale chodzi też o to, aby młodzi zobaczyli, że postać Księdza Jerzego jest atrakcyjna i ciekawa. I że jest porywające pójście za przykładem takich ludzi - mówi Wieczyński.
Pomóż w rozwoju naszego portalu