Częstochowski akademik - przedmiot stałych anegdot
ludzi nie tylko "z branży", miejsce gdzie skupia się nieoficjalne
życie studentów, gdzie doba nie ma ustalonej liczby godzin, a o pojęciu "
cisza nocna" nikt nie słyszał - został moim nowym domem na okrągłe
pięć lat. Wyrwany z "głębokiego buszu", obarczony balastem prowincjonalności
przekroczyłem próg "Malucha", wrastając przez lata w jego atmosferę.
Jak wielkie szczęście stało się moim udziałem, uświadamiam sobie
dopiero teraz, kiedy okres mojej akademickiej przygody zbliża się
do nieuchronnego końca. Dziś mogę powiedzieć, że widziałem rzeczy,
o których nie śniło się filozofom, poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi,
mam kilku sprawdzonych przyjaciół, a obserwacje, które poczyniłem,
a którymi chciałbym się z wami dzielić, wzbogaciły moje człowieczeństwo.
Agnieszka Osiecka pisze o "snujących się po ulicach okularnikach",
co to mają poważne oblicza, wzrok utkwiony w ziemię i poza biblioteką
świata nie widzą. Taki student-intelektualista jest idealnym przykładem
samokształcenia, ceni wiedzę samą w sobie i ma świadomość własnego
statusu społecznego, mimo że niejednokrotnie cierpi głód. Ta piękna
wizja niestety w dzisiejszych czasach spełnia się coraz rzadziej,
choć widuję jeszcze ludzi w czytelniach, szczególnie przed sesją.
Dziś studiowanie nie polega na kształtowaniu własnego charakteru,
uczeniu się, by zrozumieć świat, by dociekać prawdy, ale na zdobywaniu
tytułu magistra z "przepychania się przez życie łokciami" lub "dążenia
do celu po trupach".
Obrazek 1
Wchodzę rano do futurystycznej auli Wydziału Zarządzania i
widzę obrazy rodem z paryskiego pokazu mody (chyba nigdy nie pozbędę
się kompleksu niższości): chłopaków w stylowych garniturach - oficjalnie
albo na luzie - w firmowych dżinsach, koniecznie z nażelowanymi grzywkami,
dziewczyny w sukniach wieczorowych, zakamuflowane ostrym makijażem,
doskonale zasłaniającym młodość, w butach na koturnach tak wysokich,
że każdy krok zdaje się być przyczyną ich wielkiego cierpienia.
Nowi Polacy z narzuconą maską cywilizacji pieniądza,
w ich ruchach widać nieporadność, jeszcze się biedacy nie nauczyli
tak wyglądać. Rodzima, wyrośnięta "bananowa młodzież". Wiemy dokładnie
jak korzystać z życia. Uczymy się, by wejść w bezwzględne tryby kapitalizmu.
Musimy być młodzi, "inteligentni użytkowo", najlepiej o miłej aparycji,
znać języki i obsługiwać komputer. Skazani na sukces w dobie bezrobocia.
Ktoś porozdawał już nasze karty, poprzydzielał role - albo idziesz
z nami, albo zostajesz w tyle. Tu nie ma miejsca dla słabeuszy.
Z każdym dniem akademik "Maluch" oplata coraz to szczelniej
sieć internetu. Tendencyjny obserwator mógłby doszukać się w tym
symbolu, ale...
Obrazek 2
W pokoju ziejącym barwami jak sala kinowa siedzi długowłosa
dziewczyna. Z twarzą wlepioną w ekran, ze słuchawkami na uszach wali
w jakieś wirujące stworki, najzupełniej nie zauważając, co dzieje
się dokoła. Chwilowo przebywa w rzeczywistości wirtualnej, a przecież
teraz właśnie powinna czytać książkę, pisać wiersz albo po prostu
uśmiechem rozkochiwać w sobie chłopaków z Wydziału Elektrycznego,
gdzie to kobiece widoki są zdarzeniami tej miary co pustynne deszcze.
Stwierdzam z całą stanowczością: kult komputera wrósł
już tak dalece w naszą świadomość, że maszyna ta w istocie swej przecież
nieszkodliwa, szczególnie wśród tzw. "środowisk niezwiązanych", zyskała
miano panaceum na wszystko. Już nie trzeba myśleć - komputer proponuje
gotowe rozwiązania, już nie trzeba wertować książek - można sobie "
ściągnąć z internetu", już nie trzeba mieć przyjaciół - można "poczatować"
na IRC´u. W pocie czoła, gdy tylko mam okazję, obalam więc mit komputera,
tłumacząc z wielkim mozołem np. mojej babci, że "to" wcale nie jest
inteligentne i w ogóle nie myśli.
Obrazek 3
Po całym dniu zmęczony wracam do pokoju. Siadam na zakurzonym
parapecie, rozkoszując się widokiem częstochowskiej panoramy. Ostatnie
blaski zachodzącego słońca są balsamem dla mojej steranej powszedniością
duszy. W klubie "Filutek" rozpoczyna się dyskoteka, młodzi bon vivant
ciągną tłumnie. Słychać miarowy rytm muzyki.
Gdzieś w dole dostrzegam niepozorną sylwetkę przemieszczającą
się szybko po wybrukowanym chodniku. Poznaję, to Grzesiek z szóstego
jak co wieczór idzie na Apel, by dziękować za wszystko Jasnogórskiej
Pani. Ecce homo.
Pomóż w rozwoju naszego portalu